czwartek, 30 września 2021

W. Bill-Biełocerkowski - Trzy befsztyki z dodatkami

 

Jack w komentarzu pod poprzednim postem zainspirował mnie anegdotką z czasów stalinizmu na temat treści podręcznika do angielskiego - do odgrzebania na półce (oczywiście w drugim rzędzie) pewnej propagandówki, którą nabyłam pewnie na allegro, jakoś tak w 2012 roku, w czasach mojej rusomanii.

Myślałam, że Bill-Biełocerkowski to pseudonim i że świat o tym autorze nie słyszał, a tu ma hasło nawet na polskiej Wiki:

Władimir Naumowicz Bill-Biełocerkowski, ros. Владимир Наумович Билль-Белоцерковский (ur. 9 stycznia 1885 w Aleksandrii, zm. 10 marca 1970 w Moskwie) − rosyjski i radziecki dramaturg i pisarz, w młodości robotnik; Zasłużony Działacz Sztuk RFSRR.

Władimir Bill-Biełocerkowski urodził się 9 stycznia 1885 roku w ukraińskiej Aleksandrii. Ukończył trzyklasową szkołę miejską. W młodości przez osiem lat pływał jako marynarz rosyjskiej i angielskiej marynarki handlowej, następnie przez siedem lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował jako robotnik. Do Rosji wrócił po rewolucji lutowej i od razu wstąpił do WKP(b). Zmobilizowany w sierpniu 1917 roku, brał udział w rewolucji październikowej i walczył w wojnie domowej, w której został ranny. W 1918 roku debiutował jako dziennikarz, potem zaczął tworzyć opowiadania i sztuki. Jako aktywista partyjny pracował w Symbirsku i na Kubaniu. Należał do ugrupowań literackich Proletkult i Kuznica. W 1920 roku wydał swoje wspomnienia z podróży po świecie Śmiech przez łzy, a popularność zdobył dzięki sztukom o tematyce politycznej i komediom.

 Bardzo prawilny życiorys. Ponieważ Trzy befsztyki zawierają pięć opowiadań z życia nędznych amerykańskich proletariuszy, wnioskować można, że Władimir znał ich problemy z autopsji. A także zapewne nieraz widział jak to jest w tej wstrętnej kapitalistycznej Ameryce: na przykład dobrze ubrani dżentelmeni mają uśmiech zadowolenia na bezczelnych twarzach, a znakomitość medycyny, która bierze 25 dolarów za wizytę, ma z kolei zgryźliwą twarz i złe oczy. Właściciel restauracji powinien biedakowi zafundować te nieszczęsne trzy befsztyki, tak byłoby sprawiedliwie, a nie wzywać policję, gdy klient nie chce zapłacić za skonsumowany obiad. Ale za to między robociarską bracią jaka solidarność! Gdy zwalniają starego marynarza, żeby na jego miejsce przyjąć młodszego, ten ostatni zaprasza go do swego domu: ma zamieszkać razem z jego rodziną i być dziadkiem dla jego dzieci. Why not? W bajkach wszystko możliwe.

Można by się uśmiać i na tym skończyć. Ale na rosyjskiej Wiki można też doczytać, że to bardzo miły człowiek był i dbał o morale kolegów po piórze (choć raczej nie nazywajmy go kolegą Bułhakowa)...


В 1929 году Билль-Белоцерковский написал И. В. Сталину письмо, обвиняя М. А. Булгакова и МХТ в неприятии советского мировоззрения. Тот ответил, что пьеса «Бег» не должна быть опубликована в том виде, в котором она предоставлена автором.

W internecie można przeczytać odpowiedź Stalina na ten donos zarówno po rosyjsku, jak i w tłumaczeniu na angielski.

Początek:

Koniec:


Półka. Spora część widocznych tu arcydzieł jest (jeszcze) nieprzeczytana. Co mi każe się zastanowić nad tokiem dziejów. Zanim zdążyłam zapoznać się ze wszystkim, co nazbierałam radzieckiego, już moje zainteresowania przeskoczyły w stronę Czechów. Teraz pytanie - czy zdążę przeczytać czeskie książki, zanim znów coś innego strzeli mi do głowy?

Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1950, 94 strony

Informacji o tytule oryginalnym tudzież autorze przekładu nie ma co szukać, wydawnictwo nam tego zaoszczędziło. Za to wiemy, że była to Biblioteczka Literatury Radzieckiej - ciekawe, czy wszystkie wychodziły w tym samym formacie?

Z własnej półki (i nie zamierzam się pozbywać! taki cymes!)

