środa, 31 lipca 2024

Ingrid Noll - Aptekarka

Skąd na mojej wirtualnej bibliotecznej półce wzięła się ta Ingrid Noll? Chyba ktoś z Was mi polecał? Przyznawać się!

Pożyczyłam i... sama nie wiem. Spodziewałam się jednak bardziej kryminału niż romansu 😂 Owszem, bardzo lekko się czyta, ale miałam wrażenie, że nie jestem w swoich klimatach, że to tylko takie czytadło i nic więcej. Owszem, morduje się, ale jakoś tak en passant 😁

Dam jeszcze autorce szansę pożyczając kiedyś to W starym piecu diabeł pali, zobaczymy.

 Początek:


Koniec:


Wyd. C&T, Toruń 2006, 192 strony

Tytuł oryginalny: Die Apothekerin

Przełożyła: Karolina Kuszyk

Z biblioteki

Przeczytałam 30 lipca 2024 roku


Pojechałam zawieźć parę książek do jednej z moich budek i z niej sobie przywiozłam zostawione przez kogoś Kuchnie krajów nadbałtyckich, autorstwa niejakiej Biruty Markuza-Bienieckiej, mam już jakieś jej kulinarne poradniki i zawsze mnie fascynowało jej imię. Kraje nadbałtyckie, więc wiadomo - ryby, ryby, ryby... Ale przeglądam inne przepisy i cóż znajduję:

Co to jednak znaczy brak korekty 🤣 zwłaszcza w przypadku książek kucharskich! Niechże teraz ktoś weźmie kilo drożdży i je uciera z cukrem...

Osobna sprawa to obracanie blachy w piekarniku do góry nogami. Co to za wielkie manewry??? Nie prościej byłoby wyjąć obwarzanki, szybko przełożyć je do góry nogami na drugą naszykowaną blachę i z powrotem do pieca?

A z przebieżki mam taki z kolei cymes. J-23 nadaje! Tylko nie pamiętam, czy doniczki stawia się, gdy jest bezpiecznie czy wręcz na odwrót?

Dziś mam wolny dzień...

(w sensie wczoraj byłam trochę w pracy 🤣🤣🤣; jutro jadę do ZUS-u; pojutrze dam sobie upuścić krwi; w przyszły wtorek z wynikami do przychodni - normalnie ciągle coś - a w piątek wyjazd) 

Siedzę więc i studiuję mapy i wikipedie, układając praskie plany: wreszcie wybiorę się do Wielkiej Chuchli, co to od ośmiu lat o niej myślę - relacja wkrótce 😁

poniedziałek, 29 lipca 2024

Iwona Blecharczyk - Trucking Girl: 70-metrową ciężarówką przez świat

I znów - oddawałam jedną w biblio, wzięłam dwie. Teraz czytam tę drugą, a jeszcze mam komisarza Palmu ostatniego i jakąś bułgarską powieść i powinnam się spieszyć, żeby oddać przed wyjazdem, ale nie wiem, czy mi się uda. Wieczorem przed spaniem mam zaledwie chwilę, pół godziny między angielskim a zgaszeniem światła. A potem... potem usiłuję zasnąć i z transu wyrywa mnie artystyczna działalność akustyczna Ojczastego 😂

Życie kierowców ciężarówek nigdy mnie specjalnie nie interesowało, sama nie wiem, czemu to wzięłam (było wśród nowości), może dlatego, że dziewczyna, w końcu to rzadko spotykane jednak i chciałam się dowiedzieć, jak ona sobie radzi z szeregiem problemów, jakie generuje tego typu praca.

Oczywiście jest pasjonatką, w takich wypadkach problemy maleją 😁 ale ciągle są: 

- kwestia bezpieczeństwa (głównie na parkingach i, co ciekawe, bardziej na południu Europy, na północy jest bezpieczniej; chodzi nie tylko o napady rabunkowe na przewożony towar, ale również o przedostawanie się do naczep nielegalnych imigrantów)

- kwestie toaletowe (nie jest z tym najlepiej; prysznice, jeśli są, nie porażają czystością, o innych urządzeniach sanitarnych nie wspominając - wyjątkiem są Stany Zjednoczone; kierowcy załatwiają się nieraz do butelek i wyłożonych plastikowymi torbami wiaderek, czasem kupują sobie toalety chemiczne, choć to spory wydatek)

- życie w drodze jest bardzo trudne, jeśli chodzi o pogodzenie go z życiem rodzinnym; autorka jest póki co bezdzietną singielką, ale co, gdy zapragnie to zmienić?

- trudności związane z samym przebiegiem pracy, z cięciem wszelkich kosztów przez firmy przewozowe, w praktyce przerzucaniem ich na barki kierowców

Początek:

Autorka od jakiegoś czasu wozi gabaryty czyli realizuje nietypowe zlecenia, na przykład przewozi śmigła od wiatraków, i to jej daje największą satysfakcję - wyzwania zamiast codziennej rutyny.

Koniec:


Nigdy wcześniej nie natknęłam się na Trucking Girl, nie oglądałam jej nagrań na YT. I to się myślę nie zmieni, nie moje klimaty, choć podziwiam jej determinację w dążeniu do celu. Tyle trudności musiała pokonać, tyle przezwyciężyć uprzedzeń - dziewczyna za kółkiem wielkiej ciężarówki!

