wtorek, 2 kwietnia 2013

Piero Chiara - Czwartki pani Julii


Miałam prawdziwy prima aprilis, bowiem obudziwszy się z globusem i zapragnąwszy jednak skorzystać z wolnego dnia, zażyłam tabletkę, przepisaną ostatnio przez neurologa, z tych, co to już muszą pomóc. I prima aprilis! Nie pomogła nic a nic, dzień (i noc) spędziłam rozkosznie między łóżkiem a łazienką i wszelkie plany wzięły w łeb. Nic to, grunt, że dziś już wszystko porządku :)

Pierwszą książkę z kwietniowego planu zdołałam przeczytać już dziś, bowiem cienka jest, zaledwie sto stron. No i przede wszystkim z wątkiem kryminalnym, co zawsze powoduje szybszą lekturę.


Piero Chiara chyba nie miał w Polsce wydanej innej książki ze swego obfitego dorobku, a szkoda, bo choćby La spartizione jest tego warta. Polecam więc Państwa uwadze ten kryminalny drobiażdżek. Uwielbiam powieści osadzone w małych miasteczkach. Tu akcja toczy się w latach 50-tych, wyraźnie widać, że w czasach jeszcze przedtelewizyjnych, możliwości rozrywek są bardzo ograniczone i nic dziwnego, że pani Julia, małżonka szacownego mecenasa Esengriniego, starszego od niej o 20 lat, wpada w ostry bovaryzm, jak sam to określa jej mąż. Dorastająca córka została umieszczona na pensji u sióstr w Mediolanie, tej samej, gdzie niegdyś przebywała i matka. Pani Julia korzysta więc z okazji, by udawać się w każdy czwartek do Mediolanu, niby to w odwiedziny do Emilii. W rzeczywistości wizytę u córki pani Julia załatwia w pół godziny, a potem spotyka się z kochankiem. Kochanek już zdążył się nią znudzić, więc gdy dostaje list z pogróżkami od męża-rogacza, korzysta z okazji i natychmiast z Mediolanu wyjeżdża. W kolejny czwartek pani Julia znika. U komisarza Sciancalepre (pyszny typ, południowiec, wielbiciel codziennej miski spaghetti) pojawia się mecenas Esengrini z zawiadomieniem o ucieczce żony. To przestępstwo określane jako opuszczenie współmałżonka, mecenas składa oficjalną skargę, są więc podstawy do rozpoczęcia śledztwa.

Czy śledztwo to przyniesie rezultat - przekonajcie się sami. Rzecz krótka, ale warta poświęcenia jej dwóch godzinek: świetnie odmalowana gdzieś tam w tle prowincja, a przede wszystkim obyczajowość włoska ówczesnych lat. Czwartki pani Julii na pewno i Was usatysfakcjonują. Autor zmarł w 1986 roku. Był praktycznie samoukiem, bo z wielkim wysiłkiem, w wieku 16 lat, uzyskał świadectwo szkoły podstawowej... nie przepadał za nauką :) Wielki próżniak i miłośnik bilardu, grywał również małe rólki w filmach kręconych według jego powieści. Często bywał porównywany do Giovannino Guareschiego, też wielkiego wielbiciela równiny padańskiej, ale podstawowa różnica między nimi polegała na tym, że Guareschi namiętnie pragnął powrotu do tego, co było kiedyś, a Chiara takiej możliwości już nie widzi, jest świadom nieuchronności zmian.

W 1974 roku KIK wydał następujące tytuły:

Większość - poza Remarque'iem i Szabó - jest mi nieznana.


