wtorek, 9 grudnia 2025

Gray Jolliffe - Poradnik dla leniwych. Apatia jest wygodna

No, to jest taka rzecz z gatunku NA CO MI TO BYŁO. To znaczy - przyniosłam z knihobudki od razu z założeniem, że przeczytam i oddam, owszem. Ale ta pierwsza część (przeczytam) była kompletnie nie potrzebna. Otóż bowiem myślałam sobie, że będzie zabawnie. 

Nie było.

Albo - co kogo śmieszy. 

Autor jest niekonsekwentny, bo jako ekspert od lenistwa powinien być sam megaleniwy, prawda? A leniwi nie piszą książek, choćby nawet miały tylko kilkadziesiąt stron.

Ja jestem leniwa, tylko czasem próbuję to swoje lenistwo pokonać. Z różnym skutkiem, bo jestem też głupia, a głupich robota lubi 🤣 W każdym razie - nie uczta ojca dzieci robić! 


 Początek:

Koniec: 

Wyd. Wiedza i Życie S.A., Warszawa 1996, 96 stron

Tytuł oryginalny: The Lazy Person's Guide to Life. Apathy Made Easy

Przełożył: Tomasz Duliński

Z knihobudki

Przeczytałam 7 grudnia 2025 roku



Moja dowcipna córeczka wraca z przejażdżki nowym rowerem (ponoć on nie jedzie, ale płynie) i oznajmia mi, że w mojej willi rozwalają ścianę. Ja oczywiście już się prawie zbieram do wyjścia, no bo jak to, co to, muszę obadać. A ta się zaczyna śmiać, jak to mnie fajnie nabrała. Jeszcze dobrze, że nie byłam szybsza i już w drodze 🤣 

Insza inszość, że ona też została nabrana. Albo nabita w butelkę, Albo nie wiem, co. Wczoraj przyszedł do niej polecony z sądu w Lublinie, że zostaje wezwana do udziału w sprawie. O spadek po jakiejś staruszce, która zmarła w DPS-ie w 2017 roku i zostawiła tam depozyt w oszałamiającej kwocie 11 tys. zł. Ten depozyt chce chapsnąć gmina Lublin, ale najpierw musiała ustalić spadkobierców etc. No i moja córka znalazła się w doborowym gronie SIEDEMNASTU osób, które gdzieś tam powyszukiwano w Polsce i teraz tym osobom zawracają dupę. Spędziłam część dzisiejszego poranka usiłując się dodzwonić do tego sądu, bo bardzo chciałam usłyszeć potwierdzenie mojej skromnej teorii, że jeśli nie będzie z naszej strony reakcji, to córka zostanie usunięta z tej listy. Kiedyś, pamiętam, sąd dawał ogłoszenie do gazety z wyznaczeniem terminu do zgłoszenia się; jak nie, to przepadło. Ale to chyba jeszcze inna sytuacja. No, w każdym razie tak dobrze nie ma i żeby odrzucić spadek, należy udać się do notariusza. To środowisko samo się napędza. 

Powiem po żołniersku: wy kurwy jedne z DPS-u - nie mogłyście to sobie zabrać tych pieniędzy z depozytu cichaczem na prezenty dla dzieci pod choinkę??? Cały problem byłby z głowy.

A teraz na pocieszenie mały przegląd z Youtube.

Najpierw filmik o mieszkaniu w kamienicy w Szczecinie. Może nie wszystko by mi tam odpowiadało (jakoś nie przepadam za wycieraniem kurzy), ale ilość światła i roślin w salonie 😍😍😍🤩🤩🤩

Potem trylogia z ARTE.tv o nowym budownictwie sprzed stu lat. Lubię słuchać, jak mówią po niemiecku i wyłapywać jakieś znane słówka 😁

 


A jeszcze o roślinach w mieszkaniu. Trafiłam na profil Ukrainki, która z matką i chyba mężem musiała uciekać z rodzinnego miasta i tułają się teraz po wynajmowanych domach. Właśnie przeprowadzili się do starego domku (to już ósma przeprowadzka od wybuchu wojny) i pokazała, jak zagospodarowała werandę - jest wielką miłośniczką kwiatów. Wszystko skromnymi środkami oczywiście.

 

Przeglądając rosyjskie (czy rosyjskojęzyczne) filmiki trochę podczytywałam komentarze i mogłam widzieć, że nie wszyscy Rosjanie pochwalają politykę Rosji, jak to się nieraz uważa. Natknęłam się na funkcjonujące najwyraźniej w przestrzeni publicznej przezwiska Putina typu Łgutin albo Trupin 😉 Inna sprawa, że nie wiem, czy tak nie komentują Rosjanie, którzy uciekli z Rosji (przed poborem do wojska etc.) za granicę. 

