To była jedna z tych bibliotecznych przypadkowych, nie zamawianych, tylko wynalezionych na stoliku ze świeżo oddanymi. Nie byłam bardzo przekonana do lektury, ale wzięłam. Spróbuję.
Bo mój stosunek do Ochojskiej do tej pory nie był jakiś entuzjastyczny.
No owszem, wiedziałam, że istnieje (jak każdy w Polsce), ale to by było na tyle. Kto wie, czy nawet gdzieś z tyłu głowy nie było brzydkiej myśli, że się kobieta lansuje na cudzym nieszczęściu...
Ale Ochojska to nie, pożal się Boże, Matka Teresa, tylko osoba, która prawdziwie poświęciła swe życie pomaganiu innym. Z przypadku, jak większość rzeczy, które nam się przytrafiają :)
Ta książka pomogła mi zrozumieć pewne sprawy i myślę, że powinien ją przeczytać każdy, kto kiedykolwiek myślał choć przez chwilę o pomaganiu.
Że to nie chodzi o to, by posłać konserwy i koce, ale by przede wszystkim zadbać o przyszłość tych, którym się pomaga, choćby przez kopanie studni, o których dużo tu się tu opowiada.
Zrobiło mi się też przykro, że sama nic nie robię. A że akurat w tych dniach widziałam plakat zachęcający do rejestracji na dawcę szpiku, poszukałam więcej informacji. Wiem, że to nie ma nic wspólnego z pomocą humanitarną Ochojskiej, ale chciałam zrobić COKOLWIEK.
O tym szpiku to już kiedyś tam myślałam, ale się przeraziłam. Więc teraz wróciłam do tematu, pokonałam swoje strachy szpitalne i prawie się zdecydowałam - gdy doczytałam, że rejestrować się mogą osoby w wieku do 50 lat (z innego źródła, że do 55). Tak czy siak, dla mnie już za późno.
Teraz muszę czekać na następny impuls...
Początek:
Koniec:
Wyd. ZNAK Kraków 2015, 317 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 26 sierpnia 2019 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Hm.
Nie powinno ich tu być.
Ale tak - na stronie Biblioteki Kraków zauważyłam wśród nowości jedną z tych pozycji (nawet jest kolejka i zapisałam się), ale potem doczytałam, że tego nie ma w sprzedaży. Jak nie ma w sprzedaży - znaczy, że jest w rozdawnictwie ;) zadzwoniłam więc do Małopolskiego Instytutu Kultury i wycyganiłam, co mieli. Nawet jeszcze jedna była do dyspozycji, ale już ją miałam skądyś.
Więc nie kupuję - no, nie kupiłam.
Ale koncepcja była - nie nabywam w żaden sposób, nie dodaję, nie przynoszę do domu.
A tu przyniosłam :)
Co ja poradzę. W końcu to o Krakowie (choć nie tylko)!
Przy okazji poznałam kapelę (zwierzyniecką?)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz