poniedziałek, 15 marca 2021

Shirley Jackson - Poskramianie demonów

Ta druga część ma już całkiem sensowną okładkę. A w ogóle było tak, że pożyczyłam ją raz sąsiadce z góry, która się skarżyła, że ma półpaśca i że to bolesne świństwo. No to niech się rozerwie.

Potem nie oddawała, nie oddawała, aż się w końcu upomniałam. Wtedy się okazało, że ona sobie nie przypomina, a w domu na pewno nic takiego nie ma.

Cóż było robić, odkupiłam sobie za 5,50 zł na allegro, ale od tej pory żadne półpaśce mnie nie interesują, nie mam litości.

Córka mi właśnie mówi, że oglądała film o Shirley Jackson. Ja na to wytrzeszczam oczy, a ona, że tak, że była tam ona i jej mąż i jakaś para, która się do nich wprowadza. Wcale nie wiem, czy chcę to widzieć, doprawdy. Niech już pisarka zostanie dla mnie na zawsze bohaterką dylogii o dużym domu v stanie Vermont 💗
Początek:
Koniec:

Te dwie Jacksonowe nie mogą stać koło siebie, bo są różnej wysokości, no i co począć. Jak już będę bogata i kupię sobie duże mieszkanie, to tam pięknie poustawiam wszystkie książki w należytym porządku, tak?

A skąd nagle będę bogata? No jak to? Przecież mój Ojczasty całe życie gra w totolotka! To może nawet zdąży wygrać? Opowiadał, że już mu się ostatnio trochę znudziło chodzenie ciągle "do miasta" w tej sprawie (ściemnia!), ale we wtorek miał trójkę, więc go to ponownie zmotywowało. 

Zadałam oczywiście pytanie, czy wygrana (szóstki) coś zmieni w jego życiu. Raczej nie, twierdzi.

W moim by jeszcze zmieniła 😎 Oprócz tego większego mieszkania na jeszcze większą ilość książek i płyt i filmów dałaby mi  możliwość częstszych wyjazdów do Pragi 😍 Natychmiast po przejściu na emeryturę rzuciłabym robotę w pierony i poświęciła się swej namiętności.

A Wy? Co byście zrobili/zmienili?

Wyd. Czytelnik, Warszawa 1980, 271 stron

Tytuł oryginalny: Raising Demons

Przełożyła: Mira Michałowska 

Z własnej półki (kupione 5 maja 2010 roku)

Przeczytałam 13 marca 2021 roku 

 

Zabrałam do Dżendżejowa toboły, a w rezultacie przeczytałam jedynie dwie książki, nie obejrzałam ani jednego filmu, nie wysłuchałam żadnej audycji po czesku, no nic. Trochę było co sprzątać (uwaga! kibel raz zapuszczony pozostaje już taki na zawsze), było co prać i potem prasować, trochę się odkułam w lekturze zaległych Polityk - ale, co ważne, odpoczęłam od internetu, czyt. od bieżących wiadomości. To było w gruncie rzeczy bardzo miłe. I okazuje się, że DA SIĘ.

Fakt, że raptem dwa dni...

W styczniu zmarł sąsiad z trzeciego bloku, potem jego sąsiadka przez ścianę, to wszystko była generacja moich rodziców, odchodzą, odchodzą, coraz mniej ich w tych blokach. Mój brat był we wtorek na dwóch pogrzebach - zmarł jednak Andrzej Kukuczka, jakoś mi umknęła ta informacja, ostatni raz czytałam o nim w zeszłym roku, gdy Radio Kraków zbierało środki na jego leczenie. 

Również w tym tygodniu zmarł znajomy kolegi z pracy - na to samo czyli glejaka. Z powodu glejaka odszedł dwadzieścia kilka lat temu nasz przyjaciel, najukochańszy przyszywany wujek mojej córki. Nawet jeszcze nie zdążył skończyć studiów. To jest naprawdę okropne, że tyle wynalazków, takie postępy w samej medycynie - a z tym ciągle nic 😓

Ojczasty podarował mi zeszyt, gdzie w kawalerskich czasach wpisywał teksty arii operowych 😉 Do kolekcji, mam już swoje z piosenkami z chóru.

Zadziwił mnie opowiadając coś o czytanej ostatnio książce, autorstwa Mario Vargasa Llosy. Mianowicie powiedział ljosy. Skąd wiedział, że tak się wymawia? Pozostaje to dla mnie tajemnicą, naprawdę.

Poza tym uszczęśliwił mnie egzemplarzem biografii Cervantesa sprzed kilkudziesięciu lat, absolutnie tego nie zamierzam czytać i nie mam miejsca, no ale co miałam zrobić 😋

A na powitanie w domowych pieleszach dostałam maila ODBIERZ BEZPŁATNY TERMOFOREK! Nie wiem za bardzo, co o tym myśleć.

