sobota, 6 maja 2023

Joseph Conrad - Smuga cienia

 

Ludzie kochani, co to się porobiło!

Kończyłam czytać książkę w pośpiechu w czwartkowy wieczór, żeby następnego dnia rano napisać post, bo potem miałam jechać do Dżendżejowa, wzięłam wolne z pracy, bowiem mój brat wybył na Mazury, więc trzeba się było zająć Ojczastym. 

Tymczasem już w nocy z czwartku na piątek córka dostała swoich palpitacji sercowych i jednocześnie biegunki, temperatura, a o szóstej rano i ja (oprócz biegunki wymioty). Czyli klasyczna jelitówka.

U nas pierwszy raz, zero doświadczenia.

Przy czym wiadomo, że się z tego nie umiera, więc nie ma co się zbytnio przejmować, ale co z Ojczastym? Na szczęście okazało się, że pani Grażynka nie zaplanowała żadnych wyjazdów na ten weekend, więc w trybie awaryjnym została ściągnięta, ale co się najadłam nerwów, to moje. 

A teraz jest drugi dzień, już nie biegamy do łazienki, córka sobie robi zimne okłady na czoło, bo twierdzi, że ma gorączkę (aczkolwiek termometr pokazuje 36,27). Ja natomiast nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o burczeniu żołądka. Matko, jaka jestem głodna! Chciałam nawet ugotować ziemniaki, żeby się nazywało, że obiad wreszcie zjemy, ale wszyscy w kółko o ryżance mówią. Ziemniaki to przynajmniej smaczne by były... Wczoraj przyniosłam sobie do łóżka kromkę chleba (suchą), ale widać jeszcze tak głodna nie byłam, bo ugryzłam raz i na tym poprzestałam. Ale dzisiaj już mam dość tego postu. 

A jeszcze w czwartek wieczorem wyjęłam z zamrażalnika białą kiełbasę, bo miałam gotować żurek do zabrania do Dżendżejowa, trzeba ją będzie wyrzucić :( 

No więc tyle mam do powiedzenia dziś, w sobotnie południe. Piszę z łóżka, bom za słaba, żeby się utrzymać dłuższą chwilę w pozycji siedzącej przy biurku.

A co Smuga cienia? To chyba mój pierwszy Conrad, nie wiem, czy jeszcze coś czytałam. Wiadomo, że tematyka (a może raczej entourage) marynistyczna - co dla mnie nie jest jakoś szczególnie pociągające, morze mnie raczej przeraża i te statki jak łupinki miotane falami - tu akurat właśnie nie miotane i sytuacja żaglowca pełnego ludzi opanowanych przez zarazę jeszcze gorsza - ale tak naprawdę chodzi przecież o coś innego: o gwałtowne dojrzewanie młodego człowieka, który nie bardzo wiedział, czego chce od życia i nagle dostał olbrzymią szansę, której nie mógł się spodziewać w swoim wieku i przy braku odpowiedniego doświadczenia (został kapitanem statku). Coś, co jawiło się jako wstęp do wspaniałej kariery, a na tym etapie życia wręcz jako ukoronowanie dotychczasowych marzeń, okazało się punktem wyjścia do zrozumienia, czym jest odpowiedzialność za drugiego człowieka.

Początek:

Koniec:

Półka - Hemingway już stoi tak, jak powinien 😁

Wyd. PIW, Warszawa 1958, 159 stron

Tytuł oryginalny: The Shadow Line

Przełożyła: Jadwiga Korniłowiczowa

Z własnej półki

Przeczytałam 4 maja 2023 roku


26 komentarzy:

  1. A nie przerabiałaś w liceum Lorda Jima? Ja niedawno kupilam sobie Jądro ciemności, zobaczymy...

    Dziwne, że nie miałaś jelitówki, nas dopadła ze dwa razy w przedszkolu, potem jeszcze ze dwa - chore było 3/4 grupy/klasy plus rodzice i rodzeństwo brr zaraźliwe jak diabli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie sobie nie przypominam... być może w moim roczniku akurat go nie było? Znam tylko parę tytułów ze słyszenia: Lord Jim, właśnie Jądro ciemności (bo to pierwowzór Apokalipsy zdaje się), Szaleństwo Almayera, Nostromo. Ojczasty miał spory zestaw, możliwe, że oprócz Smugi cienia coś jeszcze do siebie zabrałam...