Wyd. MUZA SA, Warszawa 2020, 319 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 27 lipca 2024 roku

 

Nieszczęsny You Tube... To jeden z projektów na emerycką zimę: chcę przejrzeć wszystkie swoje subskrypcje i powyrzucać niepotrzebne. A będzie z tym huk roboty, bo się ich nazbierało 581! Z profilami na YT jak z książkami czy filmami: zbieram na przyszłość, na wszelki wypadek, bo kto wie, czy mi się nie przyda, etc. Nie wiecie przypadkiem, czy można tam sobie poukładać subskrypcje tematycznie (Japonia, kuchnia, muzyka, film, Polacy za granicą, Praga, języki, dokumenty)? Ileż razy szukałam czegoś nie pamiętając nazwy profilu... i jak tu znaleźć wśród setek innych?

A' propos, trafiłam ostatnio na ten filmik. I okazało się, że to mieszkanie ma wielkość mojego - a wygląda na tak przestronne!

Niestety nie ma napisów w żadnym zrozumiałym języku 🤣

Dawno już zrezygnowałam z praktyki ściągania filmików na pendrive'a, żeby je sobie obejrzeć na telewizorze (za dużo z tym roboty). Najpierw wyszukiwałam bezpośrednio na tv. Tymczasem telewizor głupi z niewiadomego powodu przestał w którymś momencie widzieć routera - bardzo prawdopodobne, że wymaga jakichś uaktualnień sterowników, ale jak mam je ściągnąć z internetu, skoro go nie odbiera? Zdaje się, że jest jeszcze na gwarancji, kupowałam go bezpośrednio przed remontem kuchni, ale przecież nie zabiorę go pod pachę do serwisu. Radzę sobie na razie tak, że podłączam do niego laptop kablem USB, jednak denerwuje mnie, że dwa urządzenia muszą być włączone.

sobota, 27 lipca 2024

Vladimír Škutina - Máš na hlavě zahrádku, řekli moji rozkošní spolužáci

Sobota. Upał. Wyszłam na przebieżkę o 6:58, więc jeszcze dałam radę, ale już gdy wracałam wyszło słońce. Jeszcze zeszłam do piwnicy po stołek pod prysznic (dzięki panie sąsiedzie Robercie, żeś mi te piwnicę wyporządził i stołek nie zawadza już w mieszkaniu) - tradycyjnie dziś kąpanie Ojczastego czyli ciężki dzień. Za dwa tygodnie o tej porze będę się włóczyć gdzieś po Pradze, to jedyna pociecha 😍

Niewątpliwie zajrzę na ulicę Křemencovą na Nowym Mieście, bo tam rozgrywa się akcja tej małej książeczki, zawierającej wspomnienia autora z czasów gimnazjalnych. Tą ulicą kiedyś spacerowałam, bo jest tam bardzo znany pivovar U Fleků, a okazuje się, że gimnazjum - słynna Křemencárna - mieściło się naprzeciwko. Škutina snuje humorystyczne, ale i nostalgiczne opowieści o tamtych czasach - druga wojna światowa i pierwsze lata powojenne - o kolegach szkolnych i nauczycielach, rozmaitych oryginałach.

Bardzo sympatyczna lektura, dobrze, że to wygrzebałam rok temu z pudła po 10 koron - a w sierpniu będę szukać innych jego publikacji. Jedną mam i nawet czytałam, to z kolei były wspomnienia, zarys sylwetki Jana Wericha, który też uczęszczał do tej samej szkoły; a dwie inne właśnie odkrywam, że są 😂 gdyby nie ten katalog, to byłabym całkiem pogubiona.

Gimnazjum zlikwidowali komuniści w 1949 roku, były tam jakieś koszary, a teraz budynek znów służy edukacji, średnia szkoła chemiczna, i pewnie rodzą się nowe anegdoty i opowieści...

Początek:

Koniec:

Wyd. REGION, Praha 1990, strony nienumerowane

Z własnej półki (kupione 8 sierpnia 2023 roku z pudła po 10 koron w Antykwariacie Spálená)

Przeczytałam 24 lipca 2024 roku

 

Najnowsze nabytki

Wczoraj w drodze z pełnym wózkiem na leżankę na łące (ręcznik, koc, jasiek, dwie książki, termos z herbatą i kubek 🤣) zahaczyłam o Jordanówkę. A wcześniej była coś pożyczać moja córka i pytałam - jest coś na półce nowego? Nie, nie ma. 

Akurat tam nie ma 😎

Faktem jest, że Jezioro osobliwości chyba mam, ale tu jest taka ładna okładka, muszę się zastanowić 😂 Audiobooków oczywiście nie słucham, bo usypiam. Ale Newerly i Peszek? Może którejś nocy bezsennej spróbuję?


 

A skoro o gratisach różnych mowa, to wspomniana córka niedawno przywlokła (na rowerze jadąc i trzymając jedną ręką kierownicę, a drugą łup) z jakiejś wystawki taki oto stołeczek. Co go szpeci to ten klej, co wylazł na wierzch, można by całość zabejcować, ale nie chcę ciemnego...

Córka co prawda planowała, że właśnie będzie go używać zgodnie z przeznaczeniem (czyli jako stołeczek), ale zaraz go zabrałam do kuchni 😁 Powiedzmy, że na razie w oczekiwaniu na półeczkę od stolarza. Któremu tym razem samochód się zepsuł. Ten człowiek nigdy nie powie zmęczony jestem, nie mam czasu. Nie, za każdym razem wymyśla bzdury.


Dodam jeszcze, że wszystkie te deski są ze Śmieciarki oraz cukierniczka z wystawki przed naszą klatką. Trzeba ją było zabrać ze stołu, bo Ojczasty wkładał tam paluchy 🙄 No cóż, wszystko maca.

