niedziela, 21 maja 2023

Joanna Papuzińska - Agnieszka opowiada bajkę + PRAGA niedziela

 

Agnieszka jest piękna manipulantka. Najpierw opowiedziała mamie bajkę o kotku, który szukał swojej mamusi, żeby wzbudzić współczucie dla biedaka, po czym wyciągnęła zza pazuchy kociątko znalezione na schodach. Biednej mamie nie pozostało nic innego, jak zgodzić się na przyjęcie kotka do domu. To ci cwaniara Agnieszka!


Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1978 (wydanie IV)

Ilustracje: Anna Stylo-Ginter

Seria: Poczytaj mi mamo 

Przeczytałam 21 maja 2023 roku

 

Praga, dzień czwarty

A teraz ja Wam opowiem bajkę. Bajkę o niedzieli w Pradze. Rano ruszyłam zwiedzać loděnice, co by miało znaczyć stocznia czy dok, z grubsza rzecz biorąc (ale to nie jest to słowo; hangar też nie). Tramwajem ruszyłam, ale jakiś felerny się trafił. Jakoś nikt się nie kwapił, żeby siadać na tych miejscach 😀

A że przez okno zobaczyłam wielkie poruszenie na nabrzeżu po drugiej stronie Wełtawy, to jako ciekawska baba wysiadłam na najbliższym przystanku i pognałam w tamtą stronę 😂 Ale wydaje mi się, że to chyba raczej film kręcili niż że coś się stało...

Szkoda, no ale trudno 😁 Starszy gość na przystanku też ciekawski, ewidentnie podsłuchuje młodych ludzi, ale przynajmniej nigdzie nie musiał chodzić.

 

Oprowadzali fachowcy, więc tym razem złego słowa nie mogę powiedzieć, a nawet wiele dobrych, wręcz entuzjastycznych. Zaczynam powoli myśleć, że Czesi to urodzenie showmeni... a przynajmniej gawędziarze (Szwejk się kłania), pábitele, jak ich nazywał Hrabal. Obaj panowie, związani całożyciowo z tym wodnym środowiskiem, potrafili tak interesująco i zabawnie przedstawić historię obiektów, że tylko pozazdrościć. Nie wiem, jak ten starszy (z Yacht Klubu), ale młodszy (z Tatranu, związku kultury fizycznej) powiedział na samym początku, że oni po raz pierwszy uczestniczą w Open House, więc nie to, że z taką swadą opowiada te historie, bo ma to przećwiczone. I ta autoironia... na przykład zaznaczył, że jesteśmy na jedynej w Czechach łodzi wojennej, ale jak to u nas w zwyczaju, takiej, co nigdy nie walczyła 😁





Na przeszklonej werandzie budynku Czeskiego Yacht Klubu kręcono jedną ze scen filmu Kelner, płacić, który uwielbiam, więc będę musiała go znowu obejrzeć po powrocie, skoro już tymi ręcami, tfu, nogami byłam w tym miejscu 😂

Zrobił się straszny upał i pożałowałam decyzji pakowalniczej. Otóż po raz pierwszy nie zabrałam żadnej sukienki, same getry leginsy - a wiecie, jak gorąco w takich getrach leginsach? Zwłaszcza, gdy patrzysz na wydekoltowane dziewczyny w miniówach!

Zwiedzanie trwało (kolejki!) i zrobiła się pora obiadowa, a że to niedziela czyli słaby dzień, jeśli chodzi o jakiś niedrogi obiad, udałam się zwyczajowo do wege restauracji, co to płacisz od wagi. Ci są otwarci okrągły tydzień od rana do wieczora.

Ale ale! Córka po wczorajszym poście przysłała mi takiego mema...

Po obiedzie najchętniej wracałabym do domu, już mi się kompletnie nic nie chciało przez ten upał, ale postanowiłam jeszcze jeden obiekt zaliczyć, a to fabrykę Koh-i-noor. W drodze na przystanek trafiłam na przejazd motocyklistów, konwojowany przez policję. Mało udaru nie dostałam, bo w pełnym słońcu czekałam na zielone ponad 5 minut, a ci jechali i jechali. W ogóle nie wiem, co to było, bo ani nie harlejowcy ani nie skórzane kurtki, za to orzechy na głowach 😅

W kolejce do fabryki spotkałam Věrę z laską. Okazało się, że wczoraj potknęła się na jakichś schodach zaraz na początku zwiedzania i padła na kolana, ale nie poddała się i caluteńki dzień łaziła - co moim zdaniem jest głupotą, sama zresztą mówi, że wieczorem miała te kolana tak opuchnięte... smarowała się jakąś tam końską maścią, a dziś wzięła tabletkę przeciwbólową i znów ruszyła. No nienormalna jakaś. 

