To jest jedna z książek, które dostałam z likwidowanego mieszkania. Wygląda na to, że zniszczeniu, przynajmniej częściowemu, uległa obwoluta i właścicielka wycięła z niej fragmenty i nakleiła.
Jeśli traficie na tę książeczkę, koniecznie przeczytajcie. Uroczy drobiazg o młodej parze (no, on ma już czterdziestkę i miał wcześniej żonę), która zamierza się pobrać i wyjechać w podróż poślubną do Bournemouth - na tyle wystarczą ich zasoby pieniężne - ale nagle Bertram, pracujący jako młodszy księgowy, po rozwiązaniu pewnego problemu z maszynami liczącymi (jest dobrym matematykiem), dostaje od gromowładnego szefa propozycję, której nie może odrzucić: Grom zabierze ich na swój jacht, ślub wezmą w Monte Carlo, a potem pożeglują razem do Portofino.
Cóż było robić. Cary co prawda nie była pomysłem zachwycona, ale rozumiała, że szefowi się nie odmawia. Jadą więc do Monte Carlo, zatrzymują się w drogim hotelu zarezerwowanym przez sekretarkę Groma i czekają na przybycie jachtu. Ten się spóźnia, a co można robić w Monte Carlo? Zwłaszcza gdy się jest dobrym matematykiem? Oczywiście obmyśleć i obliczyć SYSTEM. I zacząć go wprowadzać w czyn.
Cary jest młodziutka, ale ma głowę na karku i wie, czym to grozi, jednak Bertram nie zważa już na nic, wpadłszy w sidła hazardu...
Jak tylko słyszę hazard, kasyno - przypomina mi się dziennik Anny Dostojewskiej, który podczytywałam w szkolnych czasach i nawet zabrałam go do siebie, z myślą, że kiedyś przeczytam w całości. Ale to trochę większe wyzwanie niż ta niecała setka stron.
Początek:
Koniec:
Wyd. PAX Warszawa 1957, 94 strony
Tytuł oryginalny: Loser Takes All
Przełożył: Antoni Slusarczyk
Z własnej półki
Przeczytałam 15 września 2025 roku
Jak sąsiadka pozbyła się męża
Sąsiadka, od wieków rozwiedziona, również od wieków miała przyjaciela dochodzącego. W pandemii, gdy się siedziało w domach, słyszałam, jak mu przez telefon robiła karczemną awanturę. Wynikało z niej, że zapisał swoje mieszkanie jakiejś siostrzenicy czy bratanicy. Pamiętam, że pomyślałam wtedy co cię to obchodzi, na cóż ci babo jego mieszkanie, masz dobrą emeryturę i na pewno oszczędności, coś taka chytra baba z Radomia. A w jakiś czas potem sąsiadka prowadza się z nim pod ramię i przedstawia jako męża. Ach, widać pogodziła się z faktami. Zamieszkali razem.
Od jakiegoś czasu zaczęła narzekać, że on ma Alzheimera. Widać jeszcze lekką formę, początki, bo ganiała go na zakupy etc. Był okres, że rano przyjeżdżał po niego samochód i odwoził po południu, jakieś zajęcia i odciążenie rodziny chyba.
Gdy ostatnio były te zalania, pan otworzył mi w środku nocy ubrany w pampersa, co następnego dnia ona tłumaczyła (choć o nic nie pytałam), że sika co chwilę i będą robić badania. Potem mówiła, że ma cewnik, ale zapomina o nim i idzie się wysikać i że ona dwa razy w nocy musiała wstawać i ma dość.
A wkrótce potem widzę pana wychodzącego z bloku w towarzystwie kobiety i dwóch mężczyzn. Spotkana kilka dni później sąsiadka opowiada, że ona się teraz (już po ślubie) dowiedziała, że zapisał mieszkanie za opiekę, że to przed nią zataił - co jak wiemy jest kłamstwem. I że wobec tego ta bratanica niech się opiekuje.