A na koniec coś czeskiego. Doczytałam się, że w pierwszej dekadzie maja od 2011 roku przebiega czekanie na tramwaj w Berounie (godzinę od Pragi). Tramwaj nigdy nie przyjeżdża, bo nie ma nawet torów, nigdy ich nie było 😂 Jest to taki happening, trochę w stylu Jary Cimrmana. Na pomysł wpadł ktoś, kto znalazł widokówkę z 1904 roku zatytułowaną Beroun w przyszłości -  wydawca miał wówczas fantazję pokazać na niej właśnie tramwaj w mieście. Więc na rynku schodzą się chętni na przejażdżkę, w strojach z epoki. Strasznie bym chciała wziąć w tym raz udział, ale to wątpliwe, bo przecież jeżdżę do Pragi w trzeciej dekadzie maja na Open House, więc jak to tak? Dwa razy w jednym miesiącu? 

W ramach upiększania zielenią własnego obejścia uratowałam kwiatka wystawionego przed wejściem do bloku. Ale nie wiem, jak się nazywa.


niedziela, 7 grudnia 2025

Joanna Czeczott - Cisza nad stepem. Kazachstan i pamięć o Rosji

Z półki z nowościami w bibliotece, nie oparłam się. Nazwisko autorki znałam, często widząc jej Petersburg (też w bibliotece). Więc niech będzie Kazachstan. 

Wrażenia? Historia straszna - w końcu mowa o największym więzieniu w ZSRR. Ale nie jest to książka o historii Kazachstanu - to rzecz o tym, jak pamięć o przeszłości (lub jej brak) wpływa na teraźniejszość, na życie w Kazachstanie dziś. Reporterka jeździ po tym wielkim kraju (wielkości ośmiu Polsk), przez znajomych umawia spotkania z osobami ważnymi dla obranego tematu, ale też rozmawia z ludźmi spotkanymi po drodze i czasem nawet dopiero ona budzi w nich wspomnienia i zainteresowanie własną przeszłością - bo większość z nich wyparła historię własnej rodziny, niezależnie od tego, czy przodkowie byli ofiarami represji czy pracowali jako strażnicy w łagrach. 

Dzieje Kazachstanu są tak fascynujące, że nawet zastanawiałam się przez chwilę, czy książki nie kupić... ale raczej poszukam może na YT filmów, chodzi mi po głowie, że Planeta Abstrakcja tam była.


Początek:


Koniec:


Wyd. Czarne, Wołowiec 2025, 445 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 6 grudnia 2025 roku 

 

Najnowsze nabytki

Już myślałam, że będzie dobry (= skromny) tydzień, ale wczoraj wieczorem w budce pojawiły się ta Simone de Beauvoir i Ivo Andric i nie oparłam się - choć znowu z założeniem, że jedynie do przeczytania i wyniesienia. Kulinarne są na wymianę, tyle że jeszcze nie miałam czasu poszukać moich egzemplarzy... Podobnie nie dostałam się do półki z Niziurskim - bo nie rozumiem, dlaczego jest tu tytuł Pierwsza księga urwisów? Księgę urwisów jako taką mam i potrzebuję sprawdzić, czy jest to dokładnie to samo. Może było wydanie w dwóch tomach i dlatego jest pierwsza?


Mapy? Sama nie wiem, na co mi one w dobie smartfonów 😂 Zapragnęłam odnaleźć w Szczecinie dom mojej cioci, dawno już nie żyjącej - mam z nim wspomnienie jakiejś wizyty całą rodziną, chyba wracaliśmy z wczasów nad morzem. Dom był szeregowy, z atrium, pierwszy raz taki widziałam na własne oczy i to, co najbardziej mi się w nim spodobało, to że do salonu schodziło się po paru schodkach w dół. Rozłożysta kanapa, kominek, na ścianie pokrytej barankiem (była kiedyś taka moda) nisko kilka półek z grubych dech, na nich książki i płyty. Wyjście do ogródka. Matko, jak to uwielbiałam. Było lato, ale w kółko puszczałam płytę Salvatore Adamo i tę piosenkę Tombe la neige zapamiętałam na całe życie, wygląda na to, że już musiałam być w liceum i uczyć się francuskiego.