Obejrzałyśmy fabrykę - przeniosła się poza Pragę, a w tym miejscu ma powstać no co? no wiadomo, apartamentowce. Ale te maszyny zostały, bo mają być jakoś wykorzystane, by przypominać o historii tego miejsca. Jest tam też waga towarowa, nie omieszkałam się zważyć, ale tej fotografii Wam nie pokażę 😂 Na drugim zdjęciu jest podłoga, z powbijanymi fragmentami wyrobów fabrycznych.


Zaś naprzeciwko jest osiedle, również z ciekawą historią (może się kiedyś zdobędę i napisze posta na praskim blogu, w zeszłym roku tam chodziłam). Popatrzcie, jak połączono dwa bloki. W sumie nie wiem, po co.

Ostatnim punktem programu (browar olałam), bo koło domu, był teatr, gdzie między innymi pracował jako oświetleniowiec Havel - popatrzcie na prawą stronę u góry, taka dziupla - to właśnie było jego miejsce pracy podczas przedstawienia.

Nazwano to potem lożą prezydencką, taką dość szczególną, bo nie spełnia żadnego z dwóch celów takiej loży (prezydent powinien być dla wszystkich doskonale widoczny i sam powinien wszystkich widzieć) 😂

Obeszliśmy różne pracownie teatralne, obejrzeliśmy wąsy i peruki, a także dowiedzieli się, że teatr nieraz dostaje w spadku dawne stroje i musiał dla nich urządzić kostiumownię - osobną, rodzaj archiwum, bowiem stroje sprzed stu lat już nie dają się użyć: średni wzrost ludzi przez ten czas zwiększył się o 30 cm! Te ubrania są po prostu za małe!

A to jest Powiernik albo Zausznik. Masz coś do powiedzenia na temat spektaklu, który właśnie obejrzałeś? Chcesz się z czymś zwierzyć ulubionej aktorce, ale wstydzisz się zrobić to osobiście? Naciśnij czerwony guzik i mów. Nagra się 😂

To wszystko na dziś, bo muszę iść zrobić pranie 😁

9 komentarzy:

  1. Ta książeczka towarzyszyła dzieciństwu mojego syna i czytałam ja na głos dzieciom w czytelni.
    Bardzo ciekawe rzeczy widujesz, a mem córki rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ona taka mocno niepedagogiczna 😁

      Zaplanowałam na jutro wycieczkę pod nazwą WYJŚCIE ZA ROBAKIEM - znalazłam coś takiego na stronie jednej z peryferyjnych dzielnic z okazji Dnia Ziemi 🤣 Ale teraz patrzę na prognozy i przewidują a to przelotne opady a to burze na jutrzejsze popołudnie, złośliwce!

      Usuń
    2. Dlaczego niepedagogiczna? Trzeba uczyć dzieci zaradności w dochodzeniu do celu ;-)

      Usuń
  2. Znowu miałaś dzień pełen wrażeń. Jeśli mnie pamięć nie myli, to kiedyś miałam kredki Koh-i-noor, dość duży zestaw. Chyba wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że są czeskie (czechosłowackie), wydawały się takie światowe, niesamowite, no bo i ta nazwa.
    A Powiernik/Zausznik - świetna sprawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwa od wielkiego diamentu pochodzącego z Indii - znaczy 'góra światła'. Firmę założył kiedyś wiedeńczyk, ale jeszcze w XIX wieku przeniosła się do Czech. Ja też kojarzę z dawnych czasów jakieś kredki o tej nazwie. I chyba ołówki.

      Usuń
  3. O ciekawy wpis. Będę do ciebie zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, zapraszam 😀 Ciekawe, jak tu trafiłaś 😉

      Usuń
  4. I znowu głównie technikalia w zwiedzaniu. Z tego zestawu teatr by mnie chyba jeden zainteresował.

    Podawaj też ilustratorów tych książeczek, bo tam obrazki były równie istotne, jak tekst. Kot Anny Stylo-Ginter z okładki nie zachwyca. Ale ja jestem wychowany na kotach Janusza Grabiańskiego, więc mam bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z autorami ilustracji. Jeszcze tych książeczek nie wyniosłam na korytarz, więc zaraz uzupełnię.

      Usuń