wtorek, 9 marca 2021

Edgar Allan Poe - Zagłada Domu Usherów

O jeju jeju. W Krainie Chichów bohater jest mocno zniechęcony pracą nauczyciela literatury amerykańskiej, zwłaszcza, gdy po raz kolejny przerabia z uczniami Zagładę Domu Usherów. Która tam nazywa się Upadek Domu Usherów, nawiasem mówiąc. Ponieważ to TYLKO nowela, postanowiłam ją machnąć.

Mam ci ja na półce dwa tomy Opowiadań Edgara Allana Poe, wykradzione w stosownym czasie z domu 😀 I dziwna sprawa, bo żyłam ileś tam lat w przekonaniu, że tego autora znam, że czytałam - a po zapoznaniu się z owym dziełem mam wrażenie, że ni hu hu. Znałam chyba tylko tytuły...

Trzy konkretnie: ten (no bo każdy zna), Zabójstwo przy rue Morgue i Złoty żuk. Na razie wygląda na to, że przy tym pozostanę. Że te dwa wymienione może jeszcze przeczytam, ale czy się kiedykolwiek skuszę na inne, to już nie wiem...

Zagłada Domu Usherów mnie osłabiła! Gdyby ta nowela była dłuższa, to chyba bym nią cisnęła o podłogę. To jest gatunek powieści gotyckiej (choć nowela), ja czytałam swego czasu, gdy byłam młodsza i miałam większe ambicje literackie... znaczy czytelnicze, Zamczysko w Otranto, ale na tym się chyba kończy moja znajomość gatunku, który kompletnie mnie nie interesuje. To raz. A dwa - że język był dla mnie koszmarnie męczący. Pod ciężką posową obłoków, kurna! Tłumacz, wiecie, ten Wyrzykowski, to był gość związany z Młodą Polską, Chimera i te sprawy, jemu to wyraźnie dobrze leżało, ale na Boga - dla dzisiejszego czytelnika to niestrawne, no chyba że jest amatorem takich klimatów. Horror wymieszany z makabreską, podlany literackimi aluzjami.

Niech sobie będzie, że to w literaturze amerykańskiej jest uznawane za arcydzieło. Ja jednak czytam już tylko dla przyjemności, a nie dla odhaczania pozycji z ambitnej listy noblistów i podręcznikowych autorów. Apage!

Koniec:

Poe ma lepsze towarzystwo na półce, moim zdaniem. Stanowczo wolę czytać Prusa (i dlaczego tak rzadko to robię?). 

No, ale na te dwa wspomniane wyżej opowiadania kiedyś jeszcze się skuszę, zwłaszcza, że to detektywistyczne, może bardziej strawne 😉

Wyd. Czytelnik Warszawa 1956, strony od 132 do 151

Tytuł oryginalny: The Fall of the House of Usher 

Przełożył: Stanisław Wyrzykowski 

Z własnej półki 

Przeczytałam 7 marca 2021 roku 

 

W pracy spotkała mnie wczoraj taka niespodzianka (mnie i dwie stażystki, bo mamy teraz dwie dziewczyny na stanie przez kilka miesięcy, są moim utrapieniem w sensie covidowym, wiadomo, że spotykają się z innymi młodymi ludźmi, a nie siedzą w wynajętym mieszkaniu na dupie, jak ja, więc cały czas myślę o nich w kategoriach wiszącego mi nad głową miecza Damoklesa) - zastałyśmy rano na swoich biurkach tulipany. Piszę o tym, bo się to zdarzyło PO RAZ PIERWSZY! W sensie od tego kolegi. Zastanawiam się teraz, co powoduje, że ostatnio jest jakiś bardziej do życia - czyżby perspektywa rychłego zakończenia kariery? Bowiem do końca roku musi on podjąć decyzję, czy nie przejść na wcześniejszą emeryturę - grubo wcześniejszą i z grubo niekorzystnymi konsekwencjami (musi w praktyce zapłacić 20 tys. euro, żeby tę emeryturę teraz już dostać, no i liczyć się z jej niską wysokością, że tak się wyrażę). Ale twierdzi, że już dłużej nie wytrzyma. Nie cierpi tej roboty, a myśli sobie dorabiać tłumaczeniami.

Film japoński obejrzałam. Od dawna chciałam, ale miałam z nim jakieś problemy techniczne, które udało się przezwyciężyć dzięki słynnemu kablowi HDMI. Niestety miał on napisy jedynie angielskie, co - jak już wspominałam po wielekroć - jest dla mnie kolejnym problemem. Na szczęście dużo nie gadali 😁 Jeden z bohaterów zarabiał (nędznie) na życie (nędzne) jako ragpicker i co prawda widziałam, że ciągnie za sobą wózek ze starzyzną, ale dopiero dziś sprawdziłam w słowniku: jest to szmaciarz, gałganiarz wedle Stanisławskiego. W haśle na angielskiej Wiki jest zdjęcie i wózek bardzo podobny do tego w filmie.

Zapomniałabym - film nosi polski tytuł Ona i on, angielski She and He, a japoński Kanojo to kare. I choćbym szukała trzy dni, nie znajdę go na You Tube, niesamowite! To, co poniżej, zawiera jedynie fragment piosenki z napisów, ale wprowadza już w klimat.

Rok 1963, reż. Susumu Hani

Młode małżeństwo mieszka w sterylnym nowym bloku, który sąsiaduje ze slumsami. Żona, osoba pełna empatii, na próżno próbuje nawiązać kontakty z sąsiadkami, gdy ich mężowie są w pracy w pobliskim Tokio. Gdy spotyka dawnego kolegę męża ze studiów, próbuje pomóc zarówno jemu, jak i ociemniałej dziewczynce, którą ten się opiekuje. Mąż jednak (i całe sąsiedztwo) patrzy na tę przyjaźń krzywym okiem, bariery społeczne są zbyt mocne.

  

Film najwyraźniej mało znany, na Filmwebie ma zaledwie 30 ocen, ale uwaga - trzy z nich (wysokie) pochodzą od moich tamtejszych znajomych - czyli mam tam dobre towarzystwo 😍

 

No, a na koniec taki kwiatek. Rano napisał mi brat, że ojciec już nie może żyć. Tyle mi się wyświetliło na podglądzie... Na szczęście dalej było, że w takim chlewie 😁 No bo wiecie, braciszek ma dwie lewe rączki. Więc przyjedzie po mnie w piątek wieczorem, a w niedzielę mnie odwiezie. Żebym posprzątała.

Byłam tam w sierpniu, posprzątać. 

W sierpniu.

Siedem miesięcy temu prawie.

W międzyczasie znaleźliśmy panią, która miała przyjść ogarnąć od czasu do czasu, ale Ojczasty się postawił, że NIE, BO NIE.

Ja do pociągu jeszcze długo nie wsiądę. No, ale skoro brat woli zapierniczać w te i we wte, niż samemu sprzątnąć, to proszę bardzo, z przyjemnością się z tatą zobaczę (już zaszczepionym dwukrotnie). 

Trochę się jednak boję, co tam zastanę.

Zaczęłam już układać plan frontu robót, więc pytam, czy zmieniał mu w międzyczasie pościel. I dostaję taką odpowiedź: 

- Yyyy, jakoś nie pomyślałem.

Od sierpnia! Mam tylko nadzieję, że nic się tam nie zalęgło!

