środa, 8 października 2025

Zofia Kaczorowska - Cocktail nad Zalewem

Dobrze mówiłam, że jak wezmę kryminał, to szybciej pójdzie. Choćby się trafiło na kryminał mało kryminalny... no bo tak: przebijamy się przez 130 stron opowieści psychologiczno-rodzinnych oraz przez pamiętnik opisujący jeszcze czasy przedwojenne, żeby wreszcie padł trup. Na działania milicji zostaje 60 stron, więc mam wątpliwości, czy można tę książkę zakwalifikować do nurtu kryminału milicyjnego.

Pisałam przy poprzednio czytanej książce Kaczorowskiej, żem ciekawa reszty jej twórczości. Tym razem nie była, zaskoczona osobą mordercy, bo od któregoś momentu wyraźnie było widać, że jest coś nie tak z ... no, mniejsza o to, z kim 😁

W każdym razie historia jest taka, że pani mecenas Anna Hortowska całe życie jest zakochana w jednym mężczyźnie, mimo że po drodze nawet wyszła za mąż za kogoś przypadkowego (zyskując niezbyt sympatycznego pasierba). Tymczasem tenże mężczyzna, znakomity kardiochirurg Grąszyc, najpierw zakochał się i ożenił z eteryczną panienką, którą Hortowska pielęgnowała w chorobie, a po jej śmierci był długo sam, aż poznał - w charakterze pacjentki z lekko przesuniętym sercem - młodziutki demon seksu Magdę. Magda ma tak naprawdę serce nakierowane w stronę kasy i właśnie się zorientowała, że bliski współpracownik Grąszyca ma większe szanse na karierę i to zagraniczną niż jej świeżo poślubiony małżonek, więc romans kwitnie. Ale była kiedyś dziewczyną tego pasierba, który również miał co do niej plany, więc sytuacja się zagęszcza. W dodatku pojawia się - z Ameryki - nieślubny syn Hortowskiej, o którym nikt nic do tej pory nie wiedział... 

A' propos tego syna - autorka przedstawia jego sprawę następująco: gdy się miał urodzić, do Polski przyleciała ciotka Hortowskiej z mężem, właśnie z USA i gdy po kilku miesiącach odlatywali z powrotem, zabrali dziecko ze sobą. Powiedzcie mi, jak to niby byłoby możliwe? Co z dokumentami? 

Początek:


 Zdjęcia końca nie będzie, bo wszystko tam na ostatnich stronach podane na tacy 😁

Wyd. Czytelnik, Warszawa 1988, 191 stron

Seria z jamnikiem 

Z własnej półki (z knihobudki 25 sierpnia 2025 roku)

Przeczytałam 7 października 2025 roku

 

Jak nie urok to wyżymaczka, więc w poniedziałek znów miałam zalanie, a potem nie spałam do trzeciej w nocy (nie mówcie, że nad ranem, skoro nawet o szóstej jest jeszcze ciemno), no bo przecież trzeba się przejmować, nastawiać uszu, czy znowu nie kapie, myśleć o remoncie. Z tym, że tym razem to nie z pionu, żeby iść wreszcie z siekierą do Spółdzielni, tylko sąsiadka z góry miała zatkany odpływ, tzw. kratkę, wynalazek szatana. Mówił facet z Awarii, że jeśli wreszcie dostaną zlecenie na wymianę pionu, to zlikwidują te kratki wszędzie tam, gdzie jeszcze się ostały. Czyli dwie pieczenie na jednym ogniu się upieką. Ale czy to w ogóle nastąpi?

Pamiętacie, jak pisałam, że sąsiadka się pozbyła męża, ale chce jego emeryturę? No - to ją rodzinka męża wykołowała: zabrali gościa z Alzheimerem do banku, gdzie ona i on mieli wspólne konto, zlikwidowali je i założyli mu gdzie indziej nowe, pewnikiem upoważniając siebie 🤣 Sąsiadka z kolei założyła sprawę, bo jej nie wystarcza.

Ja założyłam nogę na nogę, bo wstałam dziś z globusem dla odmiany - i jakie to szczęście, że nic nie muszę. Jedyne, na co się zdobyłam, to telefon w sprawie Ojczastego, radzą sobie, natomiast chcą go w przyszłym tygodniu przenieść do 2-osobowego pokoju - ich problem, jak Ojczasty nie da spać tej drugiej osobie wołaniem czy majakami... Póki co, twierdzą, że łóżko ustawią w tej samej pozycji, żeby nie musiał na nowo się uczyć (że stolik czy kaczka po lewej stronie).


Z racji generalnego zwiększenia możliwości wychodzenia z domu zaglądam znów na Śmieciarkę i oto najpierw wyfasowałam fiszki do niemieckiego, a potem Dziennik zajęć szkoły stacjonarnej 🤣 Bardziej z ciekawości niż z potrzeby, w końcu nie wiem, jak taki dziennik wygląda i chętnie zobaczę. Chciałam jeden, wmuszono mi trzy (bo im zostało kilkanaście), nie pozostaje nic innego, jak zrobić sobie planner w jednym, a resztę wynieść do knihobudki. Albo oceniać swoje postępy w nauce angielskiego 😂


Bo wróciłam od października do regularnych lekcji, akurat 1-go było rozpoczęcie roku akademickiego, a ja znalazłam coś o nazwie Essential Grammar in Use Cambridge, ma toto 115 dwustronicowych unitów i tak sobie robię po jednym unicie dziennie, od 2 X, bo najpierw było uroczysta inauguracja przecież, nie że od razu do zajęć, trzeba się szanować 🤣 

Z budki przyniosłam tę Zapolską ładnie wydaną, na podmiankę - moje wydanie było z Biblioteki Klasyki Polskiej i Obcej, ale w brzydkiej popielatej oprawie, więc chętnie. Jednakże okazuje się, że co prawda w nowej jest 6 sztuk, a w starej 5 - ale wśród tych pięciu jest Panna Maliczewska, której nie ma w nowej (gdzie za to są Mężczyzna i Kobieta bez skazy). I co ja teraz mam zrobić?

 

A kiedyś jeszcze takie wzięłam:


 A wczoraj coś, co pewnie będę niedługo czytać:


 

Z wycieczki do miasta poezja/filozofia rynnowa: 

No właśnie!

25 komentarzy:

  1. Ładna ta Zapolska, teraz w księgarniach są tak piękne wydania klasyków, że chętnie bym zamieniła niektóre na nowe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... do księgarń już nie zaglądam, ale czasem się pojawiają w knihobudkach takie ładne.

      Usuń
  2. W historii sąsiadki zastanawiam się, czy wspólne konto może zlikwidować jedna osoba? Chyba że tak nieoficjalnie wspólne i ona po prostu korzystała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona twierdzi, że było wspólne oficjalnie - tam wpływała jego emerytura i ona tym zarządzała, a swoje ma osobne. Też nie wiem, jak to jest z likwidacją w tym wypadku.

      Usuń
    2. To zależy od usług udostępniania konta jakie oferuje dany bank.

      Długo ta sąsiadka opiekowała się Panem z chorobą A?

      I teraz wyobraź sobie kumulację: Ojczasty jest u Ciebie w dalszym ciągu, opiekujesz się i masz nawracające problemy z zalewaniem. Ja bym nie zdzierżył.


      Pozdrawiam, Nieryba

      Usuń
    3. Nie wiem, jak długo... Pamiętam, że w czasie pandemii mu robiła awantury telefonicznie o to zapisane mieszkanie. Potem wzięli ślub. Teraz wciska kit, że nie wiedziała o zapisanym mieszkaniu (no ale ja słyszałam na własne uszy przy otwartych oknach 😁). Alzheimer chyba wynikł potem, ale tu szczegółów nie znam.