Wyd. PIW Warszawa 1974, wyd.I, 99 stron
Seria KIK
Tytuł oryginalny: I giovedì della signora Giulia, 1970
Tłumaczyła: Teresa Jekiel
Z własnej półki (kupiona 18 lutego 1981 roku w antykwariacie za 12 zł czyli cenę okładkową)
Przeczytałam 2 kwietnia 2013

19 komentarzy:

  1. To i tak nieźle :-) ja kojarzę tylko autorów - James to gwarancja literatury najwyższej jakości przynajmniej z moich dotychczasowych spotkań, Murdoch podobno także chociaż ja zaliczyłem do tej pory z nią wyłącznie falstarty :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi przypomina, że mam chyba taki film Dom na placu Waszyngtona... Jamesa czytałam tylko Autografy Jeffreya Asperna, bo to Wenecja... a mam jeszcze jakieś opowiadania Drzewo wiadomości. Murdoch to tylko nazwisko dla mnie, nic za nim konkretnego nie stoi.

      Usuń
    2. Polecam "Portret Damy" film niezły ale książka jeszcze lepsza i "Ambasadorów". Remarque w zestawieniu na 1974 r. to już resztki dawnego Remarque'a.

      Usuń
    3. Ambasadorzy znani... kiedyś może sięgnę (z biblioteki).

      Usuń
    4. "Dom na Placu Waszyngtona" - wspaniała książka, bardzo ją lubię :)
      Ale moim zdaniem nie wszystkie książki Jamesa są równie dobre, bo np. "O czym wiedziała Maisie" to okropne nudziarstwo. Trzy razy próbowałam czytać i po kilkunastu kartkach poddawałam się.



      Usuń
    5. Jest jeszcze jakaś Złota czara, też sfilmowana.

      Usuń
  2. Migreny bardzo wspołczuje, mnie niestetety tez leki, ktore wszystkim pomagaja, nie przynosza ulgi.
    Zawsze cos ciekawego znajdziesz:)
    Z tych ksiazek na 1974 mam Remarque'a i Szabo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ostatnio mi przepisał coś silniejszego i kiedyś już wzięłam, kopnęło mnie co prawda mocno, ale pomogło, więc byłam przekonana, że mam wreszcie remedium, tylko je oszczędzać muszę, bo dostałam receptę na 12 tabletek w lutym, a następna wizyta dopiero w czerwcu, dlatego się zastanawiałam, czy w ogóle brać wczoraj, skoro do pracy nie idę, ale postanowiłam jednak podarować sobie dobry dzień. I tu taki zawód, nie zadziałało, sama nie wiem, co o tym myśleć. Karma taka czy co :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ale ja nie cierpię koniaczku :(
      A poza tym, gdyby działał... niepotrzebne by już były wszelkie fora migreników ha ha. Lampka koniaku i problem z głowy, a nie jakieś tam tryptany!

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Są fora KAŻDEGO podgatunku, więc i migreników też :)

      Usuń
  3. Migreny współczuję, ja za to załapałam się na przedwiosenny katar. Ale to znak, ze wiosna naprawdę idzie. Nie są mi potrzebne prognozy pogody, przepowiednie górali, jak pojawia się katar to znak, że WIOSNA tuż, tuż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ja mam alergię całoroczną, bo na roztocza. Przy tych ilościach książek - nieunikniona.

      Usuń
  4. A ja myślała, że tylko mnie się ten globus, którego u mnie stwierdziła lekarka przytrafił.
    Lubię takie powieści osadzone w latach 50-tych, może mi się nawinie pod rękę.)

    OdpowiedzUsuń
  5. W tej niewielkiej książeczce najbardziej podobała mi się wielokrotnie motana fabula i niejednoznaczne zakończenie.Tak w ogole to tez mam sentyment do KIKa, z małymi wyjątkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zakończenie jest absolutnie niejednoznaczne. Ja osobiście przychylam się do tezy, że byli wspólnikami i wykonali prawdziwy majstersztyk :)

      Miło mi, że zajrzałaś :)

      Ja serię KIK postanowiłam częściowo sobie odświeżyc, a częściowo przeczytać po raz pierwszy; nie całą, broń Boże, trochę by mi to życia zajęło :) ale tak po jednej sztuce na miesiąc, głównie z tych, które mam w domu i zobaczę, dokąd dojdę.

      Usuń