niedziela, 15 marca 2020

Yoko Ogawa - Ukochane równanie profesora

W ramach Wielkiego Koronawirusowego Wypożyczenia Bibliotecznego przyniosłam toto. No, tak rzuciłam w biblio okiem na okładkę i pomyślałam, że a nuż coś fajnego.

A tu jeszcze Monika Julita mówi, że od jakiegoś czasu o tym słyszy. No to dałam na górę kupki.


Więc teraz mogę śmiało powiedzieć tak - pierwsze koty za płoty.
No nie podobało mi się.
Nic mnie tam prawie nie zainteresowało. Nawet japońskie klimaty nie pomogły. Raz narratorka wspomina o elektrycznym garnku do gotowania ryżu, to był dla mnie cały japoński klimat.
Przyłapałam się kilkakrotnie na myśli, że właściwie nie mam poczucia japońskości bohaterów, nawet w sensie wyglądu. W końcu przy czytaniu powieści próbujemy jakoś tam sobie wyobrażać jej bohaterów. Więc zapominałam, że powinni mieć skośne oczy i ciemne proste włosy :)

No, ale najgorsze to były: bejsbol i matematyka czyli dwa główne tematy. Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie zainteresowania dla żadnego z nich. Nawet nie wiem, który gorszy :) O ile rozumiem, że rzecz tu idzie o stosunki międzyludzkie, o rodzenie się empatii, odpowiedzialności za drugiego człowieka czy innych uczuć etc. to całości mówię stanowcze NIE.
Nie dla mnie to książka.

Początek:
Koniec:

Wyd. TAJFUNY Warszawa 2019, 190 stron
Tytuł oryginalny: Hakase no Aishita Sushiki
Przełożyła: Anna Horikoshi
Z biblioteki
Przeczytałam 14 marca 2020 roku

O, wpadłam na pomysła. Będę oznaczać każdą przeczytaną teraz książkę etykietą Wielkie Koronawirusowe Czytanie :) Ku pamięci i żeby potem (POTEM!) zobaczyć, ile się nazbiera. I czy będę musiała przejść do własnych, bo biblioteczne mi się skończą. Czytajmy, nie wiemy, czy ten świat potrwa jeszcze dwa tygodnie!

/wiem, że potrwa, nawet dłużej/

5 komentarzy:

  1. Dziękuję :) To wykreślam z listy. Matematyka...brrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upraszczam, oczywiście ;)

      Usuń
    2. Wiesz co, ja jestem taki tłumok matematyczny, że nawet nie zapamiętałam w końcu, co to liczby pierwsze, a co naturalne - mimo, że to było tam wałkowane :)

      Usuń
    3. :))) Ja to zawsze pół żartem, pół serio mówię. że ledwo odróżniam siódemkę od dziewiątki. A tak serio...miałam dużo szczęścia, bo za moich czasów nie trzeba było zdawać matury z matematyki. Gdyby była obowiązkowa, legitymowałabym się wykształceniem podstawowym;)))

      Usuń
    4. Cóż, ja zdałam, bo... dostałam ściągę.
      Mogę już dziś to głośno powiedzieć, bo co mi zrobią? Zabiorą maturę? Jeśli nawet, to w niczym mi to już nie zaszkodzi :)

      Usuń