      Taką kumulację już miałam, bo najgorsze zalania były w lipcu. Modliłam się, żeby nie zechciał iść do toalety, gdy mieliśmy w nocy zakręconą wodę...

      Usuń
  3. Co do dziecka, to w latach 70-80tych Amerykanie mieli ekspresowe załatwianie adopcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syn nosił nazwisko matki, więc nie wiem, czy była oficjalna adopcja, bo ciotka nazywała się przecież inaczej.

      Usuń
  4. Wczoraj wyfasowałam Pauksztę, którego wychwalają w grupie stare książki, a ja dopiero ze 3 lata temu go odkryłam. Przeczytałam wtedy "W cieniu hetyckiego Sfinksa", ale nie pamiętam ani treści, ani swoich wrażeń🫣. Teraz wzięłam dwie jakieś jego powieści, obie z opisu na Wiki wydają się fajne - zobaczymy. Ale chyba to pisarz z rodzaju tych, że jak się nie wielbiło w młodości, to teraz niekoniecznie podejdzie.

    Kaczorowskiej kilka książek było w domowych zbiorach i je lubiłam, takie lekkie, jak piszesz, bardziej obyczajówki niż kryminały. Ciotka mogła nakłamać, że urodziła w Polsce, skoro była kilka miesięcy. Mogła przyjechać w 4-5 miesiącu, nawwt nie wiedzieć, ze jest w ciąży i tutaj urodzić np. w domu. No trochę naciągane, ale to były inne czasy😁

    Dziennik szkolny całkiem prawdziwy kupiłam córce na Allegro jak miała z 7-8 lat, ależ była radocha. Codziennie się bawiła w szkołę, do dziś pamiętam niektóre imiona i nazwiska "uczniów"😂

    Z zalewaniem kicha, współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ty się uczysz angielskiego, to może ja bym się wzięła za włoski? Chodziłam kiedyś na kurs jeden semestr, ale to ze 30 lat temu😁 i jeszcze miałam zryw w 2019, pilnie pracowałam z Duolinguo, bo planowałam wyjazd wakacyjny - ale 2020 ("o roku ów"👿) popsuł mi plany i porzuciłam naukę.





      (...albo węgierskiego na ten Budapeszt)🤡

      Usuń
    2. Paukszty miałam "Młodość i gwiazdy" i wydałam bez czytania (jakoś doszłam do wniosku, że nie będzie ciekawe, ale być może błędnie). Natomiast potem przyniosłam "Zatokę żarłocznego szczupaka", bo wydaną w serii, którą zaczęłam zbierać 😂

      Niby ciotka mogła nakłamać, ale chłopak nosi nazwisko matki, więc nie wiem... Pomijam kwestię dokumentów - skoro niby tu urodziła - może "jak się da to się załatwi" 🤣

      Z tym dziennikiem to mnie totalnie zażyłaś!!! Fajną mamę mają Twoje dzieci 😁 Mnie by nawet nie przyszło do głowy szukać tego na allegro, myślałam, ze to jakieś druki ścisłego zarachowania albo co!

      Usuń
    3. Jeśli nadal ten wyjazd planujesz, to do roboty! Włoskiego samemu można się jak najbardziej uczyć. Co do węgierskiego - oj, nie wiem, ale z drugiej strony młodsza jesteś, może głowa lepiej pracuje niż moja 😂

      Usuń
  5. Interesujący przypadek z tą pazerną sąsiadką - trzymaj rękę na pulsie, bo jestem ciekawy rozwoju sytuacji :D

    Jedną Zapolską - jakby co - możesz odłożyć na ten stosik dla mnie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasna sprawa - ma teraz z nią ścisłe kontakty w związku z zalewaniem, więc nie będzie to trudne 😁

      Zapolska na stosik, ok. Pewnie odżałuję Maliszewską i zostawię sobie tę nową.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Właśnie, kurde - słup! A ja z rozpędu napisałam o rynnie...

