środa, 22 kwietnia 2020

Janek Żdżarski - Chiny 431 km/h

No, skoro mamy tu tego wirusa z Chin, to wypadało zapoznać się z pozycją kupioną niegdyś na allegro za niewielki pieniądz (na szczęście), za to ważącą coś koło tony - bo ambitnie na kredowym papierze wydaną.
Mogę o tej książce powiedzieć coś dobrego. Mianowicie ze względu na format idealnie mi się mieści na takiej niskiej, a głębokiej półce. I to by chyba było tyle :)
Nie no, stanowczo ciekawsze rzeczy na temat tego kraju na mnie czekają.
Autor, wówczas jeszcze młody człowiek, sam wspomniał w którymś momencie złotą myśl "kumpla":
Przyjedziesz do Chin na tydzień - napiszesz reportaż; przyjedziesz na miesiąc - napiszesz książkę; przyjedziesz na rok - nie napiszesz nic.
No, tak to już chyba jest...
Poczytałam z dużą ilością zniecierpliwienia, bo sporo błędów (a już znieść nie mogę zwłaszcza, gdy ktoś pisze "mi się to podoba", dżizas!). Co gorsza - ale to można oczywiście zwalić już na mój wiek - w dużej mierze musiałam czytać z LUPĄ!!! Część tekstu, ta żywcem skopiowana z autorskiego bloga, została wydrukowana kursywą i czcionką tego rodzaju, że praktycznie staje się nieczytelna. Redakcję wykonał wydawca, a co to znaczy, gdy nikt nie jest pod czymś takim podpisany z imienia i nazwiska, to się można domyślać. Nawet się nie zorientowali, że jeden tekst został wydrukowany dwa razy...








Wyd. terraQuest Warszawa 2008, 466 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 17 kwietnia 2020 roku

Stanowczo mi się nie chce czytać w tych czasach. Albo inaczej - nie mam dalej na to w ogóle czasu :) Przyzwyczajenie całego życia jest takie, że czytam wieczorem w łóżku. No a z drugiej strony staram się teraz oglądać te różne stare i nowe czeskie seriale, bo nagle zorientowałam się, że już daję radę! W sensie coraz lepszego rozumienia języka mówionego. No a oglądać mogę tylko wieczorem, mój mały projektor w dzień nie daje rady, nie posiadam aksamitnych czarnych zasłon, które by to umożliwiły przy długim już dniu (i cudownie słonecznym ciągle). Tak więc na czytanie nie zostaje już czasu.
Chyba faktycznie się przerzucę na albumy (co mi przyszło do głowy podczas tych ostatnich lektur). Tu mogę się skupić i w dzień, ba! nawet lepiej się fotografie ogląda, bo lampka nad głową nie rzuca refleksów na kredowy papier :)
W fotelu przy otwartym oknie przewracając leniwie kartki - marzenie całego życia nagle się spełnia ni z tego ni z owego :)

/marzenie jeszcze większe by było, gdyby to był fotel w ogrodzie... ale wiem przecież, że każdy robak w trawie i każdy owad brzęczący gdzieś nad głową by mi przeszkadzał/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz