środa, 27 kwietnia 2022

Magdalena Moskal - Emil i my. Monolog wielodzietnej matki

 

To jest bardzo dobra książka, wiecie? Chyba pierwszy raz od początku pandemii grzebałam na półce w bibliotece (wszystko teraz jest znów pierwsze) i wyciągnęłam ją spośród świeżo oddanych. Byłam drugą czytelniczką. Autorka krakowska, aczkolwiek mi z nazwiska nieznana, teraz doczytuję, że pracowała w różnych wydawnictwach (Czarnym na przykład) i jako rzecznik w Bunkrze Sztuki. Lewicowa feministka, jeśli już koniecznie mamy przypinać etykietki.

Książka jest co prawda pełna trudnych słów, bo autorka jest intelektualistką mocno osadzoną w najnowszej terminologii psychologicznej i innej (jaka tam na końcu bibliografia!), począwszy od tej okładkowej trickseterki (???), ale pięknie pisze o macierzyństwie. I pięknie się nad tą kwestią zastanawia. 

Aż mi dziwnie po tej lekturze - że moje macierzyństwo było o wiele prostsze, ale czy to, że bardziej instynktowne niż wykoncypowane oznacza, że bardziej naturalne? Chyba nie. Raczej mniej świadome 😕


Początek:

Koniec:

Wyd. Karakter, Kraków 2021, 236 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 23 kwietnia 2022 roku



Dozorcy u nas nie ma, więc gdy w piątkowe popołudnie wywaliło kanał w piwnicy, przyszło czekać do poniedziałku na wypompowanie. Przypominam - mieszkam na parterze. Wiecie, jakie przyjemne zapachy rozniosły się wszędzie? Nie polecam w każdym razie. Potem dziewczyny w pracy powiedziały, że przecież musi być numer awaryjny. I faktycznie był. Mądry Polak po szkodzie.

Miałam ten poniedziałek wolny i zamiast gnić w łóżku, jak to się u mnie w domu mawiało (a Nowa Sekretarka twierdzi, że u niej też) znów poszłam do ZUS. Bowiem poprzednim razem owszem, zaszłam dopytać, kiedy złożyć papiery o jałmużnę, ale formularzy nie wzięłam. Bo do tej pory nie mieści mi się w głowinie, że to już.Naprawdę??? Teraz boję się do nich zajrzeć*, że będą ode mnie chcieli spowiedzi, co, od kiedy do kiedy, daty, fakty... Przecież chyba wszystko tam mają? A ja nie mam nic. A jeśli mam, to nie wiadomo, gdzie. Nasza pani sprzątająca mnie straszy, że jest tam w tym ZUS-ie jeden wielki bałagan. 

* Jednak zajrzałam. Nic takiego. To znaczy - przeraziłam się, gdy zobaczyłam te rubryki do wyboru, z 10 lat, z 20 lat, a uspokoiłam, gdy doczytałam, że mam nie wypełniać, skoro urodziłam się po 1948 roku. Ciekawe, czy dużo osób urodzonych wcześniej składa wniosek o emeryturę... mają teraz 74 lata co najmniej. Eee, to w sumie nie tak dużo, może są tacy.

A w domu, zamiast - jak już wiemy - gnić w łóżku, zrobiłam porządek w dwóch szufladach kuchennych. Przeraziłam się - tyle gadam o niemarnowaniu jedzenia, po czym wynoszę do śmieci całą siatę przeterminowanych sosów, zup, przypraw. Winę za to ponosi oczywiście system składowania, do szuflady wrzucało się na wierzch nowe zakupy, a o starych zapominało, bo już ich nie było widać.

No to myślę, jak to rozwiązać w nowej kuchni (słuchajcie, ja tą nową kuchnią będę Was męczyć jeszcze długo długo, bo niby ją planuję na sierpień przyszłego roku - o ile mnie po wakacjach nie zwolnią, Derechcja odchodzi i nikt nic nie wie, co będzie dalej). Oglądam te filmiki na YT, oczywiście wszyscy tam zachwalają cargo, ale to drogi interes i pewnie zdecyduję się na szuflady, dużo szuflad, ale uporządkowanych jakoś.

Tymczasem w starych szufladach zrobiło się luźno, och, jak wszystko teraz ładnie widać, zachwycałam się, na co córka mówi, że góra trzy-cztery tygodnie i będzie, jak przedtem.

Wśród wyrzuconych/zmarnowanych rzeczy najwięcej chyba było czerwonego barszczu, moja mama namiętnie mi to kupowała, a mamy nie ma już od 2017 roku, więc rozumiecie... Na końcu zostało kilka torebek, co do których nie jestem pewna, czy jeszcze nie można ich zużytkować? Data ważności tak do 2019 roku 😅 Jak myślicie?


