sobota, 27 grudnia 2025

Monika Szwaja - Gosposia prawie do wszystkiego

Dziwicie się, co? Ja też się sama sobie dziwię 😁 Przyniosłam kiedyś z knihobudki, bo zainteresował mnie ten spodziewany kontrast między gosposią-niedoszłą doktorantką a nowobogackim państwem. Chyba był taki serial kiedyś, polski? Nie? Z Romantowską bodajże, chodzi mi po głowie.

Ale na tym autorka się nie skupiła za bardzo, tylko na stosunkach męsko-damskich. Główna bohaterka przez kilka lat po zamążpójściu zajmuje się z upodobaniem domem, ale gdy zaczyna mówić o powrocie na uczelnię, mąż-adwokat dostaje ataku wścieklizny, popycha ją, w wyniku czego Maria uderza głową o kolumienkę z paprotką i ląduje w szpitalu. Po czym dochodzi do wniosku, że miłość jej przeszła. Teraz trzeba przed małżonkiem uciec (bo tak). Ucieka do Szczecina - i tu, uwaga, gratka dla szczecinian i fanów tego miasta, bo dużo szczegółów topograficznych - gdzie zostaje gosposią, bo ma w tym wprawę, po czym zaczyna się parada kandydatów do jej serca i ręki. Jak jeden z nich pływa, to dostajemy wykład na temat statków offshore; jak drugi jest Rosjaninem i śpiewa, to strona za stroną towarzyszymy Marii (przepraszam, Mareszce, bo to Kaszubka) w przekładaniu Okudżawy i Wysockiego. Tak że - nie pytajcie, po co ja to czytałam... no tak się jakoś stało 😂 

Początek: 


Koniec:


Wyd. Wydawnictwo SOL, Grójec 2009, 349 stron

Z knihobudki

Przeczytałam 27 grudnia 2025 roku 



Tegoż dnia dzisiejszego nastąpiło Wielkie Wydarzenie w życiu moim czyli

Wyprowadzka łóżka rehabilitacyjnego

Po dwóch tygodniach wiszenia na OLX ogłoszenia o sprzedaży wreszcie się ktoś odezwał i to ktoś na szczęście mocno konkretny. Z pytaniem, czy łóżko się podnosi w głowach i nogach, a jeśli tak, to czy można po nie przyjechać w sobotę lub niedzielę. No jasne!!! Choćby natychmiast!

Najlepsze było to, że nawet nie wiedziałam, czy ono się tak podnosi, bośmy tego nigdy nie używali, ale z rysunków na pilocie wynikało, że tak, więc spróbowałam i się zdziwiłam 🤣🤣 Że nawet tak wysoko można łóżko w całości podnieść, co pewnie jest wygodne, gdy się komuś leżącemu robi toaletę. Po 2,5 roku się dowiedziałam 😁 A wcześniej się zastanawiałam, jak ja powycieram wszystko pod spodem, jak tam sięgnę... 

Tak więc wszystko zostało przygotowane i w nerwach oczekiwałam przyjazdu kupującej. W nerwach, czy da się toto wynieść jakoś z domu.  


Tymczasem kupująca nie przyjechała, bo w samochodzie combi oprócz łóżka zmieścili się tylko dwaj panowie do rozkręcania i wynoszenia. Poszło im nadzwyczaj gładko i ekspresowo, w kwadrans było po wszystkim. Materac wynieśli przed klatkę, no bo fakt, mocno zapyziały był 😉 

W chwilę później ja również wyniosłam - ten jasny dywan, który był przez Ojczastego po wielekroć zalany. 

I zostałyśmy z powierzchnią płaską do zagospodarowania. O czym marzyłam od 2,5 roku, powtarzam.

 

Znaczy tam ma wrócić kanapa, ale dopiero w poniedziałek będzie miał wolne ojciec mojej córki, żeby pomóc z przeniesieniem. Więc do poniedziałku mogę myśleć, czy przenosić - czy spać w pokoju, gdzie na ścianie grzyb... Na razie ustawiłyśmy biurko z kuchni, które z powodu choinki zostało wcześniej wyeksmitowane do sypialni - i mam GABINET 😎


Och, jak ja bym chciała mieć taki pokój na stanie! Taki pusty! Na zawsze!

