wtorek, 28 stycznia 2020

Jennie Dielemans - Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym


Od jakiegoś czasu, gdy słyszę, że ktoś tam poleciał na wakacje na Kanary albo wyskoczył na weekend do Barcelony, chcę krzyczeć. Ze złości. Czy naprawdę można być takim tumanem i tak się dokładać do katastrofy ekologicznej? Czy tak trudno spędzić urlop w swoim kraju albo pojechać gdzieś dalej pociągiem?
Z drugiej strony... ja kiedyś też jeździłam, latałam. Co z tego, że wówczas nikt nie mówił o tym, jakie koszty ponosi środowisko z powodu masowej turystyki? Nic, mogłam przecież sama pomyśleć. Ale nie, trafiały się tanie bilety do Wiednia, dawaj, lecimy do Wiednia!
Cóż więc dziwnego w tym, że inni też chcą? I że może oni teraz są równie głusi na na ekologiczne argumenty, jak ja byłam kiedyś?
A może moja obecna postawa wynika i z tego, że raczej mnie teraz nie stać na dalekie podróże? A skoro mnie nie stać, to i inni niech nie latają?
Jednakże... do Wiednia można przecież pojechać pociągiem, prawda?
A naprawdę dalekie podróże? Co z nimi?
Co gdyby moją pasją nie była Praga, tylko Wietnam?
Co gdybym nazbierała na taki wyjazd?
Czy stać by mnie również było na długaśną i męczącą podróż drogą lądową i morską?
Łatwo mi się myśli, że tak - gdyby to była prawdziwa pasja. Że wzięłabym dwa miesiące wolnego i ruszyła w drogę... na pewno wynosząc z takiego podróżowania milion więcej wrażeń!
Ale mówię NIE tym wszystkim turystom, co to w tym roku na Bali, w przyszłym na Zanzibar etc. - a tam Cepelia dla nich już przygotowana, już pilot zaciera rączki, już wycieczka na oglądanie aligatorów umówiona, a potem na targ po pamiątki...

Z przykrością stwierdzam, że mój brat tak właśnie "podróżuje", z biurami podróży, jest o tyle jedynie lepszy, że nie na żadne all-inclusive, ale co za różnica :( Co prawda poprawił się w moich oczach, gdy zadeklarował, że jego sposób na życie za parę lat to wysłanie kampera do Australii, dojazd tam (muszę go namówić na dopłynięcie) i półtora roku-dwa lata szwendanie się po kontynencie. A potem gdzie indziej. Na razie zbiera na to kasę, bo będzie chciał zrezygnować z pracy jeszcze przed emeryturą, żeby spełniać te marzenia. Ten pomysł w każdym razie wydaje mi się sensowniejszy również z ekologicznego punktu widzenia...

Sama autorka książki pisze we wstępie, że ona też przeszła przez etap takiej masowej turystyki i swoje wylatała, zanim się zorientowała, co wyprawia - gdyby wiedziała to, o czym wie dzisiaj, ta książka pewnie nigdy by nie powstała.

Tymczasem podróż samolotem do Tajlandii w tę i z powrotem to wyemitowanie dwóch do trzech ton dwutlenku węgla NA OSOBĘ. Gdy maksimum tego, co powinniśmy wyemitować ROCZNIE (jeśli chcemy zatrzymać wzrost temperatury na dwóch stopniach) to JEDNA tona...
Więc o czym my tu :(

A to jest tylko jedna strona medalu. Pozostaje ta druga - degradacja środowiska choćby poprzez budowę hoteli.
Osoba, którą znam jako bardzo proekologiczną (przynajmniej w deklaracjach) oznajmia mi przez Bożym Narodzeniem, ze chyba poleci na święta na Cypr. I robi wielkie oczy, gdy się oburzam.




Parę wycinków...

Początek:
Koniec:

Wyd. Czarne Wołowiec 2011, 226 stron
Tytuł oryginalny: Välkommen till Paradiset: reportage om turistindustrin
Przełożył: Dominika Górecka
Z biblioteki
Przeczytałam 24 stycznia 2020 roku

2 komentarze:

  1. Mam mieszane uczucia. Chciałabym ratować ziemię, na ile się da, z drugiej strony chciałabym zobaczyć kilka pięknych miejsc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to rozumiem. Trzeba się wobec tego starać podróżować ekologicznie.

      Usuń