A tę drewnianą szafeczkę zanabyłam na Temu. Z przeznaczeniem na... do wymyślenia. Aktualnie mam plan dać tam naszyjniki i takie tam. Tylko miejsca na nią nie mam. To znaczy wiem, gdzie będzie, ale to już wtedy, gdy nasz stan lokatorski zmniejszy się do dwóch osób.

Generalnie jakość wykonania... chińska 🤣 Widzicie te dziurki po gwoździkach? No ale.

czwartek, 25 lipca 2024

Maciej Kapołka, Dominik Lulewicz - Spacerownik po Krowodrzy, cz.2


To jest ta broszura, którą znalazłam w poniedziałek na półce z gratisami w Borku Fałęckim i bardzo żałuję, że nie mam pierwszej części. Bo co prawda Kraków już nie jest dla mnie numerem jeden na liście, ale jakiś sentyment pozostał i kiedyś (kiedyś, gdy naprawdę będę miała więcej czasu) chętnie bym się wybrała na taki spacer, jaki proponują autorzy, nie tylko po północnych okolicach dzielnicy.


 Chyba napiszę do Rady Dzielnicy, czy jakimś ogromnym niesamowitym przypadkiem nie mają jednego egzemplarza do wydania... ale przecież nie wierzę w to - ten Spacerownik wyszedł ewidentnie lata temu. Szkoda.

Mam wrażenie, że willi przy ul. Oboźnej nigdy nie widziałam, więc gdyby tak się nieco ochłodziło, chętnie poszłabym na rekonesans. Ale nie dziś.

Wyd. Rada Dzielnicy V Krowodrza

Z własnej półki (obecnie)

Przeczytałam 23 lipca 2024 roku

 

Bowiem dziś wstałam z globusem. Odpuściłam przebieżkę (no cóż, kiedyś musiało się to stać), a podwójnie żal, bo rano było chłodno i pochmurnie, idealnie na chodzenie. 

Może ten globus przez chodzenie... po lekarzach? Znaczy u żadnego lekarza w tym tygodniu nie byłam, ale dostałam wezwanie na mammografię (kiedy te dwa lata minęły?), no to się stawiłam, póki mnie program obejmuje 😉

Oby tylko nie wyszło tak, jak z tą kobietą, o której pisała Klarka: cieszyła się na emeryturę i robiła mnóstwo planów, w ostatnim dniu pracy urządziła imprezę pożegnalną dla koleżeństwa, a następnego dnia... zmarła.

Albo Kalina. Też się nie nacieszyła. 

No, ale nie zapeszajmy, ja będę żyć długo i szczęśliwie, tak? 

Drewniane schody prowadzące do rentgena przypomniały mi pierwsze pobyty w praskim klasztorze, gdy jeszcze nie było nowego wejścia z windą i trzeba było taskać walizę na drugie piętro. Teraz jest wygodniej, ale wtedy było klimatyczniej. Zawsze można znaleźć powód do narzekania 😁

W pracy też mieliśmy takie schody, trzeszczące i wyślizgane, trochę niebezpieczne. Któregoś roku właściciel kamienicy zabrał się za remont... i już drewnianych schodów nie mamy (za to windę owszem).

Jako że uczę się codziennie tego angielskiego, a tam co i rusz napomykają, że szerzej dany problem można przećwiczyć korzystając z wydanej w tej samej serii gramatyki, skusiłam się i nabyłam. Ten pierwszy poziom oczywiście 😎 Jak już ją mam w domu, to ani razu jeszcze nie zajrzałam, normalka.

Ale generalnie jestem zadowolona z podręcznika, tyle że za bardzo się do tej nauki nie przykładam. Około 22.00 przypominam sobie o angielskim i przerabiam jedną stronę. Jednak sam system - zdania po polsku i obok po angielsku - mi odpowiada. W każdej chwili mogę sobie zrobić sprawdzian 😉

Cały czas sobie powtarzam, że w zimie będzie więcej czasu na wszystko. Niby dlaczego?


Szykuje się Dzień Placka, wstanę z łóżka tylko zrobić obiad. Gdyby nie Ojczasty* to bym w ogóle nie musiała wstawać, ale przecież w życiu tak być nie może, żeby nic nie musieć, nawet na emeryturze.

Pożyczyłam z biblio [...] [chwila milczenia] [minuta ciszy nad niezrealizowanymi postanowieniami] książkę kobiety, która jeździ wielką ciężarówką, to może poczytam. 

 

* chyba, że mu odgrzeję jedną z zup w słoikach? w końcu po to niby są - awaryjnie!

wtorek, 23 lipca 2024

De Niro. Osobisty album Roberta De Niro

Zostałam ambasadorką na kolejne trzy knihobudki - one są wszystkie w jednym miejscu, otaczają plac zabaw i to po drodze do moich poprzednich, więc nie będzie to zbyt angażujące. No i zawożąc tam książki znalazłam to albumiszcze i zabrałam do przeczytania.

Powiem Wam, że jeszcze tak debilnej publikacji chyba nie widziałam! To są zdjęcia i tylko zdjęcia, opatrzone jedynie krótkimi podpisami (które nie zawsze mają związek z fotografią, najczęściej to cytaty z kogoś mniej lub bardziej znanego) - bez ładu i składu, bez jakiejkolwiek myśli przewodniej czy choćby chronologicznie.

Obejrzałam, zapragnęłam MIMO WSZYSTKO obejrzeć któryś z Denirowych nigdy nie widzianych filmów - zadanie wykonane, na znanej Wam już stronce znalazłam Depresję gangstera, córka mówiła daj se siana, nie posłuchałam, no trudno, moja strata prawie dwóch godzin -  i na tym zakończmy tę sprawę. Jak nie będzie zbyt gorąco, to pojadę i odłożę w budce dla drugiego naiwnego.


