sobota, 9 sierpnia 2025

Cressida Cowell - Detektywi Malusińscy + PRAGA sobota

McDonald's krzewi pasję do czytania.

To jest cała seria i w domu zostało parę innych, zaoszczędzonych na następne wyjazdy. Cieszycie się? 😁 

Jeśli chodzi o modulację głosu, to jest częsty problem: nieraz słyszałam mamy czytające dziecku bajkę głosem kompletnie jednostajnym, zawsze mnie wtedy uszy bolą. 


Rodzina Malusińskich postanawia sprawdzić, czy zwierzęta potrafią chodzić po wodzie - najłatwiej będzie wskoczyć do książki o rzekach. Tata okręca sobie czerwoną nitkę wokół pasa, ona pozwoli ewakuować się z książki. To prawdopodobnie leitmotiv serii, ale o tym przekonamy się za dziewięć miesięcy, mili państwo 😂

Oprócz krótkiej historyjki - tak, niektóre zwierzęta, te małe, potrafią chodzić po wodzie dzięki powłoce wody zwanej napięciem powierzchniowym - jest tu propozycja ułożenia własnej, z podanym pierwszym zdaniem, zagadka rysunkowa na spostrzegawczość, miejsce na własny rysunek i kod QR do animacji. 

Wyd. Hodder Children's Books, London

Ilustracje: Dynamo 

Przeczytałam 9 sierpnia 2025 roku
 


Praga, dzień siódmy 


Och, moje nogi!

I och moja głowa. 

Siadam do pisania o 19.25 i jest 31 stopni. To nie są temperatury dla zwykłych ludzi, jak wiadomo. A rano było tak dobrze - owszem, ciepławo, ale słońce w większości ukryte za chmurami, co mi pozwoliło pętać się wzdłuż Wełtawy. 

Pierwszym celem był domek strażnika od tej Rudolfowej sztolni, ale nie z tego powodu, tylko dlatego, że za czasów minionych był tam punkt obserwacyjny esbecji. Mówiłam, że mam takie grubaśne tomiszcze o ichnich siedzibach etc.? I pragnę wykorzystać!


 A co to, łódź pogrzebowa z Wenecji?

 

Wreszcie znalazłam tę łódź serwisową, o której dawno czytałam, że stacjonuje gdzieś na Wełtawie i służy statkom: dostarcza paliwa i wody, odbiera ścieki i takie tam. 



 

Idź nad wodę, mówili. Fajnie tam jest, mówili. A fuj!


A ten napis czytam i czytam i zachodzę w głowę, o co kaman. W końcu wymyśliłam, że to będzie coś a' la wozy piwne - pamiętacie takie ustrojstwa dla turystów? Że siedzieli przy piwie na wozie i pedałowali jednocześnie? To już jest zakazane, więc znaleźli obejście w postaci łodzi, najwyraźniej.



Kolejny punkt na liście to było nowe przejście z nabrzeża do świeżo oddanego po remoncie ekskluzywnego hotelu, obecnie o nazwie Fairmont. Pod jezdnią. Koło hotelu przejścia dogląda czeski lew 😁 wiecie, lew u nich to jak u nas orzeł...


Najnowsza wiadomość - motyle na MAJ-u, co to miały być na rok, zostają. Co najmniej do 2027 roku. Ja jestem za, bo jest to turystyczna atrakcja i mniejsza o to, że nieco kiczowata 🤣 Od początku zresztą podejrzewałam, że na jednym roku się nie skończy.


Przypomniałam sobie, że przed wyjazdem chodziłam wydrukować dwa z konkursów, które od paru lat organizuje Praga 2 i które polegają na odwiedzaniu rozmaitych miejsc na terenie dzielnicy przy okazji szukania odpowiedzi na zagadki. Wydrukowałam i przywiozłam, więc co, przecież nie będę wozić w tę i z powrotem... Zabrałam się więc za pierwszy, pod hasłem ROK 1945. Zaczyna  się na placu Pokoju (serio, raz widziałam - co to było, przewodnik jakiś? - wszystkie czeskie nazwy przetłumaczone na polski 🤣). Już z tramwaju widzę, że oooooo, stoi tam jakaś instalacja czy dzieło sztuki. Wysiadam, podchodzę.

Hm. 

😂😂😂 

 

Pierwsze pytanie dotyczyło pomnika braci Čapków, a ja nawet nie wiedziałam o jego istnieniu. Sprytny taki, aż się przypomina słynne powiedzenie Henia Szlacheta: kobieta jest jak róża - nie ma przód, nie ma tył 😂



Przed obiadem udało mi się odwiedzić sześć lokalizacji, zostały cztery, może jutro? 

Nie ma się co dziwić prośbie, obok remontują kamienicę! 



Gazeciarz, zanikła profesja.

 

No i tak, macie tu swoje wygodne przemieszczanie się po mieście 🤣

 

Cudne kamienice na Vinohradach!