      Dziwne nie dziwne - kurczę, dobrze bez tego mi się żyło 🤣

      Usuń
  2. Jejku, wpółczuję! Odpoczywaj i zdrowiej.
    Jelitówki nie znam, ale kiedyś w Hiszpanii zatrułam się czymś i koszmarna biegunka "umilała" mi dzień przejazdu pociągiem do Madrytu. A nie byłam w stanie wyjść z hotelu w Barcelonie, żeby pojechać na dworzec. Jakoś się udało, ale nie zapomnę tego do końca życia.
    "Smugi cienia" nie czytałam. "Lord Jim" jeśli dobrze pamiętam był lekturą w podstawówce, więc pewnie przeczytałam, ale pewnie nie wzbudził we mnie zainteresowania innymi dziełami Conrada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha - właśnie córka patrzyła trochę na koronację w Anglii, a ja snułam przypuszczenia, co by było gdyby właśnie któreś z nich zapadło na jelitówkę 😂 Córka, że "ach, przecież mają najlepszych lekarzy". Co by im dali lekarze w tym przypadku? Wiadomość dla prasy "koronacja została przełożona z powodu sraczki".
      Ale masz rację, że najgorzej chyba w podróży. Ja zresztą mam węgiel na podorędziu, odkąd jeżdżę do Pragi, bo w dniu wyjazdu obowiązkowo...
      🤣
      O, i przypomniałam sobie, jak raz dostałam rozwolnienia w czasie jednodniowej wycieczki do Brna. Jestem pewna, że po wypiciu kawy z mlekiem, kupionej w takiej stacji przy autostradzie (ludzieeeeee, jak to się nazywa?). Tak się wtedy zraziłam, że nigdy więcej już nie kupiłam "na mieście".
      Nerwowego liczenia 10-koronówek przed McDonaldsem, gdzie do toalety był ten taki wiatrak na monety, też nie zapomnę...

      Usuń
    2. Jelitówka podczas koronacji.
      Wyznam, że to samo przyszło mi do głowy.
      Na dodatek Karol miał jakąś taką, nie wiem - znużoną czy zdezorientowaną minę.

      Usuń
    3. Ale wymyślacie przerażające scenariusze ;-)
      Mnie akurat podczas oglądania transmisji przypomniał się film "Johnny English" (2003 r., Rowan Atkinson, John Malkovich) i zaburzyło mi to odbiór całej ceremonii na poważnie ;-)

      Usuń
    4. => Lech
      Miał, rzeczywiście miał taką dziwnie znudzoną minę. A ja mówiłam do córki, że Kamila to chyba nieprawdziwa, tylko hologram, bo akurat patrzyłam przez kilka minut i ona kompletnie nieruchomo trzymała głowę zwróconą lekko w bok 😁

      Usuń
    5. => Mokuren
      Oj tam, wymyślacie, samo się nasuwa 🤣
      Film bym sobie chętnie przypomniała, ale zdaje się, że nie jestem w stanie utrzymać uwagi przez tyle czasu obecnie...

      Usuń
  3. Odpukać jelitówki jeszcze nigdy nie miałem.

    Tak się zastanawiam... i ja chyba też nic Conrada nie czytałem. Wszystko co znam, to ze słuchania w radiu w odcinkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, słuchaj - jak byś zaraził babkę, to kaplica. Właśnie rozmawiałyśmy o tym z Grażynką... bo o ile Ty się zerwiesz z łóżka, żeby biec do toalety, o tyle osoby takie jak nasi staruszkowie, niekoniecznie...

      Usuń
  4. To mój pierwszy komentarz - dzień dobry. Znalazłem u Pani ciekawe wpisy na temat literatury rosyjskiej. Dziękuję! Na "rzadką chorobę" moja stara, doświadczona doktorka polecała marchwiankę (zupę z marchwi) i elektrolity. Nie wiem czy wypada wklejać link za pierwszym razem, proszę sobie wygooglać przepis. Pozdrawiam i życzę zdrowia.
    fieloryb Nieryba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fielorybie Nierybo 😁 Witaj, miło, że się odezwałeś!!!
      Marchwiankę pamiętam doskonale, że polecała też lekarka dla córki, gdy ta była świeżutkim wcześniakiem. Elektrolity ja biorę, córka nie, bo twierdzi, że jej szkodzą... i dyskutuj tu...
      Na dziś obyłyśmy się jednak ziemniakami (na dwa razy), bo nie mam siły stać przy kuchence, a czy marchwianki czy ryżanki trzeba jednak mieszać. Tudzież wydzwoniłam sąsiada, żeby nam kupił sucharki. Sąsiad ostrożnie zostawił siatkę na wycieraczce 😂

      PS. Właśnie przeczytałam radziecki kryminał!

      Usuń
    2. Skoro kryminał przeczytany to pewnie będzie wpis. Miło.

      Na biegunkę dobrze robiła mi smecta. U mnie działała lepiej niż stoperan, łagodniej. Nie powodując efektu zaparcia.

      Co do elketrolitów to kompot z jagód byłby chyba niezły. Mam przypuszczenie, że to wystarczy do pewnego stopnia. Inne owoce mogą wzmagać perystaltykę (odradzam kompot ze śliwek!).