Wyd. ni to Buchmann ni to Grupa Wydawnicza Foksal ni to Firma Wydawnicza SEZAMM, 2013, 206 stron

"Przeczytałam" 22 lipca 2024 roku


A potem pojechałam do jednej biblioteki, gdzie są darmowe półki i po raz pierwszy wróciłam stamtąd z niczym. No, prawie z niczym, przywiozłam sobie jedynie broszurkę, o której będzie next.

Obok sfociłam mównicę 😂 Macie jakieś pomysły?


Z przebieżkami ostatnio krucho. Znaczy - cały czas robię, nie ma mowy o rezygnacji, ale ledwo odkryłam sposób na chodzenie gdzieś dalej (czyli jechać tramwajem i dopiero wracać per pedes), to musiałam wrócić na osiedle. Coby być w zasięgu toalety, bo zachciewa mi się nagle. 

Mam nadzieję, że to tylko efekt uboczny leków. Trochę się ich aktualnie nazbierało oprócz nieszczęsnego żelaza (które teraz biorę rano na czczo, bo zgodnie z radą Lecha dopytałam w aptece): prawa ręka mnie boli, nie tak cały czas, tylko gdy nią coś podnoszę; jest to taki ból, jak gdy wracam z Pragi i przez dwa-trzy dni ledwo jestem w stanie podnieść tę rękę pod prysznicem, żeby umyć głowę - takie przeforsowanie walizką z 20 książkami 😂 Czym jednak teraz przeforsowałam? Nie wiem. Czyżby ciągnięciem wózka z zakupami z promocji? 😂😂😂 

Co gorsza, nie znika. Dostałam więc Nimesil przeciwzapalnie, skierowanie na rentgen (bark nie złamany - tyle to ja też wiedziałam), skierowanie na rehabilitację i do ortopedy, zlecenie na krew... No ludzie, owszem, jestem emerytką, ale nie zamierzam wysiadywać po przychodniach. Odczepcie się ode mnie! Skierowania wykorzystam jedynie w przypadku, gdy Nimesil nie pomoże.

Więc - wracając do przebieżek - truchtam tylko po osiedlu, robiąc przy okazji przegląd śmietników 😂😂😂 

/znalazłam drewniany wieszak z kołeczkami, który myślę przytwierdzić do drzwi wejściowych/


 

A' propos śmietników. Był tu taki mężczyzna na osiedlu, który je przepatrywał, ale nie lump jakiś, ponoć były koszykarz podupadły materialnie. Chyba wypatrywał rzeczy, które mógłby jeszcze przehandlować. Samotny. Siostra mu płaciła mieszkanie. Radio Erewań (czyli Marysia z kiosku) doniosło, że zmarło mu się właśnie, nie wiadomo, ile leżał w mieszkaniu, ale zaczęło śmierdzieć, więc się tym zainteresowano. Raptem 60 lat, kawał postawnego chłopa. Tak znikają osiedlowe indywidua, co to je wszyscy znają tylko z widzenia.

Moja córka od ładnych paru miesięcy zadaje pytanie, gdzie jest tak zwana Bardotka - przystojna blondyna, za którą się zawsze wszystkie chłopy oglądały, gdy chodziła z psami. Psów już od dawna nie miała, z nikim nie rozmawiała, a córka sobie wzięła na ambit, że ją oswoi 🤣 Najpierw jej mówiła dzień dobry, ta zdziwiona w końcu zaczęła odpowiadać, a kiedyś na propozycję, że jej dziewczyna pomoże nieść zakupy, zdumiała się, że nie trzeba, ale po chwili wręczyła jej jedną siatkę 😉 No i zniknęła, aczkolwiek córka nie przypisuje sobie za to odpowiedzialności (że niby uciekła z osiedla, bo nie chce żadnego spoufalania się). Radio Erewań mówi, że okno ciągle zamknięte (my nie wiemy nawet, które; wiemy tylko, który blok) i że nikt nic nie wie.

Ot, sprawa dla Archiwum X może.


sobota, 20 lipca 2024

Stanisław Waltoś - Czy profesor powinien mieć psa... i inne eseje

A tak jakoś zobaczyłam w bibliotece... 

/nieźle mi idzie to czytanie własnych, nie?/

Prof. Waltoś jest jedynie trzy lata młodszy od Ojczastego, a jak się trzyma! Jednak działalność naukowa, umysłowa, konserwuje. Nie jedyny to przecież przypadek emerytowanego naukowca, ciągle w ten czy inny sposób czynnego, mimo bardzo zaawansowanego wieku.


 Niemniej jednak wśród opublikowanych w tym zbiorku esejów znalazł się  i ten o emeryturze. Na pół żartobliwie autor dzieli uczelnianych emerytów wedle modeli ich funkcjonowania. Ostatnim jest model Alzheimera, niestety.

 




Jest to temat, o którym ostatnio sporo myślę (jak znajdę wolną chwilę). Ponieważ nie jestem profesorem, nie próbuję nawet przypasować się do któregokolwiek z opisanych modeli, jedynie ten ostatni może mnie kiedyś dotyczyć. 

Próbuję znaleźć własny. Nie będzie nim na pewno model emerytki, która zapisuje się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, kupuje kijki do nordic walking, zwiedza wszystkie wystawy w mieście oraz jeździ na wycieczki autokarowe z PTTK. 