20 komentarzy:

  1. Straszne to, że kobiety tak się godzą na usługiwanie mężczyznom.
    Obserwuje u siebie, jak ojciec coraz bardziej matce włazi na głowę. Codziennie świeży chleb musi mieć, codziennie coś nowego na obiad obiad i jeszcze sprzątać po nim trzeba, bo już sam nic nie zrobi. Kiedyś jak palił w centralnym to wymył ręce i trochę uważał, żeby syfu w łazience nie zrobić. Teraz (mama opowiadała) już w ogóle - nachlapie, mydło brudne zostawi, wodę w misce.
    A brat sobie pościel zmienia? Spytaj go, jak się spotkacie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojczasty jest właśnie z tej generacji. Całe życie wszystko w domu robiła mama, więc w gruncie rzeczy on nawet nie zauważał chyba tej pracy - albo myślał, że samo się robi albo że robić nie trzeba...
      Teraz do tego dochodzi starość i mimo wszystko zniedołężniałość, choć jakoś tam sobie funkcjonuje. Tego, że cerata na stole w kuchni lepi się od brudu, po prostu nie widzi, i tu już w sensie dosłownym. Tak samo, jak śmieci na podłodze.
      Twoja matka pozwala ojcu wchodzić sobie na głowę. I tak samo miała moja. Gdy wychodziła za mąż na początku lat 60-tych, było powszechne i "normalne", że kobieta zajmuje się domem (niezależnie od pracy zawodowej). Gdyby jednak od początku, gdy byli już na swoim, ustaliła pewne zasady, może by to wyglądało inaczej. Z drugiej strony oboje byli już dojrzałymi ludźmi, po trzydziestce, takiego chłopa trudno "wychować" ;) Ojczasty wcześniej mieszkał w wynajmowanych pokojach, tam też właścicielki sprzątały.

      A bratu ktoś dwa razy w tygodniu przyjeżdża sprzątać... Czyli generacja już inna, ale wygoda ta sama. Z tym, że rozumiem: ciężko pracuje i woli inaczej wykorzystać czas, który by musiał przeznaczyć na porządki. A ktoś sobie dorobi. No, ale sytuacji z Ojczastym jednak nie rozumiem - wystarczyło by przecież przyjść na 2 godziny raz na 2 tygodnie i ogarnąć.

      Usuń
    2. No tak, twoi rodzice brali ślub na początku lat 60. moi po koniec, to same pokolenie i identyczne błędy.

      A za Poem, w przeciwieństwie do powieści gotyckiej, nigdy jakoś nie przepadałem. "Dom Usherów" pamiętam z jakiejś starej ekranizacji. Chyba W "Perłach z lamusa leciał" i na pewno więcej było w nim lamusa niż pereł.

      Usuń
    3. "więcej było w nim lamusa niż pereł"
      :) :) :)

      Usuń
  2. Poego zacząłem w szkole podstawowej od "Złotego żuka" i "Studni i wahadła". Były oddzielne książeczki, formatu obciętego A5, sprzedawane w kioskach. Ostał mi się do dzisiaj jeno pięknie wydany w 1996 r. przez Wydawnictwo Dolnośląskie zbiór "Opowiadań". I zostanie ze mną na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takimi niby-złoceniami? Coś z tej serii mam, ale to bym musiała w domu sprawdzić, co dokładnie.

      Usuń
  3. Rzadko sięgam do starych wydawnictw. Podobnie jak Ty, wybieram pozycje do czytania te, które mnie zainteresują, czyli- jak zwał, tak zwał- dla przyjemności. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo co nas zmusza w naszym wieku do czytania, jeśli nie chęć zażycia przyjemności ;)

      Usuń
  4. Czwarta próba komentarza.
    W pracy na biurku zastałam talerz z cukierkami czekoladowymi.
    Polecam film duński Likkavej, obyczajowy.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam :(
      Ale może mi córka znajdzie...
      Duńskie filmy, jak wiadomo od czasów Gangu Olsena, lubimy :)

      Usuń
  5. Identyczny Poe jest u mnie. Pewnie czytany, z tym że już zapomniany. Z powieści gotyckich bardziej utkwila mi w pamięci "Rebeka", może kiedyś skuszę się na nią raz jeszcze.
    Wiesz, tak pomyślałam że z Twoim tatą można rozwiązać problem inaczej. Brat bierze tatę np na spacer a w tym czasie pani która bratu ogarnia dom, robi to samo u taty. Bo nie dziwię się,że tata nie chce kogoś obcego w domu, może byłoby to dla niego krepujace przebywać w mieszkaniu z obcą kobietą i patrzeć co robi i może zabawiac rozmową.Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł jest dobry :) Może nie na spacer, ale inaczej: co jakiś czas brat zabiera Ojczastego do siebie na noc, żeby wziął prysznic (w domu jest tylko wanna, do której już boi się wchodzić - i słusznie). Odwozi go na drugi dzień rano po drodze do pracy. Czyli by trzeba panią umówić na popołudnie, a wcześniej zabrać tatę. Prawdopodobnie nawet nie zauważy :)
      Tyle że to nie będzie ta sama osoba, która sprząta u brata, bo to kuzynka, która już od dłuższego czasu odgraża się, że już nie ma sił i żeby brat szukał kogoś na jej miejsce. Ona zna sytuację i gdyby chciała, to sama dawno by zaproponowała. A skoro tego nie robi, nie ma sensu jej proponować. Tam jest jeszcze taka zaszłość z czasu, gdy żyła mama, nieważne - trzeba wziąć tę obcą panią i dać jej klucze...
      Będę to omawiać z bratem.
      Dzięki za rozwiązanie :)

      Usuń
    2. To jes skuteczne rozwiązanie. Mój Tata jak w końcu się zgodził to pod jednym warunkiem, że wtedy kiedy go nie ma w domu, czyli jest w pracy.

      Usuń
    3. Będę rozmawiać z bratem. Tu jest jeszcze kwestia powierzenia komuś obcemu kluczy i mieszkania. Niby nic tam cennego nie ma, ale to się tak mówi ;)

      Usuń
  6. Jako nastolatka wyjechawszy z rówieśnikami na camping nad jeziorem w plecaku miałam Emancypantki Prusa. Przeczytałam pomiędzy innymi szaleństwami 😉

    Mój Tata po śmierci Mam tez na początku nikogo nie chciał, ale ja się uparłam. Sama też posprzątałam, będąc przynajmniej raz na 4 tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeździłam i sprzątałam w weekendy przed pandemią, teraz się boję wsiąść do pociągu :(

      To masz podwójne wspomnienia znad jeziora. I młodzieżowe szaleństwa i spokojną lekturę :)

      Usuń
  7. Wiesz, że pierwowzorem Madzi Brzeskiej była Oktawia (zwana przez Prusa Okeją) późniejsza żona Żeromskiego? Czytałam jej biografię, ale gdzieś ją wcięło (chciałam wrócić do szczegółów) i nie mam. Od tej lektury jeszcze bardziej nie lubię Żeromskiego, gdyby nie ona to umarłby kilka razy i niczego nie wydał, wszystko jej zawdzięczał. Dla mnie paskudny typ, nie zasługiwał na nią. No, tom się wkurzyła... Wprawdzie nijak się ma komentarz do Twego wpisu, ale te "Emancypantki" mi w głowie zawróciły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to miejmy nadzieję, że nie przyjdzie tu Monika Julita i tego nie przeczyta ;)

      Usuń
  8. Napisałam kiedyś na blogu, że ta "Zagłada" to całkiem nie dla mnie i dostałam komentarz, "Jestem ciekawa, ile Ty masz lat, że nie potrafisz odróżnić Poe'go od "Zmierzchu" i innych arcydzieł...:)".
    No cóż, jak nie padasz plackiem przed klasykami, to od razu pusta nastolatka. Ych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, dobre :)
      Jacy jesteśmy mało tolerancyjni jednak. Jacy pełni wyższości. Gdy nam się coś podoba, powinno wszystkim. A już gdy odgórnie zostało uznane za arcydzieło, to nie śmiej skrytykować.

      Usuń