29 komentarzy:

  1. Ooo... Geranium na parapecie! Ja swoje (dwie duże donice) w zimę muszę trzymać na klatce schodowej, bo w domu mają za ciepło.
    Twój ojciec dobrze wygląda. Jak jeszcze trochę pohoduję brodę będzie z niego Lao Tzu :)

    Co do książek - "Dobry zwyczaj nie pożyczaj". A kasę z Totka pewnie też bym wydał na większe mieszkanie, w którym mógłbym się swobodnie rozłożyć ze swoją biblioteczką i płytami. Innych zmian raczej bym w życie nie wprowadził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa... jeszcze na przyszłość: pasta sama daję radę nawet zapuszczonym muszlom.

      Usuń
    2. Ojczasty metodycznie pracuje nad uśmierceniem wszystkich kwiatków, jakie jeszcze się ostały po mamie. Czyli to geranium ma niesamowitą wolę przeżycia. Ale i na nie przyjdzie czas ;)
      Wschodni wygląd zawsze mu przypisywano, gdy wstawiałam jego zdjęcia na FB. Może coś w tym jest? Nazwisko mamy takie bardziej jak zza Uralu...

      A pastę Sama to kojarzę z czasów chyba jeszcze komuny - nawet nie wiedziałam, że przetrwała :)

      Usuń
    3. Że Sama nadal istnieje też się zdziwiłem. Ale brat któregoś roku wymieniał mi baterię nad wanną, popuszczającą od dłuższego czasu, przez co się zrobił paskudny zaciek. No i przy okazji tej wymiany kupił pastę (normalnie w społemowskim sklepie z art. gospodarstwa domowego) i ten zaciek zlikwidował :D

      Geranium ma tak małe wymagania, że ojciec może mu nie dać rady. Chyba, że już całkiem zapomni o podlewaniu, wtedy nie ma zmiłuj się, każdy kwiatek padnie, nawet kaktus :)

      Usuń
    4. Widzę, ze masz "Wojnę domową" Zientarowej (Michałowskiej). "Drobne ustroje" też?

      Usuń
    5. "Drobne ustroje" też i właśnie myślę, dlaczego osobno, skoro są też małego formatu, chyba je muszę przestawić :)
      A w dodatku może je znów przeczytać?
      ;)

      Usuń
    6. Mały format? To chyba masz inne wydanie, niż ja.

      Usuń
    7. Ach, nie da się przełożyć, bo półce zabrakło 2-3 mm na wysokości :)
      Mimo wszystko jednak jest to ciągle mały format. To właściwie dziwna sprawa - wydanie w serii z jamnikiem. Dlaczego?

      W ogóle Michałowska u mnie rozrzucona jak jakaś głupia. Tu "Wojna domowa", tam "Drobne ustroje", gdzie indziej jeszcze "Przez kuchnię i od frontu", a w kuchni jeszcze "Nie tylko o hamburgerze"...

      Usuń
    8. Ja mam wydanie z rysunkami Lengrena na okładce. Tych dwóch ostatnich tytułów jeszcze sobie nie kupiłem. Ale mam za to dwie (z trzech) książeczki o Ani, Ewie i Marianie okupione kilka lat temu na Allegro (bo niestety te z dzieciństwa ktoś pożyczył... i już do mnie nie wróciły). Poluje nadal na pierwszą z tego cyklu (Ania i Ewa i Marian i Rusak i inni...) bo bardzo ciężko trafić tu na niezaczytany egzemplarz pobiblioteczny.

      Usuń
    9. To ja z kolei tych książeczek w ogóle nie znam...
      A Twoje wydanie "Drobnych ustrojów" pewnie jest pierwsze?

      Usuń
    10. Tak, ale też z Allegro, więc za jakieś niewielkie pieniądze.
      https://jarmila09.wordpress.com/2015/02/23/ania-i-ewa-i-marian-i-rusak-i-inni/

      Usuń
    11. Fajny blog, szkoda, że umarł...

      Usuń
    12. Blogiem o podobnym charakterze jest nadal żywy Garaż ilustracji książkowych
      http://garazilustracji.blogspot.com

      Usuń
  2. Przez takie pożyczki straciłam wiele książek. Dobry zwyczaj - nie pożyczaj. Podobnie jest w bibliotekach, przynajmniej szkolnych, nie ma siły nacisku, uczeń i rodzic to święte krowy.
    Zeszyt z pięknym charakterem pisma. Czytałam kiedyś wspomnienia starszego pana okraszone wierszami, cudo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A człowiek głupi czasem sam się wyrwie z propozycją w ogóle nie proszony... Teraz co prawda już rzadziej - może coraz więcej czytelników preferuje ebooki?

