sobota, 20 marca 2021

Joanna Chmielewska - Boczne drogi

Boczne drogi czytałam uprzednio w 2012 roku, to już można było wrócić 😃 Samiście chcieli, przypominając mi je w komentarzach pod Jacksonową.

Intrygi i tak już nie pamiętałam - jedyne, co zarejestrowałam na siecher, to oczywiście WYMIĄCZKO 😂 czyli sławetny poczęstunek dla miłośnika podrobów. Nawiasem mówiąc, wspominam nieraz stołówkowe jedzenie w rodzaju duszonych nereczek, gulaszu z żołądków drobiowych czy czegoś takiego, za komuny to było dość popularne z racji słabego zaopatrzenia w mięso - smaku nie pamiętam, ale miałabym ochotę wrócić i sobie przypomnieć - raz nawet nabyłam, chyba serca to były, niestety, gdy je wyciągnęłam z lodówki, żeby zrobić na obiad - śmierdziały jak cholera - nie wiedziałam, że to trzeba przyrządzać raz-dwa, a nie czekać dwa dni😕

Poza tymi kulinarnymi skojarzeniami i retrospekcjami znów mnie naszła myśl o tym, że niby to jestem przeciwko samochodom ze względów ekologicznych, ale gdy widzę, jaką one dają wolność, to mi trochę przykro, że sama nie mam. Chciałabym widzieć te wszystkie podróże z Bocznych dróg odbyte pociągiem albo pekaesem... 

Początek:

Koniec:
Ogólnie rzecz biorąc same szmatławe wydania tej Chmielewskiej, potem wychodziły porządniejsze. Najbardziej wymęczony Upiorny legat 😀

Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Katowice 1989, 284 strony

Z własnej półki (kupione w antykwariacie 22 stycznia 1990 roku za 2.000 zł jako czternasta pozycja nabyta w owym roku)

Przeczytałam 17 marca 2021 roku

 

Obudziłam się dziś, tradycyjnie - jak to w sobotę - o szóstej, z globusem. Szybciutko zrezygnowałam z jakichkolwiek planów (lista już była gotowa), nawet obiadu nie muszę robić (miały być racuchy z jabłkami), bo przypomniałam sobie, że dostałam przedwczoraj zupę pomidorową - może jeszcze będzie dobra, co? Tę zupę to muszę odpracować jeszcze: ojciec mojej córki przyniósł nam dwudaniowy obiad, ale my jemy na raz jedynie jedno 😏 i zapowiedział, że w poniedziałek wieszam u nich firanki (mam tam fuchę do końca życia chyba, a przynajmniej dopóki będę w stanie wejść na drabinę). Pytających, czy im rączki odjęło, uspokajam - rączki są, ale niesposobne porobić w miarę symetrycznie te zakładki, żeby się firanki i zasłony ładnie układały 😜

No, ale wstałam na śniadanie i tak jakby troszkę lepiej się zrobiło, więc piszę, choć powróciwszy do łóżka 😉 Obiadu tak czy siak nie robię! Za to wczoraj sobie wkleiłam do zeszytu dwa nowe przepisy (z bloga sio-smutki), do wypróbowania w lepszym czasie.

 

Również wczoraj u Babci bez mohera przeczytałam notkę nawiązującą do starego radzieckiego filmu WIOSNA NA ULICY ZARZECZNEJ (Весна на Заречной улице), 1956. Film znałam z niedawnych przecież czasów, gdy zapadłam na ruskie, podobnie jak teraz na czeskie. Ale natychmiast zapragnęłam obejrzeć znowu, co też i uczyniłam. Na You Tube jest durnowata cwietnaja wersja, ale ja na szczęście mam oryginalną, czarno-białą. Historia prościutka: młoda nauczycielka literatury przyjeżdża uczyć w szkole wieczorowej. Jeden z uczniów zakochuje się w niej, ale to prosty robotiaga, dzieli ich jakby wszystko...

BBM bardzo dziękuję za uroczy wieczór 💓💓💓

  

A moja córka po raz enty dostała potwierdzenie, że u ruskich to zawsze musi być dywan na ścianie, co uważa za szczyt bezguścia i twierdzi, że po tym właśnie się ruskich rozpoznaje, choćby i za granicą 😄 Dywan na ścianie w głowach łóżka wisiał u mojej babci ze strony mamy (u drugiej babci z kolei wisiała taka makata z bocianami, nie wiem, co się z nią stało) i mam do takiej dekoracji (i ocieplenia) duży sentyment. A ten dywan z dzieciństwa leży teraz u mnie na podłodze przed łazienką, jest już, niestety, dość sfatygowany. 