      Usuń
  7. I nie ma metody, by skończyć z tym zalewaniem?!…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko wymiana pionu, do czego Spółdzielnia podchodzi jak kot do jeża czy jak to się tam mówi.
      Żeliwna rura ma 50 lat, w Krakowie jest twarda woda, kamień się tam osadził pierwszorzędny, a jeszcze ludzie wrzucają dziwne rzeczy do toalety - i z tego robią się co chwilę jakieś czopy.

      Usuń
  8. Zycze by wreszcie dali rade temu zalewaniu.
    Czesto czytam kryminaly, wedlug mnie takie bardziej wartosciowe. Ostatni tytulem "Bullet" bardzo mi sie podobal nie tylko ze wzgledu na bardzo nietypowa historie ale takze byl napisany ladnym jezykiem.
    W wielkim skrocie, sam watek : 38 letnia kobieta majaca kochajacych rodzicow i dwoch braci zaczela doznawac boli przegubu i odretwien. Zaczela chodzic po lekarzach ktorzy wykryli ze w nasadzie kregoslupa ma kule o ktorej nie miala pojecia nigdy nie bedac postrzelona. Gdy powiadomila rodzicow pytajac czy nie miala wypadku w dziecinstwie zaprzeczyli ale byli bardzo zmieszani co kobiecie dalo podejrzenia wiec przycisnela ich domagajac sie prawdy az w koncu przyznali ze jest dzieckiem adoptowanym od czasu gdy miala trzy lata a jej biologiczni rodzice zgineli bedac zastrzelonymi, ona tez byla zraniona postrzalem w szyje ale operowana i wedlug lekarzy kula zostala zostawiona bedac umieszczona zbyt blisko do nerwow by usunac bez uszkodzenia. Oprocz wiec szoku z odkrycia ze jest adoptowanym dzieckiem powstal dylemat co zrobic z ta kula ktora wyraznie po 3 dekadach przesunela sie i powoduje te bole i odretwienia - ponadto kobieta postanowila zapoznac sie z historia rodzinna , poznac historie biologicznych rodzicow i odkryc prawde tego nigdy przez policje rozwiazanego morderstwa. Wiazalo sie to z tym iz powstal inny dylemat - usunac kule czy nie bo operacja byla bardzo ryzykowna, mogaca sie skonczyc paralizem kobiety ale tez dawala szanse ze jesli kule wygrzebia to testy balistyczne moga pomoc odnalezc morderce. Skonczylo sie na tym ze kobieta zdecydowala sie na operacje ktora skonczyla sie dobrze choc kula byla tak zdeformowana ze testy nie daly wynikow ale grzebiac w historii swych prawdziwych rodzicow wykryla kto ich zabil. Czytalam z zaciekawieniem i przyjemnoscia i nawet poznalam troche szczegolow z dziedziny neurologii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Interesująca fabuła. Na miejscu rodziców (adopcyjnych) pewnie szłabym w zaparte, skoro do tej pory jej nie wyjawili prawdziwego pochodzenia... nazmyślałabym, że istotnie została postrzelona jako dziecko, ale w ich obecności i coś tam, jakąś historyjkę bym wymyśliła 🤣

      Usuń
    2. Tylko po co rozwijać kłamstwo, które i tak może się kiedyś łatwo wydać? Wystarczy jakaś poważniejsza choroba w rodzinie i badania genetyczne, które są ostatnio coraz bardziej popularne.

      Usuń
    3. To tylko kontynuacja - kłamstwo było rozwijane przez całe życie, a myślę, że im później by się wyznało prawdę, tym większy szok, więc lepiej wcale. Choroba, badania genetyczne to coś, co może się przydarzyć, ale nie musi i zawsze można mieć nadzieję...

      Usuń
  9. Jezusiemaryjo, nie pokazuj mi takich rzeczy! "Czy widzisz pański krzyż? [...] A kysz, a kysz!"

    OdpowiedzUsuń