Problemik jeszcze jest takowy, że - widzicie te stosy książek w miejscu na tv? Jak przeniosę kanapę, to i tv trzeba, no ale gdzie dam te knigi??? Część jeszcze przywieziona przez Ojczastego, a część moich cracovianów, które zdecydowałam się wydać sprzedać... hm hm. A ze sprzedawaniem to mi idzie jak krew z nosa, bo nie chcę się bawić w żadne przesyłki, tylko odbiór osobisty w Krakowie 😉 Jak się wkurzę, to wyniosę w pierony do budki i tyle z tego będzie. Ale wiecie, wymyśliłam wreszcie, na co pójdą oszczędności z angielskiej budki telefonicznej (do tej pory 40 zł ze sprzedaży jednej książki). Otóż będzie to skarbonka na remont po wymianie pionu. Dokładam dziś sumę uzyskaną ze sprzedaży łóżka oraz gotówkę od brata pod choinką znalezioną i już jest lepiej 😁

A' propos jeszcze telewizora. Wyświetlił mi się jakowymś błogosławionym przypadkiem PERSIAN JAZZ i teraz słucham i słucham i słucham, codziennie nowe. 


O najnowszych nabytkach nie będę dziś pisać, choć powinnam, bo tydzień się kończy, ale tylko dwie książki przywlokłam, więc może następnym razem. 

W budce natomiast było dziś to - ktoś miał nerwowe święta, ale może skończyło się na strachu 🤣 oraz od paru dni stoją na regale buty narciarskie, coś nie ma na nie chętnych. Nie miałam pojęcia, że to takie ciężkie!


Pochwalę się jeszcze dwiema miseczkami, które brat mi przywiózł z Tunezji (nie znalazł zakładki do książek, o którą prosiłam, może to i lepiej, miseczki się bardziej przydadzą).


I to by było aktualnie na tyle. Oglądam te filmy w ramach ArteKino Festival 2025, ale nic specjalnie nie zachwyca. Może jeszcze coś przeczytam w tym roku? Pannę Marple bym chciała. Dobranoc państwu! 🎄


środa, 24 grudnia 2025

Herbert E. Bates - Poupata odkvétají v máji


 

 Pąki kwitną w maju, prąpaństwa.

Seria Czytanie na urlop ukazywała się od 1968 do 1992 roku i gdyby ktoś chciał zebrać całość, miałby 123 książki, z tym, że ja nie zamierzam, choć pewnie jeszcze coś się uda dorzucić do tej półki. Były to przekłady z literatury zagranicznej (ciekawe, czy coś polskiego też wyszło*).


* wyszło: Zajdel - Limes inferior. To jest s-f, więc mnie nie interesuje. Jak czytam opis, to wychodzi na to, że różni tacy płaskoziemcy i spiskowcy dziś mieliby używanie...

Děj se odehrává v blízké budoucnosti, na Zemi existují téměř izolovaná lidská sídla s minimálními vzájemnými styky. Lidé jsou děleni do sedmi tříd (označených 0 až 6) podle svých schopností. Hlavní hrdina odhalí, že uspořádání společnosti je dílem mimozemšťanů, jejichž existence je vládou držena v tajnosti. 


Treść tej zabawnej opowiastki jest następująca: rodzina Larkinów żyje na wsi i całkiem nieźle sobie radzi finansowo, tatko Larkin ma łeb do interesów, mamcia bosko gotuje, a wszyscy (sześcioro dzieci) uwielbiają jeść. Któregoś dnia pojawia się nieproszony gość, młody inspektor z Urzędu Skarbowego. Larkinowie bowiem nie płacą żadnych podatków, tak dłużej być nie może. Ponieważ najstarsza córka Marietta akuratnie zaciążyła, a ojciec dziecka jest taki bardziej niepewny, rodzice z zadowoleniem przyjmują jej zabiegi wokół młodzieńca; mamcia go karmi, tatko przygotowuje nowe drinki ze specjalnego podręcznika i wszystko zmierza ku szczęśliwemu końcowi 😎

Bates jest u nas nieznany i nie tłumaczony. W Anglii serial, który powstał na podstawie książek o Larkinach, miał niebywały sukces. Ostatnio powstał kolejny i nawet widzę, że jest na "mojej" stronce (The Larkins). Może by spróbować w ramach angielskiego? Ale może być zbyt trudne...