Kto wie, czy kiedyś się nie szarpnę i nie poszukam jakiegoś do powieszenia za kanapą... córka mnie zabije 😎


44 komentarze:

  1. Ogromnie się cieszę, że zainicjowałam odrobinę Twojej przyjemności.:)

    Trzydniowa pomidorowa jest jeszcze całkiem zjadliwa- wielokrotnie przetestowalam a dywan na ścianie był w domu moich rodziców przez całe lata! W "moich" czasach przy tapczanie/wersalce wieszało się matę słomianą. U mnie też taka była. Bardzo sprawdzała się w pokoju synów- przypinali do niej szpileczkami różne swoje skarby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie było wrócić do tej klasyki radzieckiego melodramatu :)

      No to zaraz ruszam do lodówki. U mnie w domu też były maty na ścianie za wersalką. Przypinało się do nich proporczyki i odznaki.
      Oraz - ale to UWAGA! NIE CZYTAĆ PRZY JEDZENIU! -
      wycierało się w nie kozy z nosa :) :) :)

      Usuń
  2. U mnie zupa cebulowa z grzankami z serem.
    Jakoś nie mam czasu na czytanie, bo muszę pikowac rozsade lobelii&sa. Szczerze mówiąc,nie wiem co mi odbiło, by bawić się w ogrodnika. Cały czas kupowałam kwiatki na taras a w tym roku postawilam sobie ambitny cel, by samej wyhodować lobelie. Nie wiedziałam tylko, że to dranstwo takie mikroskopijne. Jak z tej mojej działalności urośnie mi ze cztery kwiatki, to będzie sukces. Pozdrawiam. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach. Moje zeszłoroczno-pandemiczne zamiary posiadania w mieszkaniu dżungli też spełzają na niczym. To znaczy zarazy jakieś to jedno, ale okazuje się, że nadmierna ilość roślin mi przeszkadza (i zabiera miejsce) ;)
      A tu na wiosnę trzeba się będzie zabrać za przesadzanie co poniektórych. Już patrzyłam w Lidlu na wór z 20 l ziemi... to będzie dopiero fajnie, przytargać to sobie. A już samego przesadzania nie cierpię. Nie wiem, po co mi te udręki.

      Ale ale - właśnie mi uświadomiłaś, że mam jakieś nasiona (nie pamiętam czego i gdzie), można by to faktycznie do skrzynki za oknem. Tyle że też pewnie trzeba tak jak Ty. No nie zachęcasz :)

      Cebulowej nigdy nie robiłam. Dużo jeszcze przede mną.

      Usuń
  3. Moja rodzicielka lubi czytać Chmielewską. Ja zdecydowanie trzymam się od niej, oczywiście Chmielewskiej a nie rodzicielki, z daleka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co dziwić - to raczej babska autorka :)

      Usuń
  4. Miałam kiedyś fazę na Chmielewską, przeczytałam chyba wszystko i nawet polubiłam zdanie: Cholery i piegów można dostać! Poza tym uwielbiam stare filmy na podstawie jej powieści, ostatnio powtarzają w TV.
    Gdy mam zwykłego globusa, to spoko, gorzej gdy trafi się dwudniowa migrena...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Globus, gdy w weekend, jest do zniesienia, no bo w końcu nic nie musisz robić, tylko sobie po cichutku cierpieć ;) Gorzej, gdy się trafi w tygodniu, kiedy trzeba do pracy.

      Całej Chmielewskiej to nie zaliczyłam, spróbowałam jedną czy dwie z tych nowszych i były już dla mnie niestrawne. Ale to mówi większość czytelniczek, poza prawdziwymi fankami. Pamiętam, że miały, te fanki, forum na Gazecie, może ono jeszcze żyje.

      Usuń
    2. Po takiej ilości powstaje niestrawność, dlatego teraz już nie wracam, wystarczy. Za to filmy są świetne, choćby z powodu obsady aktorskiej:-)

      Usuń
    3. Zachęcasz :) Może by sobie tak dziś wieczór?...
      Tylko który?

