sobota, 30 stycznia 2021

Robert Makłowicz - CK kuchnia

Makłowicz najlepszy jest do oglądania 😀 ale poczytać też można. W CK kuchni dał wyraz swemu uwielbieniu dla Austro-Węgier i Franza Josefa. Historyjki z życia C.K. Austrii są tu jedynie pretekstem dla przedstawienia szeregu kulinarnych przepisów, mniej lub bardziej zręcznie powiązanych z bohaterami oraz dla szeregu uszczypliwych żarcików, porównań, metafor - kto oglądał programy Makłowicza, ten wie, o czym mowa.

Wazy były puste jak łeb carskiego ambasadora 😄 

Dla własnego użytku wybrałam dwa najprostsze chyba przepisy, reszta jest naprawdę dla pracowitych w kuchni oraz tych, którzy mają żelazne żołądki. Wiadomo, taka kuchnia węgierska potrafi doprowadzić do kilku oddziałów szpitalnych (jak czytałam Vargę, byłam momentami chora). Nie mam też dostępu do 3 kg przodku baraniego czy szpiku wołowego - i chyba nie chcę mieć. Oczywiście, gdyby mnie gotowcem poczęstowano, pewnie bym zjadła i oblizywała się (ale raz).
Sałatka Sachera:
Zupa ziemniaczana po wiedeńsku:

Początek:
Koniec:

 Książka nie stoi w kuchni razem z innymi z tej dziedziny, tylko wśród innych wydawnictw Prószyńskiego, kupowanych z Klubu Wysyłkowego w ciężkich czasach dzieciństwa mej córki 😀 Tę nabyłam 12 października 1996 roku za 30 tys. zł, ale najwyraźniej nie z klubu, skoro za tę cenę - może w Taniej Jatce?

Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1995, 239 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 27 stycznia 2021 roku


A teraz do spowiedzi. Wczoraj akuratnie oglądając dokument na temat gwarantowanego dochodu podstawowego (jestem od dawna za) poczułam, że to do mnie mowa. Tyle, że to niby wiek XXIV.

Ja w wieku XXI ciągle nie mogę się pozbyć tej obsesji. W moim przypadku chodzi o naprawdę kompulsywne gromadzenie książek i filmów (jak wiadomo). A tu jeszcze to czeskie radio. Oczywiście z usprawiedliwieniem, że do nauki potrzebne 😎 W tym tygodniu przybyło sześć płytek. No przecież tak się nie da!

Dlatego wczoraj prosto z Fabryki udałam się do Ulubionego Sklepu (czyli Megabitu) i nabyłam pendrive'a. Że od teraz już nie nagram ani jednej płytki DVD. Wszystko będzie szło na niego, a jak się zapełni, kupię drugi etc. Ponieważ największym problemem jest orientacja, gdzie co jest, stanęło na tym, że wydrukuję i wkleję do podręcznego kapownika spis treści. Howgh!

Czyli nie że JUŻ NIE GROMADZĘ, o nie 😕 Zmieniam tylko system.

Ale to rozwiązuje tylko problem filmów (dużych plików). Z czeskim radiem dalej nie wiem, co robić, ponieważ stojący przy łóżku odtwarzacz, którego używam do ich odsłuchiwania, toleruje podpięcie urządzenia z maksymalną liczbą 800 plików. Na płytce CD, takiej jak poniżej, mieści się ich 20-30 średnio. Czyli na pendrive'ie mogłabym mieć równowartość 26 płytek czyli wykorzystać zaledwie 18 GB pendrive'a. 

Hm, teraz, jak to obliczyłam, wychodzi na to, że tak też by można. Kupić jakiś nieduży, a gdy się zapełni, następny. Mimo wszystko będzie to zajmować mniej miejsca, niż te nieszczęsne płytki.

Znaczy tak - ja tu Was wynudziłam pierdołami, ale doszłam do budujących wniosków, hura hura 😄 W poniedziałek znów do Megabitu!

 

NAJNOWSZE NABYTKI 

Nie, nic czeskiego nie zamówiłam 😉 nic też nie kupiłam, ale co z tego, skoro na OLX w dziale ZA DARMO wyfasowałam skandynawski kryminał, na który się cieszę, bo już raz czytałam coś tej spółki i podobało mi się.