Prędzej model staruszki wędrującej po osiedlu z wózkiem na zakupy, od promocji do promocji 🤣🤣🤣

Powiem Wam, że jest to dość straszny moment, to przejście od czynnego życia (przez które rozumiemy pracę) do stanu odpoczynku. Praca nas jednak definiuje. Kim ja teraz jestem? Nieważne, jakie mam swoje małe prywatne planiki na następne lata - jestem już NIKIM. Dopóki się pracuje i ciągnie ten swój szary żywot, człowiek się nie zastanawia nad tym, ma przecież ten cel - dociągnąć do emerytury. Trzeba rano wstać i iść do roboty. A gdy już nadejdzie ta wyczekiwana, wyśniona emerytura, co ma stać się następnym celem? Ten etap prowadzi już tylko w jednym kierunku - cmentarza...

Początek:


Koniec:

Wyd. Wolters Kluver, Warszawa 2023, 181 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 19 lipca 2024 roku


Z rozrywek domowych

Można na przykład wstać o 3:35, rozwijać rolkę papieru toaletowego i cały czas dopytywać:

- Jakie tu są kwoty?

Co jest frustrujące to to, że nie sposób go dobudzić. Czy to jakiś rodzaj lunatyzmu? Zdarza się co jakiś czas, że coś mu się przyśni i kontynuuje ten sen jakby na jawie. Bierze mnie za nie wiem kogo (bo zwraca się do mnie per proszę podejść) i tkwi w tej innej rzeczywistości. Po czym sobie spokojnie zasypia z powrotem, a ty człowieku już niekoniecznie...


Uratowałam dziś ze Śmieciarki trzy drewniane deski do krojenia, z myślą, że z nimi coś pokombinuję. Konkretnie zastanawiam się na przykład, czy z jednej z nich nie mogłabym zrobić - wizytówki na drzwi, takiej ekologicznej 😂

Wracając spotkałam pana, który miał zawieszkę na piersi ZAPOMNIAŁEŚ SMARTFONA? POGADAJMY! Z drugiej strony to samo po angielsku (mówi, że mieszkał 15 lat w Londynie). Chwilę pogadaliśmy, choć ja nie zapomniałam smartfona, bo, jak już wiecie, od poniedziałku liczę kroki 😁 Dziś 11.573 (trochę dzięki tej Śmieciarce), wzięłam się na sposób przechytrzenia słońca, jadę tramwajem gdzieś dalej i stamtąd dopiero maszeruję z powrotem do domu, bo mam je wtedy na plecach.

Chciałam tu dodać, że nie schudłam od tego chodzenia ani grama, ale mało tego! zmierzono mnie w przychodni przy innej okazji i ja - co miałam niby całe życie 164 cm i tak właśnie w dowodzie - zostałam podsumowana na... 158 cm! Przecież to niemożliwe! Mają chyba zepsute to przedpotopowe urządzenie!

wtorek, 16 lipca 2024

Mika Waltari - Błąd komisarza Palmu

No więc ja jestem teraz wielką fanką kryminałów MW i bardzo mnie martwi, że ich napisał tak mało. Właśnie sobie zamówiłam w bibliotece ten trzeci i będę się nim napawać lada moment. 

Wygląda na to, że Pragi magicznej przed wyjazdem nie skończę 😂 Mam w ogóle fazę na kryminały. Widać to, co mówią o lekkich lekturach na lato ma jakiś głębszy sens.

Seria o komisarzu Palmu jest przezabawna, no bo taki kontrast między starym wyjadaczem a nowicjuszem w policji musi być śmieszny, zwłaszcza gdy każda z tych osób ma swoje generacyjne stereotypy i słabości. Poza tym uwielbiam, gdy kolejne rozdziały mają na samym początku rozpisane rozkłady jazdy; to mi się kojarzy z Pierścieniem i różą albo z Klubem Pickwicka - czyli ze szkolnymi czasami 😍

Początek:

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, 296 stron

Tytuł oryginalny: Komisario Palmun erehdys

Przełożył: Sebastian Musielak

Z biblioteki

Przeczytałam 12 lipca 2024 roku


Zaczęłam w końcu brać to żelazo i jestem pełna wątpliwości. To znaczy zapowiadanie skutki uboczne na szczęście się nie pojawiły, ale jak mam rozumieć TO?

Czy naprawdę nie można napisać, jak długi odstęp? Że na przykład min. 2h? I w którą stronę? W obie? A tak jestem głupia. Na wszelki wypadek kończę z piciem herbaty o 9.00 - o 11.30 biorę tabletkę - do 15.00 piję tylko wodę. Której nie cierpię. Ile będzie trwać ta męka? I co zrobię w Pradze?


W niedzielę brat mnie uświadomił, że w telefonie jest licznik kroków, więc od wczoraj mierzę 😉 Czyli chodzę z telefonem na przebieżki. Przy okazji porządków w bieliźniarce znalazła się taka hinduska torebeczka na sznurku (skąd ja to w ogóle mam? mystery), więc ją sobie zawieszam na szyi i popylam. Wczoraj 4653 kroki, dziś 6597. Dumna i blada. A raczej czerwona, bo rano nie rano, gorąco. Osiągnięta dzisiaj prędkość 5,3 km/h, ale spowolniły mnie kilkakrotnie światła na przejściach - a żeby to ominąć, to bym musiała tylko po osiedlu chodzić, podczas gdy wybrałam się do Bronowic Wielkich. 