Przeczytałam 30 września 2021 roku


Dziś pomiędzy moim wyjściem do pracy a powrotem latarnia przed kuchennym oknem zmęczyła się okrutnie i zwisła. Gdym wychodziła popołudniu ponownie, na maszerowanie, pomyślałam, że muszę ją koniecznie jutro rano sfocić. Wróciłam przed 19.00, było już ciemno (rany boskie, coraz krótszy dzień 😢) - zdziwko: latarnia świeciła! Nie przypuszczałam, że w tym stanie jest w stanie... Pięknie świeciła, do góry, ładnie iluminując fasadę bloku 😁Aż tu przed chwilą przyjechali i w pięć minut zdemontowali, obuzy jedne! Patrzcie, jakie szybkie, gdy nie trzeba! I już nie będzie zdjęcia!

A skoro o maszerowaniu mowa. Ludzka Derechcja wypuściła mnie z Fabryki godzinę wcześniej, więc wracałam do domu piechty, szczęśliwie będąc przypadkiem odpowiednio obuta. Piechty i sporymi zakosami, dzięki czemu odkryłam, jak upamiętniono Pyjasa przed Żaczkiem...

... oraz zeszłoroczny Strajk Kobiet (to jest przed krakowską siedzibą wiodącej partii).

A' propos wiodącej. Córka mi dziś opowiada przy obiedzie, że otwarła rano okno w moim pokoju, poszła do kuchni, ale po coś wróciła, patrzy, a na parapecie siedzi wiewiórka. Jezu, i co, pytam.

- No nic, wrzasnęła ***** *** i uciekła.


26 komentarzy:

  1. Niczego z tej półki nie czytałem, nawet autorów - oprócz Katajewa - nie kojarzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trifonow jest jeszcze taki trochę bardziej znany ("Dom nad rzeką Moskwą"). Tu akurat stoi jego "Niecierpliwość", którą nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytam, bo traktuje o przygotowaniach do zamachów na cara...

      Usuń
    2. Nazwisko słyszałem, ale ani czytałem cokolwiek, ani wiem o czym pisał.
      A "Samotny biały żagiel" był moją nagroda szkolną na zakończenie którejś (piątej? szóstej?) klasy podstawówki.

      Usuń
    3. "Samotny biały żagiel", klasyka dziecięco-młodzieżowych lektur, zresztą chyba też szkolna lektura 😁

      Usuń
  2. znam tylko Siemionowa, wrocilam do Tolstoja, i wkrotce zaczynam Pasternaka, czeskiej wogole nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ambitnie :) Potwierdza się, że czasem lepiej skupić się na klasyce niż narażać na współczesne dziadostwo...
      Co do czeskiej - i też pozostając przy klasyce - a co ze Szwejkiem? To trzeba obowiązkowo, moim zdaniem 😁

      Usuń
  3. Bill-Biełocerkowskiego nie znam i nigdy o nim nie słyszałem, ale facet miał szczęście, że Stalin go nie wysłał do więzienia lub w zaświaty jedynie za to, że był w USA. Musiał rzeczywiście pisać świetną fikcję zgodnie z życzeniami Stalina!

    Zresztą nie trzeba aż cofać się tak daleko: w 1977 roku dyrektor mojej szkoły podstawowej zaczął nam wyjaśniać, jaki straszny jest kapitalizm: że nie ma urlopów i jak się weźmie kilka dni wolnych, to się straci pracę, i żeby nie system socjalistyczny, to podręczniki szkolne kosztowałyby nas po… kilkadziesiąt tysięcy złotych. Słuchaliśmy, bo musieliśmy, ale nawet jako piętnastolatki wiedzieliśmy, że mówi bzdury.

    A jeszcze o fikcji mówiąc (w tym wypadku, fikcji naukowej): w latach siedemdziesiątych mój kolega kupił za jedyne 5 złotych PRL-owskich pięknie wydaną i oprawioną książę na temat opieki zdrowotnej z ZSRR! Długo ją oglądaliśmy i zastanawialiśmy się, ile kosztowało jej wydanie (błyszczące strony, kolorowe zdjęcia)—aż szkoda było myśleć, że pewnie 95% egzemplarzy od razu pójdzie na makulaturę…

    Również pamiętam, jak „ucząc” się rosyjskiego, musieliśmy przeczytać opowiadanie (po rosyjsku) o marynarzach, których statek czy też barka straciła silnik, nie mieli radia i dryfowali samotnie po oceanie. Szybko skończyło się im jedzenie i zmuszeni byli gotować i spożywać skórzane paski, buty i ubrania—a nawet żartowali, że „dzisiaj mieliśmy wołowinę, a wczoraj wieprzowinę”. Co głośno skomentował mój kolega: „Pewnie nigdy przedtem tak dobrze nie jedli!” Nauczyciel jednak nie podzielał jego zdania i o ile pamiętam, kazał mu za karę wyjść z klasy.