A te obok francuskie to taka sprawa, że w grudniu jeszcze znalazłam je na półce w Jordanówce, przywlokłam i leżały na kwarantannie, a teraz sobie o nich przypomniałam i myślę. Myślę mianowicie, którą sobie zostawić, a którą z powrotem wydać. Naprawdę już nie mam miejsca na wszystko.

Skoro już jesteśmy przy OLX, ciągle w dziale ZA DARMO znalazłam film koreański POETRY z francuskimi napisami, przejrzałam inne oferty tego użytkownika i zarezerwowałam jeszcze kilka innych. Pierwszy to rumuński, pamiętam, że byłam na nim Pod Baranami, chętnie do niego wrócę - zwłaszcza teraz, w wiadomej sytuacji jest bardzo na czasie (chodzi w nim o aborcję). Trzeci to horror koreański (ten ma tylko angielskie napisy), wzięłam go jedynie dla córki, bo ona lubi ten gatunek, ja nie oglądam. Z założeniem, że potem się jednak go wyda. W ramach odwdzięki coś tam posłałam na Łorkiestrę 😋

I tak to widzicie, jak się ograniczam w gromadzeniu...

W ramach hasztagu STAROŚĆ obejrzałam argentyński film dokumentalny 

FLORA'S LIFE IS NO PICNIC, reż. Iair Said, 2019

(tytuł oryginalny: Flora no es un canto a la vida)

Flora zbliża się do 90-tki, od dawna jest skłócona z rodziną, a męża czy dzieci nigdy nie miała. Czuje, że niedługo umrze, więc nawiązuje kontakt z krewnymi. W ten sposób młody człowiek (reżyser filmu) poznaje tę ciotkę, o której prawie nic nie wiedział. Odbywa z nią długie rozmowy telefoniczne, wychodzą razem do restauracji na obiad, odwiedza ją w domu. I właśnie ten dom - 4-pokojowe mieszkanie w luksusowej kamienicy - jest tym katalizatorem - Iair wynajmuje małe mieszkanko, więc zaczyna sobie w głowie układać plan. Ale ZONK - w pewnym momencie dowiaduje się, że ciotka już zapisała to mieszkanie instytutowi naukowemu w Izraelu. Wydzwania do tego instytutu łamaną angielszczyzną próbując się dowiedzieć, czy i jak można donację anulować... 

Brzmi dość okrutnie, ale wcale tak nie jest, bo między starą ciotką, która wie, co w życiu najważniejsze (money), a młodym człowiekiem, niby to pełnym ideałów (choć jak widzimy, tylko do pewnego stopnia) nawiązuje się nić porozumienia, powstaje jakaś relacja, coś, czego nie było, a co nagle okazuje się czymś ważnym, zwłaszcza, kiedy ciotka trafia do szpitala.

   

 

I jeszcze jest taka sprawa na koniec.

Zaczynam się powoli łamać co do komórki.

To straszne. Ja nie chcę!

Wczoraj na blogu pewnej Polki, która mieszka w Pradze, trafiłam na instrukcję, jak na stronie mapy.cz zmienić wygląd mapy na turystyczną i odnajdować rozmaite ciekawe dla mnie rzeczy, na przykład punkty widokowe, drobne rzeźby, no takie tam. To jest rzecz nie do osiągnięcia z mapą papierową.

No i w kontekście Pragi myślę, że bardzo by się przydało mieć taką komórkę z internetem, żeby sobie idąc sprawdzać, czy w pobliżu nie ma jeszcze czegoś ciekawego do zobaczenia - to chyba właściwie smartfon ma być czy co, ja nie wiem, ja się nie znam (tak, osoby ode mnie starsze o 20 lat to ogarniają, wiem). 

Czasu na myślenie mam dość, w tym roku się przecież na pewno jeszcze nie pojedzie... ale już mnie to niepokoi.

W tym miejscu chociażby byłam, ale obeszłam z lewej strony i o tym punkcie widokowym nie wiedziałam...