Taki licznik jest naprawdę motywujący, żeby jeszcze dalej pójść 😍

Również w niedzielę, spotkawszy na klatce Australijczyka (syna sąsiadki, która zmarła w czerwcu), zapytałam, czy się będą tu sprowadzać, bo słyszałam taką plotkę. Tymczasem nieeee, za miesiąc wracamy, nasze życie od 37 lat jest tam, mieszkanie sprzedajemy. No to zaczęłam kręcić w głowie film: kupić to mieszkanie (trzy piętra nade mną), usadowić tam Ojczastego i tylko do niego dochodzić. Oczywiście trzeba płacić podwójny czynsz, ale i ten problem rozwiązałam w trymiga: średni pokój wynajmie się studentce i akurat styknie. Zaczęłam urabiać brata, a wczoraj poszłam obejrzeć i dopytać o cenę. Nie jest jakaś przeraźliwa, 12 tys. za metr. A Australiczyk powiedział, że można przez okno puścić kabel do nas na dole, Oczasty naciśnie przycisk, a u nas będzie dzwonić JAK BY CO 😂

Już sobie wszystko obmyśliłam, piszę do brata, że świetna inwestycja, tamto siamto - a ten, że nie ma wolnej gotówki. 

Uch! Marzenia o spokojniejszym życiu, bez zasuwania na mopie w łazience po 10 razy dziennie i innych przyjemności, poszły się...

Cóż, żyjemy dalej.


czwartek, 11 lipca 2024

Zygmunt Zeydler Zborowski - Koty Leokadii Kościelnej

Koty Leokadii Kościelnej zabrałam z Szyszkodarowego stosu dla siebie, bo tytuł znałam, zresztą jest taki intrygujący. Akcja dzieje się w latach 60-tych, ale jak wyczytałam potem w internecie ten kryminał był najpierw drukowany w gazecie, a dopiero w 1975, po 10 czy 11 latach, wydany książkowo. 

Tak naprawdę zabrałam się za czytanie Pragi magicznej, bo to wstyd nie znać. Ale idzie mi jak krew z nosa :( a że potrzebowałam książki niedużej do tramwaju, to złapałam te Koty. I Koty poszły błyskawicznie. Widzę tu w Szyszkodarowych stosach jeszcze jeden kryminał ZZZ, to oczywiście zabieram. Oraz pamiętam, że kiedyś wyniosłam parę takich staroci do roboty, z myślą pozbycia się, i one chyba tam ciągle są, więc je przyniosę z powrotem do domu 😁 Może w ogóle będę kolekcjonować PRL-owskie kryminały?

Jeśli zaś chodzi o Koty, to fajna lektura. Rozwiązanie zagadki kto zabił zaskakujące. Śledztwo prowadzi (między innymi) major Downar, który ponoć pojawia się w wielu powieściach ZZZ. No to się jeszcze spotkamy 😎

Mimo że nie brak tu propagandy w rodzaju:

* wiesz ty, że polska milicja jest teraz bardzo wysoko notowana w świecie? (to mówi przestępca)

* a najgorsze, że ci z milicji w ogóle nie chcą brać. Życie byłoby łatwiejsze, żeby poszli trochę na współpracę.

Milicja ma na swych usługach piękną Ewę władającą perfekt francuskim, więc udającą Belgijkę. Ta służy za przynętę. Mieszka sobie i stołuje się w Grand Hotelu.

Żony jednego z nich (przestępców znaczy się, głównie fałszerzy i handlarzy walutą) nie ma w domu, bo poszła do kina. Jakoś nie wierzę w taką sytuację. Znaczy - ja na przykład całe życie chodzę sama do kina, ale wiem, że budzi to zdziwienie. A jeszcze w latach 60-tych?

Początek:

Koniec:

Wyd. Iskry, Warszawa 1975, 227 stron

Seria: Klub Srebrnego Klucza

Z własnej półki

Przeczytałam 9 czerwca 2024 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Ściągnięte z miasta z knihobudek. Wreszcie słownik węgierski! Mam już podręcznik, więc wiecie - kto wie (kiedyś)? Lekturka z angielskiego na przyszłość, kryminał paskudnie wydany, stary numer Przekroju (było ich dużo, ale się pohamowałam).


Życie emeryty

Emeryta NIE MA NA NIC CZASU.

C.b.d.u. 😂

Emeryta postanowiła odłożyć na porę jesienno-zimową te wszystkie prace porządkowo-organizacyjne, jakie sobie przewidziała (typu uaktualnienie katalogów etc.). Szkoda na to czasu w lecie, prawda? Co prawda z racji upałów i tak średnio korzystam z tego lata: przebieżkę* odwalam z samego rana, póki jeszcze się tak nie nagrzało, czasem późnym popołudniem idę na drewnianą leżankę na łączce poczytać (z całym rynsztunkiem w wózku na zakupy - jak to dobrze jednak, że go córka nabyła - koc, jasiek 😂, dwie książki, coś do picia), ale zazwyczaj mnie to tak rozleniwia, że mam ochotę zasnąć. 

* przebieżką nazywam nie bieganie (Boże broń!), tylko marsz. Spacerem to wszak trudno nazwać, skoro się tak szybkim krokiem zasuwa. Minimum pół godziny. Obejście całego osiedla naokoło w ten sposób zajmuje 31 minut od wyjścia z domu do powrotu. Ale zaczynam się wypuszczać nieco dalej, więc docelowo chcę godzinę zapierniczać.

W domu czas płynie masakrycznie szybko. Pochwalę się dwoma osiągnięciami: 

- oddałam na Śmieciarce w sumie 9 sukienek (najpierw musiałam sama siebie przekonać, że NAPRAWDĘ już nie schudnę), a te zimowe zapakowałam do pojemnika na ubrania znalezionego w IKEI za 6 zł 😁 Dzięki temu ciuchy, które mi zostały na lato, już nie są tak ściśnięte w szafie. 