No i dobrze, skoro tak. Ale co dalej mówi chytra baba? Pytałam, czy ma orzeczenie o niepełnosprawności - ma od zawsze I grupę, bo był w obozie jako dziecko. To jest możliwość uzyskania świadczenia wspierającego. Nie nie, on ma wysoką emeryturę. Bratanica go zabrała do siebie i niech się opiekuje. Ona zadeklarowała, że będzie przysyłać co miesiąc 3 tysiące. Wybałuszyłam gały i delikatnie wyjaśniam, że ten numer chyba nie przejdzie, pan ma wszak prawo do swojej emerytury w całości, a bratanica ma się nim opiekować, ale to nie znaczy, że utrzymywać. Nie nie nie, ona ma prawnika czy tam innego adwokata i będzie wysyłać tylko 3 tysiące.
Jak zjeść ciastko i mieć ciastko.
No, ale chyba ta bratanica nie jest taka głupia i jej popędzi kota.
Ja rozumiem, że miała dość (wczoraj wynieśli przed blok wypoczynek, na którym spał, bo zasikany), w końcu jest grubo starsza ode mnie, a sama mam dość, ale na tym powinna przecież skończyć sprawę i cieszyć się, że się pozbyła kłopotu, no ludzie!
Jak ja nie pozbyłam się jeszcze Ojczastego
Ale o niczym innym nie marzę
Dochodzi 13.00, ponieważ wstała córka (ma za sobą taką samą noc, jak i ja czyli żadną, znów atak Ojczastego), mogłam wreszcie iść pod prysznic.
Obie zastanawiamy się, co będzie dalej, bo tym razem nie byli to żadni podpalacze etc., ale za to nie potrafi sam usiąść na łóżku - do sikania właśnie. Mamy za sobą trzy tury prania i suszenia, a teraz - niby wreszcie śpi od ósmej czy dziewiątej - zaś zaszczane. Fraza od wczoraj to PODNIEŚ MNIE. No, akurat, żebyś się nie zdziwił. Ja ciągnę za kołnierz od piżamy z przodu, córka pcha go z tyłu i w ten sposób usiłujemy uzyskać pion, żeby mógł skorzystać z kaczki. Ale to średnio wychodzi. Ma na sobie pieluchomajtki przecież, ale skąd ma wiedzieć, że ma nie wyciągać z nich instrumentu...
Kiedyś pukałam do nieżyjącej już sąsiadki i jak otwarła drzwi, buchnął ten zapach sików... Teraz mam i ja (a przynajmniej takie odnoszę wrażenie, choć na razie to pewnie tylko w pobliżu jego łóżka). Prześcieradło suszę suszarką do włosów, bo przecież nie ma jak zmienić. Może ta nagła słabość przejdzie wraz z atakiem? A może nie?
I tym optymistycznym akcentem żegnam, w oczekiwaniu na to, co przyniesie reszta dnia.
I noc. Przy nocy przypominam sobie z kolei fragmenty z Poszukiwania straconego czasu, o tym, jak chory podróżny w hotelu wyczekuje ranka, już widzi smugę światła pod drzwiami, więc cieszy się, ze wkrótce będzie mógł zadzwonić na służbę, ale światło gaśnie, to ostatnia służąca odchodziła na spoczynek i do rana tak daleko.
Ja też za każdym razem, jak mnie budzi, z nadzieją spoglądam na zegarek, że może już szósta dochodzi, ale nie, to dopiero pierwsza, druga, trzecia, chociaż wstaję już piąty raz.
Nienawidzę kładzenia się spać, bo wiem, że żadne spanie to nie będzie.
Czy można się tak dać udupić?
PS. A miałam już nie nudzić i nie narzekać...



Narzekaj, to przynosi ulgę, a tego potrzebujesz.
OdpowiedzUsuńByle się w tym narzekaniu nie zapamiętać...
UsuńA gdzie masz sobie ulżyć, jak nie tutaj?
OdpowiedzUsuńKto tego nie doświadczył, nie ma pojęcia, jaka to sytuacja.
Podobnie z tymi, którzy na migrenę mówią ból głowy...