 

Wracając jednakże z lat 70-tych do wczorajszej soboty - córka mi wieczorem jeszcze przyniosła kilka Przekrojów, wzbogacając moje zbiory do 15 sztuk. Na tym chyba skończymy 😁 a czy kiedykolwiek przeczytamy? Zawsze sobie mówię, że to jest żelazny zapas na szpital (tfu tfu).


Miejsce na te wysokie Przekroje było, bo w ostatnich miesiącach wyniosłam sporo albumów, takich bardziej zapyziałych. A w minionym tygodniu też pozbyłam się kilkunastu książek, więc nie mogę narzekać, że mi coś przybyło 😂


Wczoraj na przebieżce po osiedlu zauważyłam z daleka gablotę z szopką, tego jeszcze u nas nie było. Akurat ją fotografował jakiś młody człowiek, okazało się, że radny z dzielnicy i że w wyniku starań tejże nasze osiedle zostało włączone do krakowskiego szlaku szopek.


Z pogaduszek z panem radnym dowiedziałam się, że jest dzielnicowy projekt, aby ufundować coś w rodzaju stypendium dla szopkarza, który wykona szopkę bronowicką. Największy koszt to... gablota oczywiście.

Dalej pan mnie uświadomił, że ten kawałek osiedla nie należy do spółdzielni, tylko do miasta, dlatego oni mogą tu coś zrobić. Była mowa o ewentualnej wymianie biblioteczki plenerowej - bardzo by się przydała taka z zamykanymi przeszkolonymi drzwiczkami - i otóż miasto nie może jej wymienić, skoro stoi na terenie spółdzielni. Gdyby ją postawić tam gdzieś, gdzie ta szopka, to tak - ale to nie jest dobre miejsce, za mały ruch ludności 😉 Na spółdzielnię w zakresie nowego mebla nie ma co liczyć... może jedynie gdyby z wystawki się coś znalazło.

Obok jest cokół po pomniku Koniewa i od lat trwają starania, żeby go wreszcie zlikwidować i zrobić tam park. Póki co, trwają przepychanki między zwolennikami biało-czerwonej i żółto-niebieskiej - raz jedni cokół zamalowują, raz drudzy. 

Wybrałam się też obejrzeć postępy prac przy "mojej" willi. Okna wymienione (oprócz ganku), z tyłu postawiona jakaś tymczasowa buda, kwestia werandy niejasna.




Dziwna sprawa z tym wjazdem nowym z boku - przecież tam jest drzewo. Ale tę uliczkę niedawno remontowano, więc może zrobiono ten podjazd wszystkim jednakowo?

 



 Przez okno widać, że w środku wyburzone ściany.




Zabrałam z jakiejś knihobudki Tygodnik Powszechny sprzed ponad roku, żeby przeczytać rozmowę z Makłowiczem. I otóż on twierdzi, że nie należy narzucać sobie żadnych celów. Nie mieć ambitnych planów, nie dążyć do niczego za wszelką cenę.


Nie wiem, co o tym myśleć (w końcu Makłowicz na króla Polski!)... Przecież ja wstaję rano i zaczynam realizować PLAN. A jak go nie zrealizuję, to mam poczucie jakiejś straty, że nie dałam rady, że robią mi się zaległości. Czy nie można żyć dniem dzisiejszym bez tych wyrzutów sumienia? Cholerka. 

Wczoraj rozwinął mi się w ciągu dnia piękny globus i na przykład nie zrobiłam angielskiego i nie obejrzałam kolejnego odcinka Z metropole. Więc rano już miałam Myślenice, że dziś muszę zrobić podwójne. Jak się tego pozbyć?

Ja wiem, że on mówi o AMBITNYCH planach, a ja o takich ledwie ledwie, aby tylko coś robić. Ale naprężenie, o którym wspomina, jest takie samo... 

 

piątek, 5 grudnia 2025

James Joyce - Listy 1900-1920

Miało mi to zabrać parę lat, bo najpierw założyłam, że będę czytać po jednym liście dziennie. Szybko jednak się przekonałam, że nie ma to wiele sensu (zwłaszcza po policzeniu tych listów) i przerzuciłam się na 3-4 strony. W ten oto sposób pierwszy tom korespondencji Joyce'a zajął mi jedynie niecałe cztery miesiące (zaczęłam 15 sierpnia) 😁 Uznałam, że sposób jest niezły, bo nie wiem, czy dałabym radę przeczytać cały tom ciurkiem. Dziś zabieram się za pozostałą część, a na przyszłość planuję przeczytać w ten sam sposób wszystkie inne epistolografie w moim posiadaniu. Żałuję przy tym, że nie zabrałam z domu niektórych tego typu pozycji, ale cóż, stało się, przepadły. 