A' propos podatków, czytałam, że ostatnio na Węgrzech kobiety, które do trzydziestki urodzą dwoje dzieci, do końca życia są zwolnione z podatków. Słuszną linię ma ichnia władza, ciekawe, czy to taniej wychodzi niż nasze 800+ i czy bardziej mobilizuje do dzietności.

Początek: 


Koniec:

Wyd. Odeon, Praha 1980, 125 stron

Seria: Čtení na dovolenou  

Tytuł oryginalny: The Darling Buds of May

Przełożył z angielskiego na czeski: Martin Hilský, emerytowany profesor literatury angielskiej, tłumacz Szekspira

Okładka: Adolf Born 

Z własnej półki (kupione w Ulubionym Antykwariacie 15 października 2025 roku za 22 korony minus 20%)

Przeczytałam 23 grudnia 2025 roku
 


Oprócz wielu przyjemnych wiadomości, co zdrożeje od nowego roku (czynsz naturalnie, pokoje u sióstr w Pradze, opłata za Ojczastego), jeszcze i ta miła niespodzianka, że córce wypadł talerz z ręki przy myciu. Jeden z dwóch zdobycznych z knihobudki. Łatwo przyszło, łatwo poszło? Córka się w sumie ucieszyła, bo go nie lubiła, ja mniej, bo je właśnie lubię i są wygodnie duże. Znaczy już tylko jest, jeden.


Brat przyjeżdża na Wigilię, jestem przygotowana - w sensie mam wszystko kupne 😂 oprócz uszek do barszczu, bo te mi dała sąsiadka domowe oraz oprócz karpika smażonego, bo nie będziemy żadnych rybek męczyć. Znaczy nie, czekaj, śledzie przecież są 😉

Ale żeby nie było, że nie robię NIC, upiekłam wypiek starego Jordache'a oraz pasztet wege i nic więcej mnie nie interesuje. 

 

Wieczorna kontrola w budce przyniosła torebkę pierdółek na choinkę, część powiesiłam, część odniosłam z powrotem. Córka już się szykuje na poświąteczne kursowanie do budki, bo ludzie będą wynosić nietrafione prezenty etc. 🤣


O, taka była dyndająca Pippi (wiem, że to nie Pippi, ale taką dostała nazwę i już).


 

A tu ukradzione z FB - Traditional Czech Christmas 😂 Miłego!


 

niedziela, 21 grudnia 2025

Stephen Rabley - Dino's Day in London

Miała być jedna lekturka angielska w miesiącu, ale zniecierpliwiłam się na takie żółwie tempo. Poziom najprostszy, 200 słów. Już chyba takich więcej nie mam, zresztą okaże się przy następnej.

Trzeba bardzo uważać, będąc taksówkarzem i nie dać się omamić sławie. Tommy dostał zlecenie obwiezienia po Londynie syna znanej gwiazdy filmowej, ale podszedł go sprytnie syn szefa, który słyszał rozmowę, więc podał się za Dino i skorzystał również z 50 funciaków przeznaczonych na drobne wydatki 😂 

Początek:



Koniec:



Wyd. Penguin Readers we współpracy z Pearson Education Limited 1998, 16 stron

Z knihobudki

Przeczytałam 18 grudnia 2025 roku 


Jak już donosiłam w poprzednim poście, mam za sobą film po angielsku (znaczy z angielskimi napisami).


Bardzo jestem z siebie dumna 😂 Potem trafiłam na estoński film Pikad paberid z zeszłego roku (o młodych ludziach, którzy rozpaczliwie szukają swego miejsca w życiu), gdzie były napisy angielskie i rosyjskie jedynie - całe szczęście, że wybrałam rosyjskie, bo dużo gadali 😎

Za to w podręczniku do angielskiego dotarłam do lekcji 74, gdzie poprzedni właściciel nagle zabrał się za naukę i zrobił ćwiczenia aż do lekcji 81. Przeszkadza mi to, bo wzrok sam leci, gdzie nie trzeba. Niby ołówkiem, ale komu by się chciało to wygumkowywać.