16 komentarzy:

  1. Jeśli się robaki nie zalęgły, to używaj śmiało. Ja takim produktom w ogóle dat nie sprawdzam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tego nie wiem, póki nie otworzę. A po co mam otwierać, gdy mam te przyprawy w słoiczkach zdublowane. W sensie że zawsze przesypuję z torebek do słoiczków, ale czasem kupię coś na zapas i wtedy leży taka torebka nie otwarta.

      Usuń
  2. Ja robilam placki ziemniaczane dwa lata przeterminowane, malosmaczne, ale rozwolnienia nie bylo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie robiłam placków ziemniaczanych z proszku. Ba, nawet z ziemniaków nie robiłam 😁 Za dużo tarcia! Więc w sumie takie z torebki by były łatwiejsze...

      Usuń
  3. Wyznam, że mam dobre wspomnienia z okresu załatwiania sobie emerytury, a urodzony jestem przed rokiem 1948. Po pierwsze świadectwa pracy - trzy instytucje, w których kiedyś pracowałem, już nie istniały a jednak bardzo szybko dostałem wszystkie dokumenty. Po drugie - w ZUS trafiłem na bardzo kompetentne osoby. Na przyznanie emerytury musiałem wprawdzie trochę poczekać, ale wypłacili ją od daty złożenia dokumentów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, dlaczego trzeba było czekać na przyznanie emerytury? W końcu składasz papiery odpowiednio wcześniej i jeśli niczego nie brakowało, to w czym problem. No, ale zobaczę już niedługo, czy będę kozaczyć 😂

      Usuń
  4. To chyba tak jest, że gdy ma się dzieci z problemami, to i macierzyństwo bardziej świadome, bo trzeba doczytać samemu.
    Ja jeszcze nie byłam w ZUSie, dopytam kadrowej co i jak, ale skąd mam wiedzieć, jakie lata wybrać?
    No masz, w tych szufladach to chyba chochliki mieszkają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Może też, gdy się ma więcej niż jedno dziecko, szuka się odpowiedzi na więcej pytań?
      Jak to nie byłaś w ZUS-ie? Przecież to już lada chwila!

      Usuń
    2. Miesiąc przed składa się papiery, wcześniej odeślą z kwitkiem...

      Usuń
    3. Ach, no tak, racja. A Ty kończysz z końcem czerwca czy jak?

      Usuń
  5. Teraz masz już idealnie w szufladzie, jasno i przejrzyście. Mnie się zdawało, że będzie lepiej jak przyprawy powtykam w pudełka, a w sumie i tak do nich nie zaglądam tylko kupuję nowe :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wszystkie przyprawy w słoiczkach po takich malutkich koncentratach pomidorowych (nie mam pojęcia, jak je rozdysponuję w nowej kuchni, choć pewien nie najtańszy, ale wygodny pomysł mi świta), przesypuję po prostu z torebek od razu. A te przeterminowane, które znalazłam, były kupione na zapas i gdzieś tam zniknęły pod stertą innych torebek i siatek.

      Usuń
  6. O, nie. Żadnych przeterminowanych! Do marnowania też, a mistrzynią w robieniu zapasów, a następnie zapominaniu o nich jest moja córka. Kiedyś ją skrócę o głowę!
    Po "Wielodzietną" bym nie sięgnęła z racji awersji do wielodzietności. Na szczęście liczba książek na świecie jest nieograniczona! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko wina złego sposobu przechowywania 😂 Jak się ma wszystko tak zorganizowane, że WIDAĆ, to się nie marnuje.
      Wielodzietność u autorki książki nie do końca jest tym, co przez to rozumiemy - bo dzieci ma troje. Koleżanka z pracy też miała trójkę i aczkolwiek patrzyliśmy na nią trochę ze zgrozą, trochę ze współczuciem, to jednak nie myśleliśmy o tej rodzinie w kategoriach wielodzietności.
      Ojczasty jest bardzo wyczulony na tę kwestię, uważa, że to skrajna nieodpowiedzialność - ale przecież jeśli kogoś na to stać? Stać na danie dzieciom odpowiedniego wykształcenia? Stać na to, żeby matka nie pracowała? Bo oczywiście co innego, gdy się żyje z 500+ 🤔

      Usuń
    2. Matuchno, dla mnie już dwoje to wielodzietność! Też jestem na to wyczulona, jak Ojczasty.

      Usuń
    3. O, wpadło do spamu 😉 Blogspot chyba nie przyjmuje do wiadomości takich ocen 🤣🤣🤣

      Usuń