29 komentarzy:

  1. A mnie z Maklowiczem jednak nie po drodze. Kiedy zaczynał swoją karierę telewizyjną byłam pełna na och i ach, że w taki specyficzny sposób podaje przepisy kulinarne, przy okazji zabierając nas w ciekawe miejsca. Potem jakoś ta ta jego maniera zaczęła mi bardzo przeszkadzać i po prostu przestałam go oglądać. Tym bardziej,że jak pamiętam, nigdy niczego nie ugotowalam z rzeczy które prezentował Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go widziałam zaledwie parę razy i podobała mi się jego pasja i to, jak łączył kuchnię z historią regionu, jak kochał to, co robił. To, myślę, najważniejsze w życiu.

      Usuń
  2. Nie przepadam za Makłowiczem, to znaczy za programami w których gotuje... ale ta ksiązka wydaje się być ciekawa.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gotować nie lubię, ale opowiastki czy programy kulinarne to i owszem.
    Filmy możesz nagrywać na dysk zewnętrzy, są dość drogie, ale zmieszczą mnóstwoooo...
    Smartfona polecam, bo nieraz mapy google ratowały nas z opresji, są niezawodne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dysków zewnętrznych się zraziłam, gdy po wymianie komputera nowy nie widział tego dysku, na którym miałam... sama już nie wiem, co. Ale najważniejsze jest, że to musi być coś, co bez problemu podłączę czy do odtwarzacza czy do projektora.

      Głównie te mapy mnie tak ciągną w tym kierunku :)

      Usuń
    2. Książki kulinarne zupełnie mnie nie interesują... jeżeli coś mam upichcić według jakiejś receptury, to nie tak dawno "odkryłem" YouTube, na którym są super przyśpieszone filmy o przygotowywaniu potraw. Ale historyjki kulinarne z przyjemnością przeczytałbym!

      Też sugerowałbym dysk zewnętrzny. Na Boże Narodzenie kupiłem dysk 2 TB, w przeliczeniu kosztował mnie coś ponad 200 złotych. Natomiast dyski "pendrive", 128 GB, kosztują ok. 60 złotych. Tych ostatnich używam bardzo dużo do robienie 'back-ups' i niestety, ale 4 krotnie nawaliły i w żaden sposób nie można było ich zreperować. Również raz przestał działać dysk zewnętrzny i raz dysk wewnętrzny. Dlatego NIGDY nie polegam na jednym dysku czy pendrive, zawsze używam przynajmniej dwóch, zawierających te same pliki.

      Ja też nie posiadam telefonu komórkowego. Jak dotąd, jest mi niepotrzebny. Poza tym, gdy dookoła widzę ludzi przyklejonych do komórek lub na pozór 'gadających do siebie', jestem szczęśliwy, że nie jestem przez to urządzenie zniewolony. Niemniej jednak zgadzam się, że smartfon, używany do oglądania map i zasięgania innych informacji w czasie podróżowania, jest super rzeczą i bez niego trudno jest podróżować. Na szczęście moja partnerka posiada najnowszy, najlepszy, etc. iPhone i dzięki temu mi czegoś takiego nie potrzeba. Również często jeżdżę na tereny, gdzie nie ma zasięgu i telefony komórkowe stają się bezużyteczne, natomiast z przyjemnością wtedy mogę posłuchać radia, posiadającego nawet fale krótkie!

      Usuń
    3. No to jesteś pierwszą osobą (wyłączając staruszków), którą znam, a która TEŻ nie ma komórki :) To jest naprawdę rzadkość. Czasem się bez niej czuję tak jakby wykluczona... ale na co dzień mi jej brak nie doskwiera - w końcu to mój wybór, że jej nie mam. Na co dzień.. przy podróżowaniu faktycznie staje się coraz bardziej niezbędna. Ot, na przykład przedostatnim razem w Pradze: po przybyciu na miejsce zakwaterowania miałam zadzwonić do faceta, który mi szybciutko przywiezie klucze i pokaże, co i jak. Cóż, wzięłam ze sobą tablet w tym celu, ale to zawracanie głowy.

