niedziela, 23 lutego 2020

Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert - Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie


No, nie rozumiem.
Nie rozumiem, jak po latach trzydziestu korespondencji tak chwilami wręcz czułej w momencie, gdy Szymborską spotyka ta katastrofa sztokholmska, Herbert wysyła telegram ze słowami SERDECZNE GRATULACJE.
I koniec.
Jak do tego dochodzi?
Z jednej strona taka busola moralna.
Z drugiej co? Rozczarowanie, że nie dostał (zrozumiałe, ludzkie) i... pretensje do tej, która dostała?
Taka małostkowość?
Nie mogę w to uwierzyć.





Wyd. a5 Kraków 2018, 165 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 20 lutego 2020 roku

2 komentarze:

  1. Herbert chyba w ogóle był człowiekiem mocno skomplikowanym emocjonalnie. I pewnie w dużej mierze było to spowodowane jego chorobą. On zdaje się cierpiał na chorobę dwubiegunową. Jak Młynarski. Takiego talentu nie dostaje się bezkarnie...

    Herbert nie jest dla mnie osobiście jakoś szczególnie ważnym poetą, ale jemu właśnie zawdzięczam moje pierwsze uświadomione oczarowanie poezją. To był pewnie środek podstawówki i wiersz "Pan od przyrody" i ten fragment
    "w drugim roku wojny
    zabili pana od przyrody
    łobuzy od historii".
    Naprawdę pamiętam tamte emocje do tej pory. Dziwne, ale tak jest. Miałam pewnie z 10 lat i dokładnie czułam, co poeta miał na myśli. Potem już nigdy takiej pewności nie miałam...

    OdpowiedzUsuń