- wczoraj zaś kolejny genialny pomysł na upał 🤣 - zrobiłyśmy porządki w butach. Te w najlepszym stanie zostały wystawione koło śmietnika i ktoś się nimi zaopiekował, reszta poszła do zsypu. Było tego MASA. Tak że ten - jak mnie zima zaskoczy, to będzie fajnie, bo nie mam ani jednych kozaków już. Ale z drugiej strony, gdzie ja w zimie potrzebuję chodzić 😂 Kupiłam w IKEI jakiś set 4 pudełek na buty, ale go oddam, bośmy się spokojnie pomieściły z tym, co zostało.

Właśnie - nakupiłam różnych różności w IKEI i teraz pozostaje mi jedynie modlić się, żeby Pan Stolarz wreszcie przyjechał wziąć miarę na półeczkę w kuchni, bowiem te różne różności to on miałby mi zamontować. Zobaczywszy bowiem w sklepie białą tablicę do pisania notatek wymyśliłam, że może Ojczasty będzie mógł przeczytać, jak się go o coś zapyta wielkimi bukwami na tej tablicy (a potem my sobie możemy tam z córką zostawiać wiadomości etc.). I jedyne miejsce na tę tablicę, jakie znalazłam, to z boku kuchennego słupka. Więc Pan Stolarz ma po pierwsze powiedzieć, czy przy przykręcaniu tego nie odpryśnie lakier, a po drugie - jeśli można to zrobić - MA TO ZROBIĆ (choć jeszcze o tym nie wie) 😁

A skoro z jednej strony słupka będzie tablica na notatki, to z drugiej mogłaby być tablica perforowana przybiurkowa na różne duperele, tak? Choćby na router, który już półtora roku leży na kaloryferze, w każdej chwili ryzykując spadnięciem na podłogę.

Więc wzięłam a to haczyki na tę tablicę perforowaną, a to wieszadło na ten router. A to wieszaczki do przykręcenia w sypialni do boku regału książkowego, coby na nich odwieszać ubranie z gatunku "już nie do szafy, ale jeszcze nie do prania" 🤣

Oraz jeszcze taki dodatkowy wieszak do przedpokoju, na awaryjne używanie i chciałabym go zamocować na desce, więc pytanie, czy to utrzyma. No niechże ten Pan Stolarz przyjdzie!!!

Poza tym - angielski i filmy, ale o tym następnym razem. Byłam też raz na Fabryce, no i zdalnie ciągle jeszcze odwalam robotę, to też zajmuje sporo czasu. I obsługa Ojczastego. I gotowanie. Muszę tu chyba zmienić koncepcję, przecież nie będę codziennie obiadów robić!


czwartek, 4 lipca 2024

C.N. Parkinson - Jak zrobić karierę


Nie powiecie, że złą sobie pozycję wybrałam do przeczytania jako pierwszą na emeryturze 😂😂😂 Lepiej późno niż wcale!

Kilka książek Parkinsona przywiozłam kiedyś ze Śmieciarki, no bo wiadomo, prawo Parkinsona, każdy o nim słyszał, a niekoniecznie czytał. Prawo Parkinsona zresztą też jest wśród tych książek, więc kiedyś będzie. Ja je wszystkie przeczytam, a potem wydam, bo jednak po tej pierwszej o robieniu kariery wnioskuję, że to jednorazowa lektura. Jest to, owszem, zabawne (satyra na poradniki), a przy tym jakże prawdziwe i w sumie aktualne, tylko że nudnawe. Ale coś czuję, że Putin czytał i się inspirował, bo czy to wielka różnica - kierować dużym przedsiębiorstwem a dużym krajem? Zasady generalnie te same.

I pamiętajcie - na początek trzeba się dobrze wżenić!


 

Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa marzec 1972 roku, wydanie IV, 191 stron

Tytuł oryginalny: In-laws and Outlaws

Przełożył: pierwszy raz się z tym spotykam - nie ma nazwiska tłumacza! Na Wikipedii podają, że był to Juliusz Kydryński, ale jak wydawnictwo mogło przeoczyć tę informację w książce???

Z własnej półki

Przeczytałam 3 lipca 2024 roku

 

Życie emeryty 

Emeryta szwenda się z wózkiem a to po osiedlu a to trochę dalej. No i rezultaty są, jakie są. W poniedziałek uczciłam Ostatni Dzień Pracy zajrzeniem na półkę w Jordanówce, a tam!

Ktoś przyniósł masę książek - zabrałam 24 sztuki!!!  Potraktowałam to jako prezent na nową drogę życia 😎 W domu się okazało, że z trzech mogę zrezygnować, bo miałam (Gówno się pali, Gniew i Šrámek), niektóre myślę przeczytać i znów wynieść (Passentowa, Kuczok, Stasiuk), z Houellebecqem to w ogóle nie wiem, czy ruszę; resztę OCZYWIŚCIE zatrzymam 🤣 A takie sobie ładne miejsce zrobiłam na te, które przywiozę z Pragi w sierpniu! No nic, poupycha się w drugich rzędach. A bardzo mnie zaskoczyło, że ktoś na osiedlu miał czeskie książki - Mikołajka i Skvoreckiego. Nie jestem sama!