 Jako że mam ten durny zwyczaj nieczytania skrzydełek czy blurbów na okładce, teraz dopiero dowiedziałam się, że jest to WYBÓR, a nie całość zachowanej korespondencji. Hm. Wybór rzecz subiektywna, więc diabli wiedzą, co pominięto. 

Inna sprawa, że zastanawiam się, w jaki sposób te listy się zachowały, czy Joyce robił sobie odpisy, czy też te listy wypłynęły na rynek, gdy już nabrały pewnej wartości? 

O życiorysie Joyce'a nie wiem nic, nie wiem też, czy miałabym ochotę czytać jakąś detaliczną biografię (coś tam jest na rynku), więc chyba się zadowolę Wikipedią. Pod tym względem wydanie Listów jest delikatnie mówiąc niezadowalające - mamy tam jedynie stronicowy wstęp, a w przypisach na końcu książki są głównie krótkie objaśnienia dotyczące osób, z którymi pisarz korespondował, a generalnie mało informacji o sprawach poruszanych w listach. 

Pierwszy tom obejmuje lata spędzone we Włoszech i Szwajcarii i nie ma tam ani wzmianki o alkoholizmie Joyce'a, tymczasem teraz we wstępie do drugiego tomu czytam, że w Trieście miewał okresy, gdy dzień w dzień przynoszono go nieprzytomnego do domu. Czyli dowiaduję się o tym po fakcie - bo gdybym wiedziała, to być może gdzieś między wierszami w listach triesteńskich coś bym wyczytała...

Generalnie w listach Joyce porusza trzy tematy: ustawicznego braku pieniędzy, ciągłego poszukiwania mieszkania lub użerania się z gospodarzem/ gospodynią i wreszcie kwestia twórczości - tu z kolei mamy użeranie się z wydawcami, przede wszystkim z tym pierwszym, który przez 9 lat publikował Dublińczyków, w sensie takim, że zwodził Joyce'a, domagał się wykreślenia pewnych ustępów czy wprowadzenia zmian, a w rezultacie wydrukowany nakład został w całości zniszczony - taka ciekawostka, cenzurę ponoć wprowadzał drukarz i odmawiał pracy oraz dyktował, co ma być usunięte 😂 

Czego Joyce'owi nie można odmówić, to poczucie humoru często wybijające się w listach, również na własny temat. W sumie ciekawa lektura, kończąca się wyjazdem z Włoch. O których, jak widać poniżej, nie pisał z wielkim entuzjazmem, zwłaszcza o Rzymie, gdzie miał krótki epizod pracy w banku. 

Początek:
 

Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986, 426 stron

Z własnej półki (przyniesione z knihobudki 15 sierpnia 2025 roku)

Przeczytałam 4 grudnia 2025 roku

 

Z życia emerytki w Krakowie

Emerytka wybrała się w pierwszy czwartek grudnia pod pomnik Mickiewicza, albowiem zgodnie z wieloletnią tradycją odbywa się wówczas konkurs szopek. To znaczy szopkarze przynoszą tam swoje dzieła i wystawiają je oczom gawiedzi i reporterów, a w południe przenoszą do Muzeum Historycznego czyli Krzysztoforów, gdzie potem obraduje jury, a od niedzieli można oglądać szopki na wystawie. Póki emerytka pracowała, nie bardzo mogła uczestniczyć (choć parę razy udało mi się wyskoczyć z Fabryki na pół godzinki z aparatem), teraz już nie ma wymówki 😁

Tak więc przedstawiam mały fotoreportaż, z konieczności gdzieś tam zza pleców publiczności, bo ścisk i tłok, a za łańcuch okalający pomnik mogą się dostać jedynie rasowi reporterzy. Ostatnie zdjęcia przedstawiają szopki nietypowe i rzeczą jury jest ewentualne (nie)dopuszczenie do konkursu, bowiem celem tegoż - a więc i szopek samych - jest podtrzymywanie tradycji. Ale jednocześnie jest też oceniana innowacyjność, więc na dwoje babka wróżyła 😁 

















 


Nad głowami krążył dron... słuchajcie, czy to dalej jest tak, jak było w początkach dronowego szaleństwa, że na każdy "lot" wymagane było pozwolenie czy cóś?

 

Gdyby ktoś się wybierał na krakowski jarmark bożonarodzeniowy, to zapraszamy na bułkę z kiełbasą 🤣