 

Najnowsze nabytki

Tak się przedstawiają:

Ciekawostka taka cienka do machnięcia w jeden wieczór o pannie Marple 😁 W oprawie bibliotecznej Bahdaj - Piraci z Wysp Śpiewających w wydaniu z 1966 roku. Arsenał Królewski... jest taka seria o budynkach uniwersyteckich i myślałam, że mam wszystkie, a tu ktoś przyniósł do budki brakujący tom. Oczywiście trzeba go dołożyć do serii, więc zaraz się będę głowić, co innego z tamtej półki zabrać.
 

Z kategorii cracoviana pozbyłam się całej masy publikacji, ale dalej jest ich mnóstwo (katalog mówi, że 981, jak to jeszcze możliwe???) i pewnie z czasem wyniosę kolejne. No, ale niektóre zostaną ze mną do końca 😉 jedne są do konsultacji, choć coraz rzadziej do nich zaglądam, inne w nadziei przeczytania, także ponownie. Właśnie, stałam przedwczoraj koło budki wiodąc dyskurs z panem sprzedającym warzywa, budka już była przejrzana, a tu przychodzi dwoje młodych ludzi z siatami i wyładowują zawartość. Grube wielkie tomiszcza (w tym encyklopedia iluś tam tomowa) i widzę dwa tomy Dziejów Krakowa, drugi i trzeci, ten drugi w idealnym stanie - zabrałam więc szybciutko na wymiankę, bo mój bardziej sfatygowany. Gdy na drugi dzień poszłam odnieść ten mój, niczego już nie było. Ktoś wziął nawet encyklopedię starą!

Podobnie innego dnia przychodzę kontrolnie o poranku, a tam pełno starych kryminałów. Załadowałam całą siatkę, bo sprawdzać się będzie w domu, co jest, czego nie ma. W rezultacie zostało dziewięć, z czegom bardzo kontenta.


Czyszczenie półek (czyli upychanie lub wynoszenie) postępuje. Porównanie: oto półka pod tv w środę

a oto dziś. Dzielna jestem, prawda?

Znaczy ykhm... nie ma tu tych najnowszych nabytków 😂 ale zaraz je się rozparceluje na właściwe miejsca!

Wyniosłam też do piwnicy maszynę do pisania, antyczny Underwood z lat 20-tych. Naciągnęłam kiedyś na nią Ojczastego, że potrzebuję na studiach 😂 Jest to kurzołap okropny, a uwolnienie miejsca spowoduje dołożenie jednej półki na filmy (tam, gdzie aktualnie grzyb). Każdy mówi na tę maszynę sprzedaj. Sprzedam, jak będę naprawdę pieniędzy potrzebować - oczywiście, jeśli mi ktoś do tej pory piwnicy nie obrobi 🤣 Widzę takie w internecie za 3 tys., za 5 tys., ale i za 500 zł 😉
 

Filmik o malutkim mieszkaniu (właściwie domku) w Tokio sobie obejrzałam. Mimo minimalnej powierzchni mnóstwo rzeczy!

 

Mży. Nie będzie mi się chciało wychodzić na kroki, ale duty is duty. Ciekawe, czy będzie coś nowego w knihobudce - ludzie robią porządki przedświąteczne i wynoszą rozmaite bzdety (i nie mam tu na myśli książek) 😂

Cały czas biję się z myślami, czy zamawiać radzieckie filmy na dvd już teraz czy dopiero w styczniu. Jak by to miało jakieś znaczenie... pod choinkę i tak nie dojdą 😏   

piątek, 19 grudnia 2025

Kora Tea Kowalska - Patrz pod nogi. O zbieraniu rzeczy


Daiusz polecił, przy okazji dyskusji o cienkiej granicy oddzielającej nadmierne gromadzenie od chorobliwego zbieractwa. Zamówiłam w biblio. Książka ma powodzenie, przede mną było osiem osób, za mną stoją trzy. Temat nośny, co? 