 Ale tego było mało, no nie? Wczoraj pojechałam na Czyżyny odebrać ze Śmieciarki fiszki niemieckie - niemiecki będzie przecież drugi w kolejności po angielskim. A tam pan zaprosił do grzebania wśród stert na podłodze - przeprowadzają się i zrobili selekcję. Więc wzięłam nie tylko niemieckie, ale również angielskie, no co się będę trzymać jednego podręcznika 😂 Joe Alex miał iść na podmiankę, bo mam strasznie stare i sfatygowane egzemplarze, ale w domu okazało się, że tego akurat tytułu wcale nie mam. Jajko i ja czytałam kiedyś z biblioteki, polecił mi to ktoś tutaj na blogu, a ponieważ było tak zabawne, stwierdziłam, że warto mieć 😍 A ten Stan wojenny zobaczymy.

Dodatkowo Szyszkodar przywiózł nowe zapasy do knihobudek. Jeszcze tego dokładnie nie przejrzałam, wyładowałyśmy szybko z toreb, żeby Ojczasty się na nich nie wykopyrtnął, ale zauważyłam dużo kryminałów starych - więc to się jeszcze obada 😂


Chyba powinnam się ze Śmieciarki wymiksować, bo to się źle skończy! Chytra baba z Radomia ściągnie tony papierzysk i wpadnie do piwnicy. Całkiem niedawno odebrałam właśnie papióry, notesy, stare kalendarze, ramkę na zdjęcie...

Zapytacie, na co kalendarz z 2019 roku. Otóż na kartki do robienia planów 🤣 Powyrywałam, okładkę wyrzuciłam, a teraz szaleję. No bo planów dużo, jak wiadomo.


Do tej pory posługiwałam się kartkami z Fabryki, zabierałam te, które były zadrukowane tylko po jednej stronie i do wyrzucenia - wiecie zapewne, że biuro to fabryka makulatury, nie nastarcza się nawet przepuszczać tego przez niszczarkę 😂 Skoro już nie pracuję, trzeba się papierowo zabezpieczać na przyszłość.

/tak, całe życie robię zapasy, jak ta głupia/

 

Co jeszcze robią emeryty?

Emeryty oglądają filmy. To były te dwa zaplanowane ostatnio (impuls z Taniego Letniego Kinobrania). 

Georgie ma się dobrze możecie - jeśli zechcecie - obejrzeć tutaj.

Nagrodzony na Sundance debiut Charlotte Regan może skojarzyć się z Aftersun Charlotte Wells nie tylko ze względu na wspólne dla obu reżyserek imię.

W Georgie ma się dobrze także przyglądamy się relacji 12-letniej dziewczynki (Lola Campbell) z prawie obcym jej ojcem, w którego wciela się wielka nadzieja brytyjskiego kina Harris Dickinson, znany z Beach Rats i W trójkącie.

Po śmierci matki dwunastoletnia Georgie mieszka sama na przedmieściach Londynu. Jest rezolutna i niezależna jak Pippi Langstrumpf, ale nie ma skrzyni ze złotymi monetami. Z kolegą Alim kradnie rowery, dzięki czemu może się utrzymać. Opiece społecznej wmawia, że mieszka z wujkiem. Niespodziewanie w jej życiu pojawia się Jason, który okazuje się być jej ojcem.

A drugi to Lunana. Szkoła na końcu świata. Dostępny tu.

Mieszkający w stolicy Bhutanu Ugyen ma jasno sprecyzowany plan na życie. Mężczyzna marzy o karierze piosenkarza i w tym celu planuje wyjechać do Australii. Zanim jednak będzie mógł to zrobić, musi odbyć ostatni rok rządowej służby nauczycielskiej.

Decyzją przełożonych trafia do najbardziej odległej wiejskiej szkoły. Położone na wysokości pięciu tysięcy metrów miejsce nie ma nic wspólnego z wygodnym życiem, jakie do tej pory prowadził. Nie ma tam elektryczności, brakuje jakichkolwiek materiałów edukacyjnych, a w klasie, w której ma prowadzić zajęcia, obok swoich podopiecznych spotkać może… jaka.

Choć początkowo Ugyen chce jak najszybciej stamtąd uciec, zaangażowanie młodych uczniów, ale też serdeczność i niesamowita siła mieszkańców wioski sprawiają, że zaczyna zmieniać opinie o tym wyjątkowym miejscu.

Lunana. Szkoła na końcu świata to pierwszy w historii Bhutanu film nominowany do Oscara. Obraz został doceniony także na wielu światowych festiwalach filmowych oraz górskich, gdzie zdobył kilkanaście nagród publiczności.

Na sukces filmu przełożyły się na pewno piękne krajobrazy Bhutanu, muzyka i subtelne poczucie humoru, a także klimat samego filmu, który  łączy w sobie ujmującą pogodę ducha z przenikliwością spojrzenia na mało znane nam rejony świata. Pawo Choyning Dorji nakręcił film będący afirmacją prostego życia w zgodzie z prawami natury.

Tak że tego. Czasu mało. Wiadomo, na początku chcę trochę dom odpucować i odpicować, myję okna (ale langsam, po jednym na dzień), latam z mopem za Ojczastym, wycieram fronty szafek, żeby paluchów nie było, kupuję na promocjach oleje i makarony na zimę 😂, odwiedzam IKEĘ (mam plany, ale czekam z tym na stolarza, żeby mi powiedział, czy może przymocować różne takie na bokach słupka w kuchni, ale tak, żeby przy wierceniu lakier nie odpadł). Załatwiam ZUS-y. Robię angielski. Chodzę na spacery. Tak, chodzę na spacery. Takie szybkie, żeby to coś dało. Oblecenie osiedla po obrzeżach zajmuje mi 31 minut.

I to wszystko w DWA DNI 😁 Dziś trzeci dzień Nowego Życia. 

Tylko jednego się boję.

Zacząć brać żelazo, bo ponoć sraki i rzygaki 🤣