"Podobnie z tymi, którzy na migrenę mówią ból głowy..." - o tym nawet nie mówmy 🙄
UsuńPanie już mnie ubiegły, więc nie będę powtarzał za nimi, że to twój blog i możesz na nim pisać, co tylko chcesz jeśli tego potrzebujesz. A jak się komuś z czytelników nie podoba, to niech nie czyta.
OdpowiedzUsuńTen Graham Green - dobry łup.
Korekta: Graham Greene.
UsuńPowinienem się tak nie spieszyć z komentarzami, tylko czytać, co napisałem :)
Racja 😁
Usuń"Powinienem się tak nie spieszyć z komentarzami, tylko czytać, co napisałem :)" - mam tak na Duolingo, tym bardziej, że na telefonie to mała klawiaturka, zawsze wcisnę literkę obok, nigdy nie przeczytam, czy dobrze, tylko wysyłam i czasem program zrozumie, że to była literówka, a czasem nie i mi zalicza błąd 😂
Brzmi to jak wyrafinowana tortura:( Bardzo Ci współczuję i mam nadzieję, że tata szybko trafi do domu opieki, naprawdę nie powinnyście się tak męczyć. Ani Ty, która miałaś przecież cieszyć się życiem na emeryturze, ani młoda, która też ma prawo normalnie funkcjonować (ona rano wstaję do pracy po tych nocach?).
OdpowiedzUsuńI oczywiście, pisz jeśli tylko chcesz, niektórzy znasz mieli podobne doświadczenia, więc rozumiemy.
Greene'a mam/miałam "Podróże z moją ciotką", jednak nie wzbudziła mojego entuzjazmu, nie pamiętam czy ją zmogłam (a było to w czasach, kiedy starałam się każdą książkę przeczytać, bo jakoś mi głupio było wobec autora). A byłam pełna entuzjazmu, bo moi znajomi (to było na studiach lub zaraz po) ją wychwalali.
Ja nadal na fali Marii Dąbrowskiej, taki mam "wrzesień z Maryjką". A na spacerach w uszach "Zbrodnia i kara", 21 godzin, to jeszcze się troszkę zejdzie😅
Agata to pisała🙃
Usuń"Podróże z moją ciotką" przeciwnie - bardzo mi się podobały i mam szczery zamiar znów sobie sprawić uciechę ponowną lekturą. No jak to może być, że Ci nie podeszła! 🤣
Usuń"Zbrodnia i kara" w uszach, no no. Że też potraficie się skupić na słuchaniu, też bym chciała. Właśnie, mam gdzieś przecież masę słuchowisk radiowych, to by było łatwiejsze. Ale gdzie one są?
"Od jakiegoś czasu zaczęła narzekać, że on ma Alzheimera. Widać jeszcze lekką formę, początki, bo ganiała go na zakupy."
OdpowiedzUsuńZ wysyłaniem go na zakupy to lepiej uważać:
Facet mający małe problemy z pamięcią, zrobiwszy w supermarkecie zakupy, wychodzi z wózkiem zakupowym na parking—i nie widzi swojego samochodu! Dzwoni na policję i zgłasza kradzież, a potem do żony, aby obwieścić jej tą przykrą sytuację.
— Przecież ty pojechałeś po zakupy autobusem! — krzyczy żona. — Zaraz po ciebie przyjadę.
Gdy minęła prawie godzina i żona nadal się nie pojawia, ponownie do niej dzwoni.
— Zostałam zatrzymana przez policję i obecnie jestem na komisariacie, oskarżona o kradzież samochodu, bo jakiś idiota zawiadomił policję, że samochód został skradziony!
A propos ojca to naprawdę współczuję, to jest tragiczne i bardzo przykre. Coraz bardziej doceniam, iż ja nie musiałem tego doświadczać.
Znałem wiele osób, które zawsze zarzekały się, że NIGDY nie oddadzą rodziców do domu opieki. Większość z nich oddała. Po prostu nie byli w stanie zapewnić im nawet minimalnej opieki, a jeden z nich uległ poważnej kontuzji przy przenoszeniu swojej żony i potem sam z ledwością chodził.