      Usuń
    3. Jeśli tylko przeżyję, to wpis będzie 😁
      Smectę też pamiętam z dzieciństwa córki.
      Ale w tej sytuacji sądzę, że lepiej nie powstrzymywać oczyszczania się organizmu, skoro i tak jestem w domu 😉
      Aczkolwiek właśnie mnie wkurzyło, że z pewną taką nieśmiałością udałam się po 2 dniach wreszcie pod prysznic (wcześniej nie miałam siły), a ledwo wyszłam, już mnie pognało do WC. A myślałam, że minęło...
      No bez żartów, jutro do roboty przecież!
      Chyba dziś będzie ta ryżanko-marchwianka...

      Usuń
  5. Po pierwsze pełen szacunek za wysiłek włożony w przekręcenie Pożegnania z bronią.
    Po drugie - Conrad.
    Lord Jim - spotkałem się z opinią, że to książka pokazująca polskiego ducha u Conrada.
    Pod wpływem matki czytałem Lorda Jima dość wcześnie, książka podobała mi się, ale następne książki - Szaleństwo Almayera, Nostromo, całkiem mnie do tego autora zniechęciły.
    Dopiero Jądro Ciemności zachęciło mnie do powrotu.
    Tematyka marynistyczna - nie tylko - całkiem podobały mi się "przyziemne" książki - Tajny agent i W oczach Zachodu.
    Natomiast Smuga cienia... te emocje młodego człowieka, któremu powierzono odpowiedzialne stanowisko.
    Sam Conrad musiał na to długo czekać, kapitanem został dopiero w wieku 31 lat, to było bardzo późno. Prawdopodobnie w Anglii przeszkodą była słaba wymowa angielska, stanowisko kapitana powierzono mu w Singapurze gdzie była duża tolerancja dla obcych słów i nazwisk.
    Miejscowa gazeta podała nazwisko kapitana jako Korgemourki.
    Dla mnie istotne jest, że pierwszym rejsem kapitana Conrada był rejs do Australii, rozpisałem się bardzo obszernie na ten temat tutaj ===> https://ewamaria.blog/2017/01/19/19-stycznia-1888-roku/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lechu - 😂😂😂
      /wysiłek dokonany jeszcze przed złożeniem niemocą/

      Co do Conrada, jesteś tu najbardziej w nim oczytany, jak widać. Korgemourki to bardzo ładne przekręcenie 😂 Sprawdziłam w katalogu, że mam jeszcze trzy jego książki, ale w przewidywalnej przyszłości jakoś nie planuję się za nie zabierać... Choć oczywiście nigdy nie wiadomo. Za link do bloga dziękuję, zapisałam sobie w ulubionych, bo w tej chwili nie wysiedzę tyle przed laptopem.
      Jeśli chodzi o tematykę marynistyczną, to od dawna planuję powrót do "Znaczy Kapitana", bardzo mi się to kiedyś podobało.

      Usuń
  6. Do roboty to nie radzę iść, jelitowka strasznie osłabia (o ile w ogóle już przejdzie do poniedziałku...)

    Ja chyba niedługo przeczytam sobie te Smugę cienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i faktycznie nie poszłam po wczorajszym nawrocie 🥴 Czyżby po tych gotowanych ziemniakach?

      Usuń
  7. Jelitowki serdecznie współczuję. Nie miałam tej nieprzyjemności i mam nadzieję, że mnie nie nawiedzi.

    No proszę, a ja całkiem niedawno wróciłam po raz kolejny do Znaczy kapitan. I wiem, że nie ostatni. Przynajmniej mam taką nadzieję.

    Życzę zdrowia, Teresa.






    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikomu nie życzę, choć są oczywiście gorsze przypadłości...
      Mnie od "Znaczy Kapitana" na razie odstrasza mała i zbyt jasna czcionka, kiedyś nie miało to znaczenia, ale lata minęły 😉

      Usuń
  8. Och, Conrad stanowczo nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. BBM: Raz w życiu miałam i oby nigdy więcej! Brrrr! Koszmar!!!
    A tematyka marynistyczna nieszczególnie mnie interesuje..,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz wystarczy, nie?

      Ja też niespecjalnie zainteresowana tą tematyką. Zbyt straszne to jest.

      Usuń
  10. Jelitówka potrafi przeczołgać po całości i jest zaraźliwa...
    Conrada nie znam, nie ciągnęło mnie.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym się zważyła teraz, ale nie mam siły wyciągnąć szuflady spod łóżka, gdzie jest schowana waga 😂
      Córka mi truła, że to moja wina, że z tramwaju pewnie przywlokłam - a ja sobie przypomniałam, że to ona w czwartek włóczyła się gdzieś do bibliotek... Ha ha i czyja wina?

      Usuń