Ale nie jest to o zbieractwie uprawianym przez starszych (w większości) ludzi, którzy niczego nie potrafią się pozbyć i znoszą do domu śmieci. To o zbieractwie-kolekcjonowaniu. Świadomym (mniej lub bardziej) tworzeniu ZBIORU rzeczy. 
 


 Najpierw było fajnie. Potem zaczęło nudzić, bo Gdańsk i Gdańsk i wykopki i historie gdańskich miejsc, które niekoniecznie coś mówią osobom z drugiego końca Polski. A potem jednak wciągnęło. Mimo fragmentów bardziej naukowych/naukawych, mimo dziesiątków obcych słów (och nie, nie szukałam ich po słownikach), mimo całej tej etnologii i antropologii 😂 Bo książka jest bardzo osobista. I podoba mi się ta rodzina: Kora i jej rodzice. Zbierają wszystko, bo wszystko można zbierać i każda rzecz opowiada jakąś historię. A jeśli nie, to wystarczy ją wymyślić. Gównidła dziś nic nie warte, za 30 lat to się zmieni 😉

A gdybyście chcieli zbierać guziki, to moglibyście się nazwać orbikulologami (orbiculus - guzik po łacinie). Jak twierdzi ojciec autorki, po ludziach zostają tylko guziki, świadczące o statusie społecznym, guście, wojnach i całej reszcie. Ale jednak pamiętajcie - guzik zbierasz, guzik masz.

P.S. Znacie Zatzkę? "Każdy Zatzkę widział, prawie nikt nie wie, że to Zatzka." Zatzka wisiał w jakimś znajomym domu, ale czyim? Teraz mnie będzie męczyć to pytanie.

Początek: 

Koniec:

 

Wyd. Karakter, Kraków 2024, 252 strony

Z biblioteki

Przeczytałam 17 grudnia 2025 roku 

 

CO ZBIERACIE? 

-----------------------------------------------------------

Ktoś trzepie dywan. I chce mi chyba pomieszać w głowie, bo odgłos trzepania dywanów łączy się w niej jedynie z Wielkanocą (w Dżendżejowie), więc co jest grane, jak śmie 😂 Nie wystarczy, że już parę razy podczas kroków poczułam się właśnie jak na przedwiośniu, zrobiło się cieplej i przez to - zawsze mam jakiś problem ze zmianą garderoby przy zmianie pory roku, a szczególnie tej zimowej na lżejszą, nastają cieplejsze dni, a ja w grubej kurtce i ciężkich buciorach 😁 Żeby nie te ozdoby bożonarodzeniowe wszędzie, zaczęłabym myśleć, że trzeba kupić chrzan!

Krakowska widokówka z dzisiejszych kroków: 

Wyjaśniam: coraz częściej się słyszy, że nowy prezydent miasta obsadza stanowiska znajomymi królika, a podstawą jest wspólne zdjęcie z kampanii wyborczej 🤣

A tu z remanentów:

No dobra, odeszedł to odeszedł, nie ma co drążyć 😉

Donoszę, że w ramach nauki angielskiego obejrzałam na początek porucznika Columbo - Murder by the Book. Wydało mi się to na początku dość karkołomnym przedsięwzięciem, bo po pierwsze polskich napisów nie było, znaczy były, ale złe (a plan był taki, że najpierw oglądam z polskimi, potem z angielskimi, a na samym końcu bez napisów), po drugie odcinek trwa 100 minut, co jest grubą przesadą 😁 No, ale dokonałam wyczynu obejrzenia całości z angielskimi napisami, a teraz powinnam zrobić powtórkę bez... tymczasem jednak odkładam to na później. Za długie chyba, żeby dwa razy oglądać hłe hłe. Poznałam dwa nowe słówka, najpierw było powtarzane a wig i nie mogłam wykapować, o co kaman, więc w końcu sięgnęłam po słownik - peruka! A drugie już zapomniałam, co to było 😂 Przy okazji wyszło na jaw, że pozbycie się małego słownika w obie strony nie było najmądrzejszym posunięciem, bo musiałam iść do drugiego pokoju i szukać w wielkim Stanisławskim. A taki mały przecież przydałby się pod ręką. Czy każdy odcinek Columbo jest tak samo skonstruowany? Że od początku wiemy, kto i jak zabił i tylko śledzimy dochodzenie policjanta do prawdy? Nie pamiętam, wszak serial leciał w telewizji, gdy jeszcze byłam w szkole.