Bo - o ile w rodzinie jest wszystko ok, kochamy rodziców itp. - za młodu wydaje nam się to niemożliwe. A przynajmniej tak było za naszych czasów, kiedy oddanie rodzica "do domu starców" to było coś strasznego i nie pamietam takuch przypadków (z tym że nie kojarzę też osób z Alzheimerem z pokolenia moich dziadkow, wszyscy byli samodzielni do śmierci: dziadkowie, ich rodzeństwo, znajomi) .
UsuńNiestety życie weryfikuje takie szkachetne postanowienia, bo czasem nie ma innego wyjścia. Sami też się starzejemy przecież, ja np.w ogóle nie mogę dźwigać (po operacji siatkówk) powyżej 5 kg. Jak miałabym kogoś myć, podnosić?
=> Jack
UsuńDowcip klasyka w kwestii zapominania 😂
Sąsiadka teraz będzie musiała znów sama do sklepu ganiać. Porządki wielkie chyba robi po pozbyciu się gościa, w nocy siedziałam w kuchni i jeszcze o drugiej słyszałam, jak się tłukła. No, ja też mam duże plany na "potem"...
O tej kontuzji nawet mi nie mów. Siedziałam w kuchni, bo leżenie w łóżku i czekanie na sen nic nie dawało - już mnie bolą plecy. Cholera mnie bierze.
=> Agata
UsuńWłaśnie, jakoś dawniej było lepiej 😉 Albo ktoś zachorował poważnie i szybko się zabierał "w powrotną drogę" albo żył i żył - samodzielnie. Może dzisiaj jest inaczej dlatego, że medycyna poczyniła szalone postępy i przedłuża to życie w nieskończoność... Nie zważając na jego jakość i na kondycję rodziny.
Koleżanka mi zawsze przytacza przykład swojej znajomej, która w pandemii zabrała do siebie dwoje leżących rodziców i mało się nie zajechała na śmierć.
Daniel Kahneman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, znany z prac nad procesem podejmowania decyzji, udał się do Szwajcarii, aby skorzystać z pomocy w samobójstwie i tamże zmarł 27 marca 2024 roku, w wieku 90 lat. Podobno na jego decyzję wpłynęły osobiste doświadczenia z demencją, na którą cierpiała jego żona, oraz długoletnie przekonanie, że późniejsze lata życia są „zbędne”.
UsuńPragnę jednak zaznaczyć, że osobiście NIE zgadzam się z takim podejściem do życia.
Zdecydować się na to, gdy się jeszcze na nic nie cierpi, tylko dlatego, że widziało się, jak cierpieli inni - ciężkie. Może odegrała w tym rolę depresja?
UsuńWięcej informacji na temat powodów decyzji Kahnemana (głównie w szybkim tłumaczeniu Google).
UsuńW połowie marca 2024 roku Daniel Kahneman poleciał z Nowego Jorku do Paryża ze swoją partnerką Barbarą Tversky, aby spotkać się z córką i jej rodziną. Spędzali dni spacerując po mieście, odwiedzając muzea i balet, a także delektując się sufletami i musem czekoladowym. Około 22 marca Kahneman, który w tym miesiącu skończył 90 lat, zaczął również wysyłać osobiste wiadomości e-mail do kilkudziesięciu najbliższych mu osób.
Kahneman pomimo wieku i problemów nerkowych nie był dializowany, a jego bliscy nie zauważyli żadnych oznak znacznego pogorszenia funkcji poznawczych ani depresji. W tygodniu, w którym zmarł, pracował nad kilkoma pracami badawczymi.
26 marca Kahneman opuścił rodzinę i poleciał do Szwajcarii. W e-mailu wyjaśnił, dlaczego:
„To list pożegnalny, który wysyłam znajomym, aby powiedzieć im, że lecę do Szwajcarii, gdzie moje życie zakończy się 27 marca.
Od nastoletnich lat wierzyłem, że niedola i upokorzenia ostatnich lat życia są zbędne i działam zgodnie z tym przekonaniem.