      Usuń
  5. Przeczytałem całą Ch. Nie wrócę już do niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do tych wybranych jednak będę od czasu do czasu wracać. Humor Chmielewskiej dosyć mi leży plus wspomnienia PRL-owskich lat czyli młodości :)

      Usuń
  6. Wielkie dzięki za przypomnienie tytułu!!! A już myślałam, że umrę bez tej wiedzy.
    Film widziałam jako dziecko w czarno-białej telewizji, czyli straaasznie dawno. Pamiętam niewiele, ale jednak co jakiś czas wyskakuje w pamięci wkurzające pytanie "Jaki ten film miał tytuł!"

    Byłam i chyba pozostanę fanką wszystkiegochmielewskiego, mimo zastrzeżeń do niektórych powieści z ostatnich lat twórczości pisarki.
    U mnie najbardziej wymęczone jest pierwsze wydanie "Wszyscy jesteśmy podejrzani", chociaż kilka innych ulubionych książek też jest w rozsypce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja największy sentyment mam jednak do "Wszystko czerwone", to była pierwsza Chmielewska, jaką poznałam. Pan Muldgaard bije na głowę wszystko i wszystkich :)

      Ja tak szukam filmu - zapewne też radzieckiego - na którym byłam w kinie chyba pierwszy raz. Tak to przynajmniej pamiętam. Były dzieci, była zima i był pelikan.

      Usuń
    2. "Wszyscy jesteśmy podejrzani" to było moje pierwsze spotkanie z Chmielewską.
      Oczywiście, że Pan Muldgaard jest cudny :)
      Niestety, przy filmie z pelikanem nie pomogę (nie kojarzę).
      Ale można spróbować trochę poszukać w Wikipedii - są tam strony z tytułami filmów grupowane wg państw i lat powstania.

      Usuń
    3. Faktycznie. Ale roboty huk :) Gdy dałam 'filmy radzieckie z 1970' na próbę, wyszło w rosyjskiej wersji Wiki 92 sztuki! I weź teraz sprawdzaj po kolei :) A to jeszcze nie wiem dokładnie, kiedy to mogło być...
      No nic, będzie na siedemnastą falę pandemii zajęcie jak znalazł!

      Usuń
    4. Tak jeszcze myślę, że może w jakiejś PRL-owskiej książce o filmie są takie listy wyświetlanych w Polsce danego roku zagranicznych filmów. Zaś szukać :)

      Usuń
    5. Szukajcie a znajdziecie :)

      Usuń
  7. Chmielewską kocham i nie przestanę. Najbardziej tę najstarszą, bo któraś nowsza była o samych wyścigach i mnie zmęczyła. Ale cóż, "miłość ci wszystko wybaczy...". A pierwszy był "Klin" - siostra zwinęła z biblioteki, żeby się z nią nie rozstawać. To było tak dawno, że już nieprawda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wyścigami miała fioła ;)
      A "Klin" nie pamiętam, o czym był. Choć, jak widać, stoi na półce.

      Usuń
    2. Pozwolę się wtrącić :) - według "Klina" powstał film "Lekarstwo na miłość".
      Tym razem książka przegrywa z filmem (to oczywiście moja subiektywna ocena).

      Usuń
    3. Tak myślałam, że "Klin" by miał być o jakowychś romansach ;)

      Usuń
    4. O właśnie, "Lekarstwo na miłość", nie mogłam sobie przypomnieć tytułu. Krysia Senkiewicz, Kalina Jędrusik, Andrzej Łapicki - oj, ale obsada. A jeśli się nie mylę to autorem muzyki do filmu był Andrzej Trzaskowski.

      Usuń
    5. Ten film to fantastyczna plejada aktorska, nie tylko głównych ról, ale każdego najmniejszego epizodu.
      Co prawda scenariusz różni się od powieści,czego nie lubię przy ekranizacjach, ale sam "Klin" to dla mnie dziwna konstrukcja. Gdyby to był mój pierwszy kontakt z Chmielewską to być może nie zachwyciłabym się jej stylem.
      Co do muzyki to rzeczywiście Andrzej Trzaskowski.

      Usuń
  8. W tym rosyjskim filmie jest jakaś piosenka?

    Chmielewskiej mam kupiony pełen komplet z z serii dostępnej kiedyś po kioskach - wszystko czeka w kolejce do lektury.

