sobota, 5 lutego 2022

Władimir Kantor - Krokodyl

 

Tej książki nie znalazłam w nowościach (zwłaszcza, że jest sprzed 15 lat), ale grzebiąc STACJONARNIE na półce z literaturą rosyjską - szukałam Marininy zresztą 😁 Stacjonarnie, tak tak, rzecz to, od której zdołałam odwyknąć przez ostatnie dwa lata. A Wy jak myślicie, wrócimy kiedyś do tego, co było, czy też wszystko się zmieni? Bo ja na początku pandemii mówiłam, że szybciutko powrócimy do starych zwyczajów i nawyków, ale teraz powoli przestaję w to wierzyć. Czy chociażby powszechna cyfryzacja życia ulegnie spowolnieniu?

Krokodyl okazał się czymś w rodzaju Ulissesa drugiej połowy XX wieku, a jednocześnie zapisem pijackiej anabasis po Moskwie (przypomina się też Jerofiejew), w której główny bohater Lowa zaczyna kolejny dzień na kacu, próbuje dokonać rozrachunku ze swoim życiem i z bliźnimi, uczestniczy w pogrzebie i stypie, a kończy go własną śmiercią, pożarty przez tytułowego krokodyla-Lewiatana.

Jest to w gruncie rzeczy krytyka rosyjskiego, a raczej radzieckiego społeczeństwa lat 70-tych, wyraz ogólnej beznadziei i niemożności, gdzie alkohol wydaje się być przyczyną, ale chyba jest tylko skutkiem. Czy w Rosji można zresztą NIE pić?

A przy tym książka ciekawie wydana, ma format kwadratu, a na nieparzystych stronach prawie połowa jest czysta - do pewnego momentu, bo nagle tam właśnie pojawia się krokodyl. Ilustracje - Bohdana Butenki! Zwróćcie też uwagę na zakładkę.

Początek:

Koniec:

Wydawnictwo Akademickie DIALOG, Warszawa 2007, 258 stron

Tytuł oryginalny: Крокодил

Przełożyła: Walentyna Mikołajczyk-Trzciński

Z biblioteki

Przeczytałam 4 lutego 2022 roku



Obejrzałam kolejny serial rosyjski - "Под крышами большого города" (Pod dachami wielkiego miasta), 2002. Znów historia rodzinna - cztery generacje, każda ze swoimi problemami (głównie jednak natury uczuciowej). Gdy nestorka rodu zakochuje się i postanawia zamieszkać razem ze swoim nowym wybrankiem (Oleg Basiłaszwili, do którego mam olbrzymi sentyment od czasów Mistrza i Małgorzaty), powstaje kwestia - gdzie. Zapada decyzja, że kupią dom z czterema osobnymi mieszkaniami i w ten sposób utrzymają ciągłość rodzinnego siedliska. Ale to w ostatnim odcinku, a wcześniej kłócą się, godzą oraz starsza pani, która prowadzi jeszcze galerię sztuki, uszczęśliwia pewnego artystę, wmawiając mu, że jego obraz, wiszący tam od niepamięci, został ukradziony - tylko ten jeden z całej galerii czyli złodziej znał się na rzeczy, docenił (w rzeczywistości dała go jako łapówkę pewnemu urzędnikowi, jemu z kolei wmawiając, że będzie kiedyś wart majątek) 😁 Chłop odszedł szczęśliwy, dzwoniąc wcześniej do żony, żeby kupiła szampanskoje, bo trzeba to oblać 😂

 

Ja z kolei powinnam oblać koniec semestru na niemieckim. Wczoraj pisaliśmy końcowy test, uwaga uwaga - muszę się pochwalić - dostałam informację zwrotną: Ich gratuliere Dir herzlich zur sehr gut bestandenen Prüfung. Du hast 154/160 Punkte erreicht. Co nie znaczy oczywiście, że umiem po ichniemu mówić 😏 Toteż oblewania nie będzie, za to cieszę się, że teraz miesiąc przerwy, bo będzie to chyba najgorszy miesiąc w życiu, ze względu na nowe obowiązki na Fabryce. Poza tym, że przydałoby się jakieś know how, to w drugiej połowie miesiąca bynde robić od 9.00 do 20.30. I zdaje się w soboty też. Tak że - jestem zachwycona. Skończą się seriale, skończy się czytanie. Ba, obiady się skończą. Nie wiem, jak to przeżyję, ale przecież co nas nie zabije... przynajmniej w teorii. 

Ponieważ przy sobocie lubi mnie boleć głowa, nastawiłam dziś profilaktycznie budzik na 6.00 - tak jak do pracy. Prawie zadziałało, w sensie było niewyraźnie, ale gdy zjadłam śniadanie i wzięłam byle jaką tabletkę - pomogło. No to dzień długi i nawet choinkę śmy rozebrały - czyli spora część planu zrealizowana 😀 



O, taki obrazek mi się przypomniał (nie żeby miał jakiś związek).