Nadal jestem aktywny, cieszę się wieloma rzeczami w życiu (poza codziennymi wiadomościami) i umrę szczęśliwy. Ale moje nerki z trudem funkcjonują, częstotliwość zaników pamięci rośnie, a ja mam dziewięćdziesiąt lat. Czas odejść.
Nic dziwnego, że niektórzy z tych, którzy mnie kochają, woleliby, żebym poczekał, aż stanie się oczywiste, że moje życie nie jest warte przedłużania. Ale podjąłem decyzję właśnie dlatego, że chciałem uniknąć tego stanu, więc musiała się ona wydawać przedwczesna. Jestem wdzięczny tym nielicznym, z którymi podzieliłem się tym na początku, a którzy niechętnie przyszli mnie wesprzeć.
Nie wstydzę się swojego wyboru, ale nie chcę też publicznie o nim mówić. Rodzina będzie unikać szczegółów dotyczących przyczyny śmierci, o ile to możliwe, ponieważ nikt nie chce, aby stała się ona tematem nekrologów. Proszę, nie rozmawiajcie o tym przez kilka dni.
Po podjęciu decyzji odkryłem, że nie boję się nieistnienia i że śmierć kojarzy mi się z zasypianiem i niebudzeniem się. Ostatni okres naprawdę nie był trudny, poza tym, że byłem świadkiem bólu, jaki zadałem innym. Więc jeśli mieliście ochotę mi współczuć, nie róbcie tego.
Dziękuję wam, że pomogliście mi uczynić moje życie dobrym.”
Chciałbym też dodać, że Daniel Kahneman nie wierzył w Boga i stracił wiarę w wieku 15 lat po nagłym „olśnieniu” (chociaż uczęszczał do szkoły religijnej po tym, jak jego rodzina wyemigrowała do Izraela w 1946 roku i kontynuował naukę w Tel Awiwie przez rok). Bardziej interesowało go zrozumienie, dlaczego ludzie wierzą, niż samo istnienie Boga. Nie wierzył w życie pozagrobowe, reinkarnację ani mistyczne doświadczenia, choć jego korzenie sięgały judaizmu. Bardziej niż na prawdziwość przekonań interesowało go psychologiczne pochodzenie.
Czyli jednak problemy już się pojawiły i postanowił nie czekać, aż będą większe.
UsuńMyślę, że ludziom wierzącym jest odrobinę łatwiej odchodzić, bo wszak są przekonani, że gdzieś tam czeka na nich życie wieczne...
"Po podjęciu decyzji odkryłem, że nie boję się nieistnienia" - można się nie bać nieistnienia, ale jak żal, że nas tu już nie będzie, że zabawa skończona.
„...można się nie bać nieistnienia, ale jak żal, że nas tu już nie będzie, że zabawa skończona.”
UsuńOsiemnaście lat temu natrafiłem na „haiku” znanego japońskiego poety Natsume Soseki, który świetnie odzwierciedla moje odczucia. Nawet go umieściłem na stałe jako przypis dolny w moich email:
Not knowing why,
I feel attached to this world
Where we come only to die.
Nie wiedząc dlaczego,
czuję się przywiązany do tego świata,
do którego przychodzimy tylko po to, by umrzeć.
Książka może być ciekawa, ale skoro jest pierwsza i ostatnia strona, to po co czytać?
OdpowiedzUsuńJa tego nie czytam jak nie znam książki🤷🏼♀️
UsuńNo, mnie się wydaje, że dla tego, co jest pomiędzy 😂
UsuńA tak na marginesie... Graham Greene zmarł 3 tygodnie temu. Ten nominowany do Oscara za najlepszą rolę drugoplanową w filmie "Tańczący z wilkami."
OdpowiedzUsuńWłaśnie - taka zmyłka, co?
UsuńGraham Greene to jeden z moich ulubionych pisarzy, ale Stawki o żonę nie czytałem, poszukam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację.
Mam z tej dostawy jeszcze jedną jego książkę, mam nadzieję, że będzie równie czytable.