    W kwestii dywanów - mamy na ścianie przy łóżku babki. Jeden większy (tani) chodnik jako ocieplenie i dwa mniejsze, wełniane, dla ozdoby :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komplet??? No no :)

      W poście BBM jest właśnie link do flashmoba z jakiejś stacji kolejowej w Rosji, gdzie śpiewano piosenkę z tego filmu.

      Ależ macie RUSKI KICZ, jak by to natychmiast określiła moja córka :) :) :) Do potęgi!

      Usuń
    2. Dzień dobry. Proszę przekazać córce, że w rosyjskich domach dawno już nie wiszą dywany na ścianach, Rosja zmieniła tak jak i Polska. Flashmob zrobiony na stacji kolejowej w Ukrainie w mieście Zaporoże, nie w Rosji. Większość zdjęć do filmu kręcono w Zaporożu, część w Odesie (Ukraina). Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Zasugerowałam się rosyjskim i nawet nie pomyślałam, że to może być Ukraina :)
      Córka się nie da przekonać. Tak to już jest, jak ktoś sobie coś do głowy wbije. Musiałabym jej chyba pokazać jakiś współczesny film rosyjski (tylko ona nie chce oglądać).

      Usuń
  9. Nawet milion takich aut można mieć ;) Pozdrawiam również!

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepadam za Chmielewską, na niej się wychowałam, mam półkę z masą jej książek. Najbardziej zaczytana i zniszczona - "Nawiedzony dom". Najmniej znana - "Pafnucy" dla dzieci.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a ja akurat te dla dzieci, jak "Nawiedzony dom" nie za bardzo - pewnie dlatego, że nie czytałam ich w odpowiednim wieku, jak Ty, tylko już jako dorosła. Ale mam chyba dwie i planuję kiedyś i tak wrócić!
      Pozdrawiam, żałuję, że nie spotykamy się już na fejsie.

      Usuń
    2. O właśnie, miałam Ci napisać, że szkoda, że już nie piszesz na fb, tak lubiłam czytać te obserwacje życia i po cichutku zazdrościłam lekkości pióra.

      Usuń
    3. Lekkości pióra... Powiedz lepiej, że gadulstwa :)

      Usuń
    4. Ja też zaluję, nie mowiac już o zagadkach krakowskich...

      Usuń
    5. O, krakowskiego photobloga to ja sama żałuję... ale nie mam już w sobie tyle zaangażowania dla Krakowa co kiedyś, nastąpił transfer do Pragi :)

      Usuń
    6. Jak się nasycisz Pragą, to moze odnajdziesz w sobie jeszcze trochę krakowskiej energii 😊

      Usuń
    7. Nigdy nie mów nigdy, prawda? :)

      Usuń
  11. To ja o dywanie, czyli kilimie na ścianie;) uwielbiam! Po śmierci mamy wiele rzeczy wyrzuciłam, poza tymi wartościowymi, rzecz jasna, ale kilim, ktory wisial w moim dawnym pokoju, zabralam i teraz mam dylemat - wieszać, nie wieszac, więc drugi rok czeka zrolowany pod kaloryferem, czasem go sobie rozkladam (moglby lezeć na podlodze, ale nie lubię), patrzę i chowam z powrotem.
    I ostatnio malo czytam, dużo oglądam, nie mogę sie skupić, a czyms trzeba glowę zająć. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dywan a kilim to wiadomo, dwie różne sprawy, tak to przynajmniej widzę: że dywan bywa różny, rzadko jest to pers ;) ale kilim raczej kojarzy mi się z artystyczną robotą.
      Jeśli masz wolny kawałek ściany oraz kilim z dzieciństwa - wieszaj, a nie rozkładaj raz na jakiś czas na podłodze, żeby popatrzeć. W końcu zawsze możesz zdjąć, jeśli Ci się znudzi. No, tyle że wieszanie to cała operacja, bo chyba musi być zaczepiony na wielu gwoździkach?

      Usuń
    2. U rodzicow byl na takiej listwie, z kilkunastoma haczykami, u mnie jest problem, bo mialby wisiec na takiej lekkiej, dzialowej sciance, to tez powod, ze zamiast wisiec, lezy;) ale caly czas myślę;)

      Usuń
    3. Można by na sposób galeryjny wieszania obrazów: samo zamocowanie na suficie przy tej ścianie, i z niego żyłki dwie utrzymujące niżej listwę. Ale to niekoniecznie mogłoby pięknie wyglądać, w sumie...

      Usuń
    4. Też tak myślę, ale rzecz jest do rozważenia;)

      Usuń