    Prócz Katajewa nie znam żadnych innych autorów książek na półkach. Ale za to świetnie pamiętam Pyjasa, o jego zamordowaniu dowiedziałem się z „Radia Wolna Europa”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale dyrektor miał rację - podręczniki są bardzo drogie (komplet do liceum ładnych kilka stówek), a w niektórych firmach nie tylko chodzenie na urlop, ale i odmawianie darmowych nadgodzin grozi zwolnieniem i ludzie się na to godzą.

      Usuń
    2. Jakie tam "od razu na makulaturę"! Przypuszczam, że takie świetne wydawnictwo było obowiązkowe w gabinecie każdego dyrektora w szpitalu czy kierownika przychodni w ZSRR.
      Co do opowieści nauczycieli, to muszę przyznać, że nasza rusycystka nie męczyła nas takimi głupotami. Oczywiście co było w podręczniku to było, ale sama z siebie nie opowiadała debilizmów. Nigdy nie rozmawialiśmy na tematy bardziej prywatne, więc nie wiem, co ją na przykład skłoniło do studiowania rusycystyki, pamiętam jedynie, że po cichu opowiadano, że była uczennicą swojego profesora, z którym potem wzięła ślub (mały prowincjonalny skandalik), więc może poszła na takie studia z całkiem innej miłości 😉

      O tym Biełocerkowskim też pomyślałam, że długo żył. Przecież takich, co na własnej skórze poznali Zachód, pozbywano się szybko. Ale pewnie był przydatny jako autentyk, że niby był i widział i teraz opowiada, jak tam jest "naprawdę".

      Usuń
    3. => Anonimowy
      Co to znaczy "w niektórych firmach"? W których?
      A kilkadziesiąt tysięcy złotych to nie kilka stówek.

      Usuń
    4. Owszem, książki za komuny były tanie, ale to się przecież nie brało znikąd, tylko z nierynkowej ekonomii i polityki cenowej państwa. A wiemy, jak się to skończyło, prawda?

      Usuń
    5. Wydaje mi się, że książki w PRL-u były tak samo tanie, jak teraz. Albo nawet droższe.
      Mam teraz pod ręką tom (ponad 500 stron) w twardej oprawie z 1958 roku z ceną na okładce - 35 zł.
      Teraz by taka kosztowała z 50-60 zł.
      Czyli za przeciętne wynagrodzenie z 1958 roku (dane na stronie ZUS) można było kupić 1348/35 - 38,5 takich książek, a teraz (wziąłem dane za 2020 rok) 5167,47/60 aż 86.

      Usuń
    6. "No ale dyrektor miał rację - podręczniki są bardzo drogie (komplet do liceum ładnych kilka stówek)"

      Bez komentarza.

      "A w niektórych firmach nie tylko chodzenie na urlop, ale i odmawianie darmowych nadgodzin grozi zwolnieniem i ludzie się na to godzą"

      "Niektóre firmy" to znaczy 1%, 2%, 5%?
      Generalnie nie słyszałem o darmowych nadgodzinach i odmawianiu urlopu (piszę o Ontario, gdzie mieszkam). Legalnie pracodawca MUSI płacić 1.5 razy więcej po 44 przepracowanych godzinach w tygodniu i MUSI dać minimum 2 tygodnie urlopu płatnego, ale często pracownicy otrzymuję większe wynagrodzenia i dłuższe urlopy. Również legalnie nie wolno im pracować powyżej 48 godzin w tygodniu i jeżeli pracownik doniósłby na pracodawcę, ten mógłby mieć problemy-ale zazwyczaj pracownicy nie mają problemu robić nadgodziny.

      Usuń
    7. => Dariusz
      Być może to rzeczywiście mit, te niby tanie książki w PRL, który się powtarza dość bezmyślnie...
      Teza, że bogate biblioteczki w inteligenckich domach mogły być wynikiem braków na rynku innych towarów (nie było na co wydawać, to wydawano na książki), nie wydaje się do końca głupia.
      Przy okazji znalazłam artykuł w Rzeczpospolitej:
      https://www.rp.pl/plus-minus/art2894791-jak-to-z-ksiazka-w-prl-bylo-cenzura-kontrola-monopol-panstwa
      Zdjęcie u góry - pamiętam, sama w takich kolejkach stałam 😁

      A na tym forum też ktoś dokonał porównań płac i cen:
      https://forum.gazeta.pl/forum/w,151,99104036,99104036,Ceny_ksiazek_w_PRL.html

      Usuń
    8. => Jack
      Anonimowy się chyba odnosi do polskich realiów? Dlatego pytam w których firmach.
      Bo tego rodzaju praktyki (strach przed wzięciem urlopu) kojarzą nam się raczej z Japonią. Przy czym to bardziej kwestia kulturowa i - przede wszystkim - siedząca w głowie.

