I gdy w końcu padło na Parasol, okazało się, że w ogóle nie pamiętałam, o czym to było. Najwyraźniej ostatni raz czytałam w dzieciństwie 😁
Bardzo przyjemna detektywistyczna historia czwartoklasisty Kubusia, znanego w okolicy (czyli na warszawskiej Sadybie) jako Kubuś Detektyw, który wraz z koleżanką o uroczym imieniu Hipcia prowadzi śledztwo w sprawie starego, ale za to angielskiego parasola, ukradzionego pani Baumanowej, do której Hipcia chodzi na angielski (tak, w wakacje!). Od czasu do czasu pomaga im Leniwiec, który jednak woli renklody i maliny od ciężkiej pracy kapowania.
Książka wyszła po raz pierwszy w 1963, moja to trzecie wydanie. Ach, ta ówczesna Warszawa!
Gdy wracali do miasta, zapadał już zmrok. Ulice tonęły w błękitnej mgiełce wieczoru. W oknach domów zapalały się pierwsze światła. Przez Czerniakowską z szumem sunęły czerwone trolejbusy. Przy budkach z piwem gromadzili się mężczyźni. Upał zelżał. Chłodny powiew niósł znad Wisły zapach lip.
Budki z piwem... pamiętam. Zresztą ważną postacią jest Dziadek Kufel - chyba wiadomo, jaka jest jego ulubiona rozrywka 😂 A czy są jeszcze trolejbusy w Warszawie?
No i te papierosy...
W ten sposób dzielni detektywi znaleźli się w komisariacie dzielnicowym. Pokój dyżurny był niewielki. Białe ściany, pod ścianą ławki, w głębi rodzaj kontuaru, za którym siedział dyżurny milicjant. W powietrzu unosił się warstwami dym z papierosów.
A tu coś dla mnie na najbliższe dwa dni:
Pokój w mieszkaniu Kubusia przedstawiał widok godny pożałowania. Wszystko było - jak to się mówi - poprzewracane do góry nogami. Szafa stała rozbebeszona, a na poręczach krzeseł, na stole i tapczanie leżały porozrzucane rzeczy. Pani Pawlikowa nucąc cichutko swoją ulubioną "Karolinkę" pakowała walizki.
Co to za Karolinka?
Początek:
Koniec:
Półka z częścią ulubionych lektur z dzieciństwa 😍
Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1970, 313 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 1 sierpnia 2022 roku
Miałam o pociągu opowiedzieć. Otóż w Dżendżejowie nieraz byłam świadkiem, że do "mojego" Intercity wsiadali ludzie bez biletu. Zawsze zgłaszali konduktorowi i ten im spokojnie sprzedawał bilet. A poprzednim razem taka sytuacja: wsiadają, zgłaszają, konduktor mówi, że zapłacą cenę biletu PLUS STO PIĘĆDZIESIĄT ZŁOTYCH! Ponieważ pociąg trochę tam stoi, niektórzy decydują się wysiąść. Ale na przykład trzy razem podróżujące panie spokojnie odpowiadają, że dobrze, zapłacą. Co mi się dość w głowie nie mieści, bo przecież potem jest do Krakowa jeszcze Regio i inne Intercity... Ale przede wszystkim, dlaczego to 150 zł? Nigdy o tym nie było mowy. Przecież karę płaci się, gdy się jedzie bez biletu czyli nie zgłosi zaraz po wejściu. W końcu gdzieś tam po drodze zapytałam przechodzącej konduktorki. Powiedziała, że owszem, jeśli nie były sprzedane WSZYSTKIE bilety, to bez problemu konduktor sprzeda w pociągu, a jeśli w teorii nie ma wolnych miejsc, to jest dodatkowa opłata (nie że kara) 150 zł. Że to wprowadzili w pandemii.
No to ładnie sobie koszą. Uprzedzam, jak by co 😏 Ja tam bilety kupuję miesiąc wcześniej 😎
Ojczasty się nie daje namówić na podcięcie brody. Kłaków raczej. Nie wiem, co sobie ubzdurał, ale gdy miał wyrównane z linią podbródka, wyglądało to sto razy lepiej...