Przy zagadce dotyczącej Czeskiego Radia spotkało mnie takie nieszczęście na wystawie e-shopu. Że ja o tym w ogóle nie słyszałam!? Oczywiście nie polecę tam w poniedziałek kupować, ale żal. 


Miasto rozkopane, tam budują nową linię metra, tu tramwaj przywracają na Václavák.  

 

W drodze na obiad (dziś stołówka dietetyczna zamknięta) udało się znaleźć słynne schody donikąd w Lucernie 😎


A po obiedzie przenosimy się na wieś. Znaczy to ciągle jest Praga, bloki nawet widać niedaleko. Ale akcja żniwna trwa. 

Yyyy, w sumie nie wiem, czy już nie jest po żniwach aby...


Udajemy się z Věrą na Dzień Otwartych Drzwi hangaru lotniczego na końcu świata, po drodze spotykając Wielką Żabę.



Gości wita wycieraczka (Brud zostawcie na zewnątrz).


Letadla jak letadla, ja tam nie jestem fanką, ale takie drewniane śmigła są ekstra. Byli też panowie w uniformach lotników z czasów wojny, ale gdy raz jeden jedyny cyknęłam dwóm fotkę, tak niby po kryjomu, to okazało się potem, że nieostra jest 😁 Sprzedawali różne fanty, bo tak ogólnie to prywatne muzeum lotnicze jest i zbierają środki na kolejne zakupy.


Tłumaczę: Latanie to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek robiłem ubrany. 😂


Věra uratowała mi życie, bo ja po spojrzeniu na plan Pragi uznałam, że najprościej będzie dojechać autobusem 139 do przystanku Komořany, a stamtąd odbyć spacer przez las na lotnisko. Taaa, spacer przez las - tyle że pod górę. Umarłabym po drodze, i to jeszcze w tym upale (i nawet żaby nie spotkała). Tak że dojechałyśmy zupełnie innym autobusem i zupełnie inną drogą, ale z powrotem - żeby nie było nudno - zeszłyśmy na dół tym lasem.
 


Po wyjściu z partyzantki lasu trzeba było jednak dojść do autobusu w słońcu, nie pomogła parasolka nad głową. Okropieństwo. Tylko w muzeum siedzieć w taki czas.

Pewnych ulic nie ma potrzeby przemianowywać, nawet po przemianie ustrojowej, bo w końcu nie wiadomo, o jaką rewolucję chodzi.


Knihobudka na końcu świata. A nawet (w odległości chyba dwóch przystanków od siebie) dwie, takie same, bardzo porządne, zamykane, zabezpieczone przed deszczem - takie by się chciało wszędzie. I w dodatku zaopatrzone! Chyba je muszę dopisać do swojej listy na zaś.

 

No i co było robić, jak się Christieová  na mnie rzuciła tak od razu? I to w tej serii ulubionej? Co prawda mam ją po polsku, ale to nie ma nic do rzeczy 🤣 Z tej drugiej budki też wzięłam kryminał (ruski), ale nie zdążyłam zrobić zdjęcia, bo Věra wołała, że autobus jedzie. Ani nie przejrzałam dokładnie, co tam jeszcze było.

Trzydzieści jeden. 


Na koniec zrobiłam błąd dnia, decydując się wrócić na łono miasta pociungiem. Przystanek kolejowy wygląda tam dokładnie tak - ani pół metra cienia - znaczy niby tam widać jakiś cień, ale on pada tylko na nogi, sprawdziłam. A czekania było na 20 minut. W pociągu klimatyzacja polegała na przeciągu z otwartych okien. Clou spotkało mnie na dworcu głównym, gdy poszłam do metra, już się ciesząc na zimny powiew powietrza - a tam metro zamknięte. Zapomniałam, że dziś i jutro roboty. O matko, do tramwaju, wśród lumpów śmierdzących - okolice dworców kolejowych wiadomo, wszędzie cudne, ale mam wrażenie, że Praga jednak sobie nie radzi z problemem. Planują nowy dworzec ę ą, ale co z tego, skoro przed nim tzw. Sherwood był, jest i będzie.

 

Na pociechę kupiłam sobie piwo (tylko to mi zostaje), niby na jutro, ale wzięłam tabletkę po powrocie do domu, zjadłam kolację - i ból głowy minął 😍 więc po łyczku, po łyczku, tak kończy się gorąca sobota.

21.174 kroki = 15,1 km = 4 piętra 

1 komentarz:

  1. 31 stopni, straszne! Mnie taka sobota by powaliła na dobre i ani piwo by już nie pomogło, ani tabletki

    Opona Christieovej to pewnie po naszemu "Kurtyna" ale zgaduję głównie po tym zniedołężniałym Poirocie na okładce.

    Knihobudka faktycznie solidna, pozazdrościć. Ta książka z McDonald’sa też wygląda całkiem porządnie.

    OdpowiedzUsuń