UsuńPodróże z ciotka czytałam, ale chyba nic więcej, kojarze tez tytuly sfilmowane.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, czy ja dobrze pamietam, że tata jest "w kolejce" do domu opieki? A nie brałaś pod uwagę rozwiązania tymczasowego (z pomoca brata), żeby go umieścić na razie w prywatnym domu? Do czasu, kiedy bedzie miejsce w państwowym.
Dobrze pamiętasz 😁 Jest w kolejce do ZOL-u, ale stoi w niej od kwietnia, a uprzedzono nas, że to może być rok...
UsuńPrywatny dom to z osiem tysięcy. Brat deklarował, że może dopłacać 2 tys. Ja - nic. Emerytura Ojczastego to 2.800. Tak że - puchy. Teraz mamy to świadczenie wspierające, ale w momencie gdy pacjent znajdzie się w ośrodku opieki to świadczenie jest zabierane, więc nic nie pomoże.
Zadzwoniłam do ZOL-u zapytać, jak idzie kolejka, bo najwyraźniej nie dam rady wybrać się osobiście. Jest 45-ty. Czterdziesty piąty!
UsuńAle zaczęłam też dopytywać, jak to szło od kwietnia, kiedy były złożone papiery. Ponoć 40-50 osób z kolejki przed nim przeszło. To są jeszcze osoby z zeszłego roku.
Oj, to rzeczywiscie wysoka kwota, nie sądziłam, ze tak bardzo:( zatrzymałam sie na czterech tysiącach.
UsuńNo niestety, nie jest to dla ludzi (zwykłych ludzi ze zwykłymi dochodami). Oczywiście KTOŚ musi zapłacić, jeśli na przykład osoba/pacjent ma niską emeryturę, to ścigają rodzinę. Dopiero gdy tej rodziny nie ma albo też ma niskie dochody, płaci gmina. Słyszałam o kimś, od kogo domagali się płacenia na matkę mimo głodowych dochodów i stanęło na tym, że zadeklarowała 50 zł miesięcznie - wtedy gmina już spokojnie dopłacała resztę.
UsuńMoja wroclawska znajoma ma podobny problem, ale rozmawiałyśmy jeszcze przed wakacjami. Mówiła mi, że są prywatne ośrodki, w których ceny zaczynają się od ok 5 tys, ale nie wiem, jakie warunki oferują.
UsuńMiałam pewną propozycję od znajomego, który zapewnia, że NIC nie trzeba płacić dodatkowo (ale nie w Krakowie), z tym, że do końca nie mogę w to uwierzyć, a poza tym, pomiędzy atakami, jest mi żal, po prostu jest mi go żal.
UsuńNo bo to nie jest proste, przecież to bliska osoba, którą zmienia tylko choroba. Trzymaj się.
UsuńOgromnie Ci wspolczuje, nie mowiac ze podziwiam. Musi Ci byc niezmiernie ciezko a jednak znajdujesz czas i sily na prywatne i ksiazkowe zycie, mase zalatwien - i wszystko z dobrym nastrojem.
OdpowiedzUsuńZycze by nadeszla zmiana.
Dobry nastrój tak jakby pierzcha w obliczu tego, co się wydarza...
Usuńwspółczuję ci też ogromnie...i sobie myślę, że ja ucieknę na koniec świata i nie zostawię adresu.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że przez te paskudne ostatnie dwa dni miałam co i rusz taką myśl, żeby iść do piwnicy po wózek, załadować Ojczastego, wtoczyć do windy, wcisnąć guzik 10 piętra i zamknąć się w domu?