      Usuń
  3. Kiedyś różne rzeczy pisali w zeszytach: piosenki, wiersze, tzw złote myśli. Też miałam zeszyty z piosenkami. Teraz to już tylko wspomnienie.
    A dziewczyńskie pamiętniki spaliłam- zbyt infantylne były!;(
    Tato wygląda bardzo dostojnie. Ciekawe miał zainteresowania . Taki zeszyty z ariami to piękna pamiątka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jeszcze został jeden czy dwa zeszyty z tych pamiętnikowych - jest to owszem, straszne, ale jednak nie wyrzucam. Kiedyś na pewno przeczytam w całości jeszcze raz.

      W domu w czasach mojego dzieciństwa były jeszcze takie tatowe płyty tłukące się z muzyką operową czy jakąś taką w każdym razie, która nam wtedy w ogóle nie leżała - rozprawiliśmy się z nimi razem z bratem, szkoda.

      Usuń
  4. W szkołach do których chodzili nasi rodzice uczono kaligrafii, stąd tak piękne,czytelne pismo Twojego taty.
    Miło, że miałaś czas na przeczytanie zaległych gazet. Czyli nie taki diabeł straszny, jak go malują ��. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim było dużo czasu, prawie 48 godzin - trudno, żebym tyle sprzątała :)
      Ja jestem leniuch, to tak godzinkę porobię, a potem odpoczywam, ze dwie :)

      Chciałam przetrzeć półki w segmencie, te takie tradycyjnie wypełnione kryształami i filiżankami, w ogóle już nie używanymi, białe od kurzu. Ale spełzło na (prawie) niczym, bo tam są te przesuwne w rowkach szyby (słynny segment Kozienice) i w większości nie dawałam rady ich przesunąć, a bałam się szarpać, żeby nie stłuc. No nic, będzie na następny raz, bóg wie kiedy.

      Usuń
  5. Małgosiu, pisałam listy do moich dziadków, przynajmniej jeden w tygodniu, żeby im smutno nie było, że mieszkamy daleko. Odpisywali zawsze, przy tym babcia pisała list, a dziadek adresował kopertę takim ładnym pismem. Tak mi się przypomniało... Zeszyty z piosenkami też miałam, siostra ze zdjęciami aktorów, dawno to było...
    Miłego tygodnia, zdrowego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne wspomnienie!
      Ja mam jeszcze listy mamy i babci pisane do mnie, gdy byłam na koloniach. I całą kupę korespondencji ze szkolnych czasów, zawsze to bardzo lubiłam. Muszę chyba kiedyś do tego zajrzeć i coś tu na ten temat napisać.
      Pozdrawiam i odwzajemniam :)

      Usuń
  6. Grałem w totka parę ładnych razy, ale ani grosza nie wygrałem :-) Nawet nie chcę sobie wyobrażać co bym zrobił z taką kasą... Na pewno część przeznaczyłbym na książki, co do tego nie mam wątpliwości :-) To powoli staje się nałogiem. Ja obecnie szukam wolnych chwil by zabrać sie za "Święty Wrocław" Orbitowskiego :-) Miłego dnia życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orbitowskiego czytałam tylko "Tracę ciepło", och, dawne to, prawie starożytne czasy :)

      Ja nie grałam w Totka nigdy, nie dałam szansy panu Bogu ("ty kup los").

      Usuń
  7. Takie ręcznie pisane zapiski wszelakie to według mnie naprawdę cenna pamiątka. Wiele mówi o zainteresowaniach ludzi dawniej, o charakterach, podejściu do wielu spraw. A dla jakiegoś badacza, raj. :)

    Mówiąc szczerze, to teraz mam takie chwile, o których jakoś nie mam zamiaru mówić i myśleć. Ciężkie i dziwne czasy nastały.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, raj dla badacza... tyle że czasy mamy takie, iż tego typu raje lądują na śmietniku, jak to można bardzo często widzieć na osiedlach, niestety.
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie pozyczam plyt ani ksiazek. Kiedys duzo pozyczalam i wiele.osob mi nie oddawalo. Cervantesa bardzo lubie. Do egzaminu na studiach czytalam Don Kichota. Swietna ksiazka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w młodości też czytałam. Dziś nie wiem, czy by mi się chciało wrócić ;) Ale stoi na półce, ze może kiedyś jednak...
      Ale tej biografii to mi się na pewno nie chce!

      Usuń
  10. Źle biedak wymawia. "Josa".

    OdpowiedzUsuń