      Zgadzam się, że na YT pełno filmików z przepisami. Ale gdy w weekend siadam ustalić menu na nadchodzący tydzień i szukam czegoś nowego, stanowczo wolę przeglądać książki :)

      Usuń
    4. W ogłoszeniach różnych instytucji w Polsce często widzę, że aby uzyskać więcej informacji, należy podać pewne informacje i numer telefonu komórkowego jest obowiązkowy. Wiele banków i innych firm też wymaga, aby klient posiadał telefon komórkowy. Spytałem się więć kogoś z Polski, jak sobie radzą ludzie nie mający komórek. Po dłuższym zastanowieniu się powiedział, że takich osób to właściwie nie ma, ale jeżeli istnieją, to po prostu ‘nie liczą się’. Na szczęście w Kanadzie jakoś można sobie poradzić, szczególnie, jak się ma Internet (a nawet i bez niego).

      Nie zapomnę, jak w 2019 roku w drodze z Toronto do Minneapolis zatrzymałem się samochodem w miasteczku o egzotycznej nazwie Menomonie w stanie Wisconsin i starałem się znaleźć automat telefoniczny. Po bezowocnych poszukiwaniach wstąpiłem do sklepu WalMart i spytałem się młodej kasjerki, gdzie jest „pay phone”. Nigdy nie zapomnę jej zdziwienia. „Pay phone?”, powtórzyła, nie mając pojęcia, co to takiego. Równie dobrze mógłbym się jej zapytać, czy sprzedają magnetofony kasetowe lub telewizory kineskopowe!

      Usuń
    5. Niestety, i mój bank jeszcze w 2019 roku zlikwidował możliwość potwierdzania transakcji kodem z papierowej listy (oczywiście "dla mojego bezpieczeństwa"). Teraz już tylko SMS-em. Więc mam ten tablet, który leży w szufladzie i który wyciągam jedynie wtedy, gdy dokonuję jakichś operacji na koncie. Wkurzające.

      Będąc ostatnim razem w Pradze fotografowałam znikające z ulicznego pejzażu budki telefoniczne. U nas już nie ma.
      Artykuł z 2017 roku:
      "Ostatnia zniknęła z Plant w maju tego roku. Miesiąc później zdemontowano te, wiszące na ścianach szpitala dziecięcego. Tak Kraków pożegnał się z budkami telefonicznymi.
      Jeszcze siedemnaście lat temu w Polsce było aż 95 tysięcy budek telefonicznych. Jednak coraz szybszy rozwój technologii przypieczętował ich los. Urządzenia, z których mało kto obecnie korzysta zaczęto masowo likwidować w latach 2006-2008. Z ulic zniknęło wówczas około 31 tysięcy egzemplarzy.
      Teraz jest ich już zaledwie kilka. Budki pozostały jedynie w dwóch województwach: wielkopolskim i lubelskim."

      Usuń
  4. Klub Książki Księgarni Krajowej - dawne czasy - ale miło zobaczyć na zdjęciu grzbiety niektórych książek, które też mam :D

    Z tym gromadzeniem to jest problem. Ale z drugiej strony uelektonicznianie wszystkiego, odchodzenie od fizyczności przedmiotów wcale takie fajne nie jest. Jak bogate archiwa i zbiory Towarzystwa Przyjaciół Pamiętnikarstwa zostały rozproszone i w dużej części zniszczone ludzie to zauważyli i podnieśli larum - ze strata dla kultury itd. Jak o wiele bogatszy zbiór blogów (czyli tez poniekąd pamiętników) przepadł po wyłączeniu platformy Onetu i kilku innych, już mało kogo to obeszło. Pewnie dopiero za kilka lat ludzie zaczną zauważać jak dużo się traci przez to przejście do cyfryzacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak mam, że jak widzę zdjęcie półki u kogoś to zaraz szukam książek, które znam :)

      Dobrze mówisz o tym Onecie. Sama tam bloga straciłam, a z nim ładnych parę lat życia, niestety. I jeszcze znajomych.

      Usuń
    2. Zgadzam się--sam czytałem ciekawe blogi i nagle zniknęły--dowiedziałem się od ich załamanych i rozżalonych autorów, że nie posiadali 'back-up' i niemożliwe jest ich odzyskanie. W "Blogspot" jest możliwe robienie back-up bloga (mam nadzieję, że regularnie korzystasz z tej opcji). Ja moje blogi najpierw piszę na Microsoft Word i mam wszystkie pliki, a do tego większość z nich była też wydrukowana w formie broszur i też posiadam oryginalne pliki w formacie PDF.