UsuńMałgosiu, Ty moja siostro w niedoli. Jakbyśmy tak Ojczastego i moją teściową zamknęły w jednym pokoju i zostawiły, niech sobie radzą ... Wczoraj grzmotnęła o podłogę, nic jej nie jest, nawet siniaka nie ma (może się sama położyła na podłodze?) za to obs...ła siebie i całą okolicę. Wrzuciliśmy do wanny choć się broniła a ona dalej sr... I jeszcze wrzeszczy "nie szarp mnie, zostaw mnie"... Ale atrakcje na starość 👿 Żeby się odstresować odsłuchałam Joanny Tekieli "Moc krwi" 😀😀😀 (na czytanie nie mam oczu i głowy, więc słucham), a tam krew się leje i ... ulżyło mi 😀😀😀 Za Tekieli się wzięłam tylko dlatego, że w Szczawnicy umieściła akcję innej powieści, którą przeczytałam poleconą na blogu. Wampir mi pomógł zapomnieć o tym co się stało :) Trzymajmy się Małgosiu ❤️
OdpowiedzUsuńDo zabezpieczenie osoby starszej służą specjalne łóżka medyczne z wysokimi, ruchomymi poręczami, sterowane na pilot, ze zmienną geometrią materaca. Do uzyskania np. w fundacjach, proszę zasięgnąć porady u lekarza rodzinnego. Życzę dużo cierpliwości. To nie będzie trwało wiecznie.
UsuńPozdrawiam - nieryba.
Jakimś rozwiązaniem zamiast kąpieli są wymienne, jednorazowe podkłady foliowo-materiałowe, pieluchomajtki, chusteczki nawilżane do ciała i oczywiście rękawice gumowe. Trzeba dbać o skórę starszej osoby, bo robią się problemy ze skórą, które trudno wyleczyć. Powodzenia w trudnej sprawie!
UsuńNieryba
=> Anka
UsuńMatko, jak to czytam, to sobie powtarzam, że przecież jeszcze nie mam tak źle, że wszystko jest do zniesienia...
Gdzie jest ta granica, za którą zaczyna się mieć mordercze myśli...
=> nieryba
UsuńTeściowa Anki jest chodząca, nie zamkniesz jej w łóżku. To Alzheimer. Chodząca i złośliwa, uwielbia robić na złość.
@ nieryba
UsuńDziękuję za podpowiedź, ale teściowa jest chodząca i nie da się jej zatrzymać w jednym miejscu jeśli ona nie chce. Potrafi przesiedzieć pół dnia w fotelu w jednej pozycji, ale potrafi też zmieniać fotele, krzesła co pół minuty. Ze swego pokoju wychodzi w coraz nowym ciuchu założonym na poprzednie i np. ma 6 par spodni (to był rekord!) i 5 bluzek ... Pieluchomajtki na szczęście nosi od roku, co pomaga w dużym stopniu, ale i tak zdarzają się takie wypadki jak ostatnio, co jakiś czas, żeby nam nie było nudno ... Podczas ostatniej wizyty u lekarza w poradni alzheimerowskiej pani doktor stwierdziła, że już nic nie można zrobić poza tymi lekami, które przyjmuje, więc bezcelowe są kolejne terminy. Recepty wypisuje rodzinny, a ona do żadnego nie pójdzie, nie da się zawieźć, od razu jest krzyk "sama sobie idź"... Nie można jej samej zostawić na chwilę, ani spuścić z oka, na szczęście jesteśmy oboje z MS i jakoś sobie radzimy, ale nie wiem kto kogo wykończy ☹️
@ Małgosiu, ja mam huśtawkę w głowie na okrągło. Jak się na chwilę uspokoi to mi jej żal, ale zaraz odpali coś takiego, że mi litość przechodzi, a za chwilę uspokajam MS, że to przecież choroba, ze nie jej wina, że ona nie wie co robi i mówi... On biedny nie może przetrawić, że własna matka tak do niego mówi (bardzo brzydko) za te wszystkie lata opieki... więc znowu tłumaczę... i o niego się martwię... Dobrze, że mam Szilunię i mogę z nią wyjść na chwilę.
UsuńTobie nie zazdroszczę sensacji z tatą, już naprawdę nie wiem co lepsze. W każdym razie karmę odpracujemy obydwie z nawiązką i w następnym wcieleniu będziemy mogły trochę porozrabiać 😀 Ściskam Cię serdecznie ❤️
=> Anka
UsuńJa cały czas się zastanawiam, czy nie myślicie o jakimś ośrodku. Czy chcecie nieść ten krzyż do końca. Który niekoniecznie będzie szybko.