      Usuń
  4. Nie szkoda Ci miejsca na półkach na takie "arcydzieła"?...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że pomyślałam, czyby nie wynieść tych befsztyków... Ale z drugiej strony to aż rarytas, taka propagandówka 😂 Zajrzałam na allegro, a tu nie ma ani jednego. No to trzymam w charakterze ciekawostki 😁

      Usuń
  5. Nie moge sie ustosunkowac do tej ksiazki nie znajac jej. Bedac na biezaco z Twym blogiem i lektura wciaz mysle jakie inne sa moje. Oprocz Szwejka to nie znam niczego czeskiego, rosyskich tylko pare klasykow. Zreszta u nas jest inny wybor - malo europejskich autorow chociaz istnieja ale nie w takich ilosciach jak u Ciebie. Pewnie jest duzy wybor na Amazon ale jakos nie ciagnie mnie do nich.
    Trzymaj sie zdrowo .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oczywiste, że każdy kraj skupia się na sobie i swoim kontynencie. Ameryka czyta amerykańskich autorów, których my w większości nie znamy, poza tymi wybitnymi albo aktualnie modnymi.
      Między innymi dlatego wydaje mi się, że bardzo ciężko jest w pierwszym pokoleniu imigranckim być kompletnie zasymilowanym. Niezależnie od dobrych chęci imigrant nie ma za sobą wychowania w danej kulturze, nie ma bagażu, który niesie każde miejscowe dziecko, w postaci dziecięcych piosenek, wyliczanek, dziecięcych lektur, bohaterów kreskówek (nie wspominając o późniejszych i poważniejszych).
      Nie wiem, czy dobrze myślę?

      Usuń
  6. Wiewiórka wymiata!
    Na pewno lektur nie zabraknie ci do końca życia, choć nie wiem, czy ja chciałabym się katować takimi arcydziełami ;-)
    Ta latarnia to kreatywne podejście do ulicznego oświetlenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Befsztykami to niekoniecznie 😁 ale czasem wśród tych radzieckich książek trafiają się ciekawe, nie można odrzucać a priori, ze względów ideolo, jak to było jeszcze za komuny. Dziś można do nich podchodzić spokojniej 😉

      Teraz, jak ucięli tę biedną załamaną latarnię, mamy w nocy ciemno i chodzenie na siku jest macaniem ścian 🤣🤣🤣

      Usuń
  7. O nie! Tylko nie "otwarła"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż... i tak (otworzyła) i tak (otwarła), to jest prawidłowa odmiana. Specjalnie sprawdzałam przed napisaniem, bo też mi się zdarza mieć co do takich (starszych) form wątpliwości. Że niby potoczne. Ale jednak.
      Ale byłam ciekawa, czy ktoś zwróci uwagę 😁

      Usuń
  8. Jaka mądra wiewiórka 😁 Miałam świetną rusycystkę, zorganizowała szkolny wyjazd na wymianę z młodzieżą z Moskwy - miałam dzięki temu okazję zwiedzić i Moskwę, i Leningrad (tak się wtedy przecież zwał), korespondowałam z fajnymi dziewczynami wtedy poznanymi. Oczywiście potem się kontakty urwały, ale co zobaczyłam to moje 🙂
    Wyciągnęłam właśnie "Zbrodnię i karę" dla przypomnienia, wnuczka ma lekturę, więc babcia musi być na bieżąco, żeby wiedziała o czy mówi 🙂 Dawno temu za pierwszym razem przeczytałam jednym tchem i zakochałam się w imieniu Rodion 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, u nas się ani nie śniło o takich wymianach, wielka szkoda. Nie widziałam więc Rosji i już nie zobaczę 😞 Dzisiaj zresztą już bym się bała, to głupie, ale fakt...
      Czy masz zamiar wszystkie lektury wnuczki przerobić? To Cię czeka trochę roboty 😁 Ale to fajnie, że będzie mogła z kimś na temat książki porozmawiać - pozaszkolnie!

      Usuń
    2. Wszystkie to nie, ale "Zbrodnie i karę" czytałam jednym tchem nie mogąc się oderwać, więc chętnie przetestuję swoją reakcję po latach.
      Teraz już bym nie pojechała za skarby świata, ale wtedy spotykaliśmy się (my młodzież polska) z sympatią ze strony tambylców 🙂

      Usuń