DOMOFON praski, acz po części włoski oraz słowiański. W zeszłym roku ustawą wprowadzono w Czechach, że już kobieta może sobie wybrać formę nazwiska, nie musi być obowiązkowo końcówka -ová. Pamiętam, jak mnie to na początku śmieszyło, że nawet mała dziewczynka jest Dvořáková 😁


17 komentarzy:

  1. Kupiłem sobie kiedyś tego Krokodyla dla szaty graficznej i ilustracji (w taniej książce kupiłem), więc oczywiście nadal leży nie przeczytany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, gdybym miała własny egzemplarz, byłoby tak samo 😁

      Usuń
    2. Wiadomo, jak się ma, to może spokojnie poczekać :D

      Usuń
    3. Do tak zwanej ... śmierci 😁

      Usuń
  2. Ależ podobają mi się te Twoje ozdoby choinkowe. Świetne. ��
    Ja na tapecie czytelniczej mam rozmowę Z. Zamachowskiego z Beatą Nowicką. Czyta się bardzo dobrze.
    Co poza tym robi babuleńka na emeryturze? Otóż dzierga. Zawzięłam się i albo ja skończę sweterek na drutach albo on mnie wykończy. Bo też zachciało mi się robić multum różnych, różnistych warkoczy. I nawet nieźle mi to idzie, tylko jednak dość wolno. Pozdrawiam. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W drodze do pracy mijam kiosk, gdzie na wystawie jeszcze niedawno był sznurek z nanizanymi kolejnymi wzorami tych miniaturowych bombek - za każdym razem kusiło 😀

      Czyli na kiedy przewidujesz ten koniec (jakikolwiek by był), babuleńko? Ale podziwiam, bo mój szalik robiony na robotach szkolnych to była zgroza...

      Usuń
  3. Popatrz jak to co kraj to obyczaj - my i wszyscy amerykanie rozebralismy choinki 2go stycznia i powiem Ci ze gdy przeczytalam iz rozebralas swoja to poczulam wielkie zaskoczenie nie pamietajac wogole ze przeciez tez tak mialam gdy mieszkalam w Polsce.
    Z kolei ubieramy zaraz po Thanksgiving czyli z koncem listopada.
    Ciesze sie iz znalazlas sposob na unikniecie wielkiego bolu glowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spacerując w weekend po osiedlu widziałam całe masy choinek wystawionych koło śmietników (i to w całkiem dobrym stanie) - czyli ludzie trzymają je do końca ubrane 😀 Faktycznie taka choinka w domu robi atmosferę, nawet gdy o świętach dawno się już zapomniało. Podjęłyśmy postanowienie, że następnym razem będzie w innym miejscu, tak żebyśmy ją mogły widzieć siedząc w kuchni przy stole. A co!

      Usuń
  4. Gratulacje, nie lubię niemieckiego, więc tym bardziej pełna podziwu jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mam powiedzieć o mojej córce, która wiecznie się odgraża, że mi w trakcie lekcji przejdzie za plecami hajlując i palce drugiej ręki trzymając pod nosem a' la wąsik Hitlera...
      Najwyraźniej uważa, że język jest odpowiedzialny za II wojnę 😉

      Usuń
    2. No nie jest, ale jakoś brzmienie tego akurat języka bardzo mi nie psuje...

      Usuń
    3. Ja sobie na razie nie bardzo wyobrażam, że miałabym kiedyś rozumieć, gdy mówią tak na co dzień... ale czytać to bym chciała 😉

      Usuń
  5. Gratuluję!!! W głowie mi się nie mieści, że można się tak nauczyć, a jednak można! Widać mam za ciasną głowę, skoro się nie mieści 😁😁😁 Zajrzyj do Moniki, ona dziś o Pradze http://trzymajacsiechmur.blogspot.com/2022/02/lepiej-pozno-niz-wcale-wspomnienia-z.html
    Jeszcze nie wszystkie choinkowe pierdołki schowałam 🎄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciasna głowo - dzięki za cynk, bo Moniki nie znam 😍
      Tym, że nie wszystkie choinkowe pierdółki schowałaś, uświadomiłaś mi, że ja też zapomniałam o drobiazgach w różnych miejscach 😁 Tylko skrzat ze stoliczka przy łóżku zniknął od razu 0 i całkiem jakbym się kozy pozbyła, ile miejsca się zrobiło!

      Usuń
  6. Ja choinkę już tak dawno rozebrałam, że zdążyłam zapomnieć, że w ogóle była ubrana... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne jest toi nasze ubieranie i rozbieranie choinki, co nie? W sensie językowym myślę 😂

      Usuń