Aha, gdyby ktoś miał ten sam pomysł, to trzeba włączyć napisy angielskie nr 2, te chodzą dobrze.  

A skoro już o filmach mowa, to wczoraj puściłam sobie Durnia rosyjskiego (Дурак) z 2014 roku, a to dlatego, że nieryba wieszczy, iż tylko patrzeć, jak mój blok się zawali 😂 A tam jest właśnie taka historia - młody człowiek odkrywa, że pękają ściany bloku, w którym mieszka 800 ludzi, i w obliczu grożącej w każdej chwili katastrofy próbuje zaalarmować najpierw władze, a potem samych mieszkańców. To jest Rosja, więc wiadomo, jak się to może skończyć... Dla tych, którzy chcą po raz kolejny przekonać się, że w tym kraju nic się nie zmienia, oto link.

Od jakiegoś czasu sprawdzam sobie repertuar w "moim" kinie, żeby ustalić, na co się wybiorę (raz w miesiącu), a czego szukać w internecie. Znalazłam ostatnio tajwańską Left-Handed Girl i ta mnie zachwyciła - do obejrzenia tutaj, polecam. Matka i dwie córki próbujące się odnaleźć w wielkim mieście. Polecam też słowackiego Ojca (ale ten obejrzałam z czeskimi napisami, polskich brak, są angielskie, jak by co). Dramatyczna historia straty dziecka. Natomiast NIE polecam francuskiego Colours of Time (Pewnego razu w Paryżu, o poszukiwaniu korzeni: 30 osób dowiaduje się, że są rodziną, potomkami kobiety, po której teraz odziedziczyli dom, paralelnie toczy się historia tej kobiety, która przybyła do Paryża odnaleźć swoją matkę, to początki impresjonizmu, więc malarze, artyści, bohema etc.) oraz amerykańskiego Eleanor the Great (po stracie przyjaciółki 94-letnia kobieta przybywa z Florydy do Nowego Jorku i podszywa się pod ofiarę Holocaustu). Tyle słowa na piątek.
 

P.S. LeoExpress doniósł, że ma połączenie z Pragi do Drezna - kolejowe, dwie godziny z haczkiem. Ja już kiedyś się zastanawiałam nad taką wyprawą, bo chciałabym Drezno zobaczyć, ale znalazłam tylko autobus, jechał dłużej i w ogóle - wyszło na to, że trzeba by tam raczej nocleg też zamówić, bo ja po takiej podróży to już jestem dętka. Czyli płacić jednocześnie za nocleg i w Pradze i tam. No i jak z noclegiem, to już bagaż się robi niewąski, tyle tego człowiek potrzebuje 😂 Teraz myślę - oho, może by tak jednak... Patrzę na rozkład, a ten pociąg jedzie o 23.23 i przyjeżdża o 1.36... A idźcie w diabły, nie pisane mi to Drezno widać. 

środa, 17 grudnia 2025

Maria Ewa Letki - Listy

Wzięłam z budki do przeczytania, gdy zobaczyłam pierwsze zdanie znalazłam Twój adres w "Płomyczku". Ach! Ileż to ja miałam korespondencji tego rodzaju! Najpierw w podstawówce (nie pamiętam, czy konkretnie z "Płomyczka" czy ze "Świata Młodych", gdzieś się te  adresy znajdowało), a w liceum to z kolei zaczęłam po włosku. Teraz, przy okazji tej książeczki, wyszło na to, że nadejszła wiekopomna chwila i należy pogrzebać w starych listach. Najpierw się mocowałam z dwoma pojemnikami pełnymi papierzysk, które koczują w kuchni gdzieś pod sufitem, a potem ruch ostatniej szansy - walizka na pawlaczu. I otóż ich tam nie ma! Teraz myślę, że może jednak przeoczyłam je w kuchennych pojemnikach... No przecież muszą gdzieś być! 