      ............ Ja też tak mam, że jak widzę zdjęcie półki u kogoś to zaraz szukam książek, które znam :)....

      Ja robię to samo (jeżeli się da, bo niektórzy nie mają żadnych książek-albo jedynie kilkadziesiąt wolumenów "Encyclopedia Britannica", na jakie zostali naciągnięci przez sprytnego domokrążcę, zresztą do dzisiaj w idealnym stanie)! Na Twojej półce zauważyłem tylko jedną znajomą książkę, "Nad Niemnem", stanowiącą w ogólniaku obowiązkową lekturę. Pamiętam, że z trudem ją czytałem i chyba nigdy nie dokończyłem. Na szczęście pytania o niej nie pojawiły się nigdzie na egzaminie maturalnym;). A o maturze mówiąc, to właśnie parę godzin temu zorientowałem się, że jutro będzie dokładnie 40 lat od studniówki... Czyżby czas rzeczywiście przyśpieszał?

      Pozdrawiam i życzę przyjemnej niedzieli!

      Usuń
    3. A jeszcze co do pendrive'a i trzymania na nim plików z czeskiego radia - o kopiach zapasowych na jakimś dysku zewnętrznym też myślisz? Bo wszystko (a przynajmniej dużo rzeczy) ma wzmożone tendencje do psucia się, zwłaszcza z upływem okresu gwarancyjnego. Też już odszedłem od wypalania płyt, ale staram się czy muzykę czy filmu mieć przynajmniej w dwóch kopiach.

      Usuń
    4. Jacek@
      O! Też swoje teksty piszę wordzie, a dopiero później wklejam na blogu :D Ale jakby coś przepadło, zniknęło z sieci to mnie i tak najbardziej byłoby szkoda komentarzy czytelników i dyskusji z nimi prowadzonych. Bo dla mnie cała frajda w blogowaniu to te rozmowy.

      To przeczytałam@
      Dopiero zauważyłem, że miałaś przykre doświadczenia z dyskami zewnętrznym. Cóż, bywa i tak. Płyty niby zajmują sporo miejsca, ale mają też taką zaletę, że jak się traci jedna, to tych danych na niej nie będzie więcej niż 4,7 GB :)

      Usuń
    5. Dariusz@
      Faktycznie, nawet nie myślałem o komentarzach-moje blogi turystyczne diametralnie różnią się od tych 'normalnych' i komentarze pojawiają się rzadko. Sądzę, że jeżeli zrobi się kopię "Blogspot" (back-up), to obejmuje ona wszystko, wraz ze zdjęciami i komentarzami-i potem można to (mam nadzieję) odtworzyć na innej platformie blogerskiej. Nie tak dawno dano mi też możliwość zrobienia pełnego 'back up' wszystkich zdjęć z album Flickr (a jest ich z 10 tysięcy).

      To prawda, że dyski o mniejszej zawartości (USB czy zewnętrzne) są o tyle bezpieczniejsze, iż jak jeden nawali czy się zgubi, to nie tracimy wszystkiego. Jest to dość ważne w fotografii, bo utrata karty pamięci może kosztować bardzo dużo, szczególnie dla zawodowego fotografa. Dlatego niektóre profesjonalne i półprofesjonalne aparaty fotograficzne mają otwory na dwie karty i te same zdjęcia od razu mogą być wgrywane na jedną i drugą kartę.

      Usuń
    6. Przeraziliście mnie z tymi back-upami! Oczywiście, że NIE ROBIĘ żadnych takich :)
      A jeszcze, żeby w dwóch kopiach mieć pliki... mein Gott! Toż to oszaleć można!
      Dariusz ma rację, że jak się straci płytka to mniejszy żal, w przeciwieństwie do całego pendrive'a czy wręcz dysku zewnętrznego.
      Jeśli chodzi o radio, to można przeboleć, w końcu ono jest cały czas do dyspozycji, gorzej z filmami (przychodzą i odchodzą, córka mi mówiła o jakimś serialu, do którego chciała wrócić, a płytek właśnie nie mogła znaleźć - okazało się, że już niedostępny w necie), ale najgorzej - oczywiście ze zdjęciami! To jest ta zgroza. Pragę trzymam na wszelki wypadek też na komputerze w pracy (he he), ale nie całą, bo się nie mieści. A tu jeszcze się okazuje, że pendrivy i dyski zewnętrzne miewają krótki żywot. No pociąć się.
      Karta pamięci mi też odmówiła raz posłuszeństwa, na szczęście było tam tylko kilka zdjęć, bo staram się codziennie ją zładować do komputera.