Małgosiu, z ośrodkiem wiesz jak jest pod względem finansowym - to jedno. A drugie - sprzedaliśmy 2 mieszkania, żeby mieć ten segment, w którym mieszkamy teraz, po to, by ona zamieszkała z nami. Jeszcze nikt nie wiedział o Alzheimerze. A ona prze całe lata mówiła, że za nic nie poszłaby do przytułku (tak nazywała), choć nikomu coś takiego do głowy nie przychodziło, bo niby z jakiego powodu.. Jakąś fobię miała czy coś... No i jest świadoma, siłą ją wywlekać z domu, związać, do worka wrzucić 😃 Ja mogę tak żartować, bo nie moja matka, ale MS tego nie zrobi. Żeby siebie ratować już nawet zaplanowałam jak urządzę dla MS pokój pracy POTEM... Kupiłam w KiK-u poduszki na wersalkę i narzutę...schowałąm i ... zobaczymy...
UsuńBuziaki kochana 😘
Wiem, jak jest z płaceniem. Ale za ZOL nie dopłacasz nic poza 70% emerytury, dlatego pytam.
UsuńNatomiast ten drugi powód no to rozumiem...
Układanie planów na POTEM mam na co dzień, nie ma dnia bez rozmowy z córką na ten temat. Zrobimy tak, zrobimy siak... To jedyna radość.
Cały czas się zastanawiam nad granicami poświęcenia i czyje życie ma być ważniejsze.
Chyba nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie🙁
UsuńOjczastemu może przydałby się cewnik? Może warto poprosić opiekę medyczną o założenie, pod warunkiem, że nie będzie zrywał? Trzeba też uważać na to aby rurka od cewnika się nie zgięła, bo mu może nerki z przyległościami zniszczyć. Pieluchomajtki są oczywistym rozwiązaniem, ale też dla osoby przytomnej. Do pomocy przy wszystkim potrzebna jest silna osoba. Trzeba oglądać ciało Starszego Pana czy nie robią się odparzenia. Pewnie to dla Ciebie oczywistości, ale jednak... Mój ojciec leżał z powodów chorobowych dużo na plecach i zaczęły się tam pod koniec problemy...
OdpowiedzUsuńJakimś rozwiązaniem na szybkie suszenie jest pralkosuszarka. Od strony technicznej jest to dodatkowe urządzenia (nadstawka na pralkę), albo dwa w jednym (pralka i suszarka). Nie macie suszarni w budynku?
Na koniec - trzymaj się, życzę dużo, dużo siły i spokoju ducha dla Ciebie i córki.
Wszystko mija,
nawet najdłuższa żmija.
Pozdrawiam - nieryba.
P.S.
Usuń@To przeczytałam
Prywatne domy opieki na prowincji mogą być tańsze. Ja płaciłem 4 lata temu jakieś 3-4 tysiące. Niestety obiady były zimne.
Nieryba
Żadne takie nie wchodzą w grę, bo jak mu powiesz, jak wytłumaczysz, o co chodzi i czego ma nie robić?
UsuńBez suszarki w ogóle nie dalibyśmy rady, odkąd Ojczasty tu jest. Nie mamy balkonu, wcześniej suszyliśmy pranie na tych pokojowych rozkładanych suszarkach - dziś nie byłoby ich gdzie postawić, bo jeden pokój zajął Ojczasty ze swoim łóżkiem rehabilitacyjnym, a drugi my, co oznacza, że kawałek podłogi jest taki, żeby dojść do obu łóżek i do szafy. Żyjemy jak w slumsach...
To jest szczęście w nieszczęściu, że zanim się to wszystko stało, zdecydowałam się na remont kuchni, a ten był spowodowany właśnie tym, że chciałam zainstalować suszarkę (w łazience nie ma miejsca, pralka jest taka wąska, otwierana z góry).
"Obiady były zimne" - taaaa, fajnie...
Usuń