Oczywiście istnieje jeszcze możliwość, że nie przywiozłam ich z Dżendżejowa i w ten sposób straciły się na wieki, ale nie wierzę w to, nie byłoby w moim stylu wydać papiery na zatracenie 😂

W każdym razie nie ubogacę tego posta fragmentami owych listów, a innej okazji już nie będzie, szkoda. Bo właśnie myślę, że byłyby idealną ilustracją: bohaterka Listów Marii Ewy Letki lekko mija się z prawdą, gdy pisze z ogłoszenia do nieznanych osobiście rówieśników. Nie dzieje się tak bez przyczyny, wiadomo. Co innego chwalić się sportowymi osiągnięciami (jak to było w przypadku jednej z moich korespondentek*), co innego zmyślać, że rodzice nie żyją i trzeba iść do domu dziecka. 

Hania czuje się kompletnie zaniedbana przez rodziców, którzy myślą jedynie o mającym się narodzić braciszku. Jest pełna rozżalenia na cały świat: nie pojadą wspólnie nad morze, jak było w planie, dziewczynka zostanie wysłana do babci i to nie tylko na wakacje, ale na cały szkolny rok, bo w małym mieszkaniu z niemowlęciem byłoby za ciasno dla wszystkich. Na szczęście na wiosnę rodzice dostaną nowe, większe mieszkanie i Hania po powrocie będzie miała własny pokój, ale czy to może być pociechą dziś? Mama z tatą myślą tylko o nowym dziecku i nie mają już czasu dla niej, nie zauważają jej potrzeb emocjonalnych. Oczywiście Hania jest skupiona jedynie na sobie, w końcu do tej pory była jedynaczką, więc babcia zauważająca, że jest straszną egoistką, też nie do końca ma rację - jest, ale tak została wychowana i nie przygotowano jej na uważność względem innych. 

Jeszcze wszystko może się ułożyć, ugładzić, jeszcze Hania może pokochać nowego braciszka, ale te listy... Nakłamało się i co teraz, gdy wszystkie te łgarstwa wyjdą na jaw?  

* właśnie miałam zamiar poszukać jej nazwiska w internecie, bo a nuż rzeczywiście zrobiła potem karierę sportową
 


Początek:


 

Koniec:

Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1978, 62 strony

Ilustracje: Maria Sołtyk 

Z knihobudki

Przeczytałam 13 grudnia 2025 roku
 


Dzień z życia emerytki

Pracowity, bo poszłam do piwnicy i przyciągnęłam do domu choinkę. Co się okazało: choinka już sama chciała wyjść na spacer i wystawiła obie nogi z pudła. Pakują je tak ciasno, że potem ciężko je upchać z powrotem 😢 najwyraźniej poprzednim razem tak pchałam, że dziury wypchałam, a nie zauważyłam. Przyszło pudło wyrzucić, a teraz pamiętać, że w styczniu czy w lutym, jak się będzie choinkę rozbierać, trzeba kupić jakiś duży mocny wór na śmieci.

Jako że choinka już była, a córka, którą chciałam zaangażować do ubierania, jeszcze spała - umyłam okna w kuchni. No. Normalnie nienormalne. Jakiś miałam wyrzut energii czy co.  

Na ubraną choinkę narzuciłam - wbrew zdaniu córki, która nie lubi - łańcuchy, bo bez nich drzewko wydaje mi się gołe 😂 Gdybym miała choinkę żywą, to co innego. Raz miałam. Pozbycie się jej to była spora droga przez mękę, tak się cała sypała, w końcu została wyrzucona przez okno, bo było najbliżej 🤣 A igły i tak jeszcze przez pół roku były WSZĘDZIE.

Właściwie to nawet anielskie włosy mi się podobają, ale to już by mnie córka zabiła chyba. Ona jest na etapie, że najpiękniejsze choinki to są w centrach handlowych, takie z bombkami w jednym kolorze... to ja byłam na tym etapie ćwierć wieku temu, teraz wolę naćpanie na drzewko wszystkiego możnego (jak by powiedzieli Czesi), w końcu powiedzenie obwieszona - biżuterią - jak choinka nie wzięło się znikąd.

A jakieś dwie godziny później ta moja zmora zaczęła się śmiać jak głupia. Bo kompletnie zapomniałam o dwóch pudełkach z drewnianymi ozdobami, które leżą na książkach na jednym z regałów (zamiast w pudłach w piwnicy). Ale nic - spróbuję je jeszcze powiesić mimo łańcuchów.