      Usuń
    7. Aby zrobić „back up” bloga: Kliknij na “Design” (na górze bloga), następnie na „Settings”. Pod „Manage Blog” kliknij na „Back up content”, a następnie na „Download”. Zostanie stworzony plik o końcówce „xlm”. Ten back up, według informacji, powinien zawierać „posts, pages and comments”. Jakoby jest inna metoda na ‘back up’ zdjęć, ale nie znam jej.

      Usuń
    8. Tak, jak powiedziałeś, uczyniłam. Ale co miałabym zrobić z tym plikiem, gdyby coś, to nie mam pojęcia :)

      Usuń
    9. O ile się nie mylę, można wtedy użyć opcję "Import"--chociaż, jak wspominałem, zdjęć nie będzie...

      Może platforma "WordPress" jest lepsza i pozwala zrobić kompletny backup, włączając zdjęcia? Niestety, moja wiedza komputerowa w tym zakresie jest uboga. Czasami widzę blogi, składające się z linków--same blogi ukazują się w formacie PDF. O tyle są dobre, że bardzo proso jest je przechowywać, ale z drugiej stony nie można bezpośrednio zamieszczać komentarzy. Sądzę, że są lepsze rozwiązania, niż BlogSpot (sam go używam i wiem, że nie jest najlepszy)-być może w tej kwestii mogliby coś ciekawego podpowiedzieć inni użytkownicy?

      Usuń
  5. Lubię Makłowicza i z przyjemnością oglądam jeśli przypadkiem trafię. Od razu spojrzałam na swoje kulinaria i mam "CK kuchnia" oraz "Zjeść Kraków" Makłowicza i Mancewicza. Dzięki pokazaniu u Ciebie wyjęłam na wierzch, żeby je sobie przypomnieć.
    Na każdej półce z książkami szukam znajomych. Teraz nastała moda prezentowania się w tv podczas zdalnych rozmów na tle półek, od razu wstaję i z bliska próbuję wypatrzeć co oni tam mają, taki świr ;))) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam "Zjeść Kraków", korzystałam z niego wielokrotnie, ale nigdy chyba nie przeczytałam od deski do deski, więc też dołożę do planów czytelniczych :)
      Słyszałam, że są jakieś specjalne nakładki z tłem odpowiednim do tych videokonferencji :) Tak że się można prezentować w dowolnym entourage'u :)

      Usuń
    2. Takie cuda wymyślają, zamiast książek wtrapy. Ale nasi, na szczęście, w większości mają za sobą prawdziwe egzemplarze. Nawet widać, że używane :)

      Usuń
    3. To podobnie, jak standardowy obrazek adwokata, siedzącego za potężnym biurkiem, a tło stanowią mahoniowe półki z prawniczymi wolumenami. Niektórzy początkujący prawnicy od razu zamawiali takie księgi do swoich kancelarii, aby podnieść swój prestiż w oczach klientów.

      Ponieważ obecnie tego rodzaju publikacje są online (co niezmiernie ułatwia znalezienie wyszukiwanych informacji), ciekawy jestem, czy nadal taka tradycja będzie praktykowana? A może rzeczywiście będą sprzedawane jedynie piękne atrapy grzbietów książek? Z pewnością często ich posiadacze nawet przez lata by się tego nie domyślili...

      Usuń
  6. Wystarczy, że czytam cokolwiek o potrawach, ich przygotowaniu, smakach zaczynam przybierać na wadze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam węgierską zupę gulaszową. Programy kulinarne niekoniecznie. Lubię jeść nie lubię gotować.
    Dziś smarfon chyba najmniej służy do dzwonienia ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię programy Makłowicza, choć dań które serwuje raczej nie gotuję, ale za to ciekawie opowiada :-) Dopiero z Twojego bloga dowiedziałem się, że napisał książkę :-) Miłego weekendu :-)

    OdpowiedzUsuń