Wyniosłyśmy do piwnicy etażerkę, którą niegdyś przytargałam z wystawki na osiedlu na rzeczy Ojczastego. Teraz jest już niepotrzebna, ale żal mi ją wydać, bo kto wie, czy kiedyś jeszcze jej nie zechcę, prawdaż. Taka fajna, oldskulowa.

 

Córka z kolei postanowiła wydać na Śmieciarce sanki, bo twierdzi, że nie będzie już na nich zjeżdżać z osiedlowej górki - boi się o rękę. Umówiła się na dziś wieczór na odbiór z jakimś gościem, a potem dostała wiadomość od kogoś, kto chce je KUPIĆ. Żal 🤣 ale kobyłka u płota.


Dostałyśmy się też do wózkowni w piwnicy i stanęło na tym, że tam będzie trzymać nowy rower, ten zdobyczny. Od jutra niby. Niech on mi znika z domu jak najprędzej.

A potem zamknęłam kratę oddzielającą korytarzyk z naszą piwnicą (i ośmioma innymi), po czym - nie mogłam już wyjąć klucza. Ni w te ni we wte. W rozpaczy (no bo przecież już nikogo nie było w spółdzielni) czyhałam przy drzwiach wejściowych i dorwałam młodego sąsiada, który poszedł do domu po narzędzia i naprawił 😍 Ze środka wypadł drucik, wygląda na to, że ktoś tam coś majstrował, czyżby złodziej? Przy okazji chłopak opowiedział, że w ich piwnicy (nie w naszym korytarzyku)... zawaliła się boczna ściana 😲 Czy ten zza ściany powiesił na niej coś ciężkiego? Nie. 

Sypie nam się blok czy co. Chyba obejrzę znowu ruski film Durak, żeby się przestraszyć jeszcze bardziej 😂 

A' propos oglądania. Po dyskusji o nauce angielskiego pod poprzednim postem i po filmiku na YT, gdzie polecali Świnkę Peppę, zdjęłam z półki cztery sztuki dvd przyniesione niegdyś z budki (że niby podaruję komuś, kto ma dzieci albo co). Mówię zobaczę, czy tam jest dubbing czy również wersja angielska. No to zobaczyłam.

Pudełka w środku - puste 😂😁😁 Każde jedno czyli wszystkie cztery. Teraz się zastanawiam, jaka jest ich historia 😀 Czy ktoś miał filmy osobno odłożone, nie pamiętał i wyniósł puste pudełka? Czy też jakiś dowcipniś zabrał z budki same płytki, zostawiając opakowania? Ja kiedyś na Fabryce wycięłam taki numer, że wysłałam film gdzieś tam w świecie do innej Fabryki do wyświetlania, po czym przyszedł alarm, że dostali tylko pudełko 🤣 Derechcja mi darowała tę skuchę 😍

Córka twierdzi, że lepiej oglądać w naukowym celu Simpsonów. No i mam przecież jeszcze Friendsów. Wszystko jest, tylko trzeba chcieć!

Na koniec tego dnia pełnego harówki (przypominam: OKNA!) jeszcze robiłam półkę i doprowadziłam metodą eliminacji oraz utykania książek w drugim rzędzie do pozbycia się stosów podłogowych! Hura hura! Teraz zostały tylko te bezpośrednio pod telewizorem i one też będą likwidowane! Ale nie tak od razu, bo od tego schylania się rozbolały mnie plery i w nocy nie mogłam zasnąć.

Nazajutrz wyniosłam do budki 14 sztuk i całe szczęście, że tam już na miejscu każdą przejrzałam. Bo w jednej z nich było to:


Bym się niechcący pozbyła takiej pamiątki 😍😍😍 

 

Jeden z ulubionych kanałów mojej córki właśnie mi pokazał, jak to wygląda, gdy próbuję coś powiedzieć po angielsku - tak, jak bohater próbuje trudniejszych wyrazów po francusku 😂😁😁 

Nie ma udostępniania shortów z YT na blogspota, I'm sorry! 

O, a tu dokładnie mój angielski