Z rozpędu sięgnęłam po kolejny tom z cyklu przygód lorda Bertrama Woostera i jego kamerdynera Jeevesa. Jak się człowiek chce rozerwać, to łyka byle co. Byle czym nazywam przedwojenne tłumaczenie, no ale cóż zrobić, wydawnictwo BATOS (bliżej mi nie znane i pewnie dawno już nie istniejące) postanowiło zaoszczędzić na kosztach i wziąć za darmochę to, co było pod ręką. Chętnie bym przeczytała pozostałe przedwojenne tomy, ale w nowym tłumaczeniu. Aż mi dziwno, że nikt się o to nie pokusi, wszak humorystyczne powieści Wodehouse'a to doskonała rozrywka i na pewno by się rozeszło jak ciepłe bułeczki.
Tym razem Woster rozstaje się na jakiś czas z Jeevesem, dokonując trudnego wyboru: albo lokaj albo gra na banjolele. Młody arystokrata wynajmuje dworek na wsi od swego przyjaciela Chuffy'ego i tam zamierza poświęcić się muzykowaniu na swym ulubionym instrumencie. Dziwnym trafem Jeeves znajduje się w pobliżu, jako że Chuffy skorzystał z okazji i przyjął go do pracy u siebie. Będzie to prawdziwie opatrznościowe dla Bertrama, bo życie na wsi nie jest pozbawione niebezpieczeństw w postaci panien chcących się zaręczyć oraz ich ojców nie mogących pozwolić na unieszczęśliwienie progenitury, toteż Jeeves będzie miał pełne ręce roboty...
Początek:
i koniec:
Wyd. BATOS Warszawa 1991/92, 232 strony
Tytuł oryginalny: Thank you, Jeeves
Przełożył: nie wiadomo kto, wykorzystano przedwojenne tłumaczenie
Z własnej półki
Przeczytałam 2 lipca 2013
Obejrzałam film radziecki z 1973 roku Dwier bez zamka (Дверь без замка) w reż. Adolfa Bergunkera.
Główną bohaterkę Daszę zagrała Żanna Prochorenko:
Wychodzi ona bardzo młodo za mąż za Piotra, który dostaje nominację na kapitana statku turystycznego kursującego po rzece (Wołdze?).
Piotr zabiera Daszę w pierwszy rejs, jako że zawiną do przystani w wiosce, gdzie mieszka jego matka. Chcę Daszę przedstawić teściowej i zostawić ją u niej na jakiś czas. Sam krąży w tę i z powrotem na swoim statku.
Na statku pracuje też kobieta grana przez Ludmiłę Gurczenko, wspomnianą poprzednim razem - ale nie zrozumiałam, jaką ona rolę odgrywa, zdaje się, że sceptycznie zapatruje się na to małżeństwo i szanse jego przetrwania. Ech, ta bariera językowa, ciągle istnieje :)
Dasza nie czuje się zbyt dobrze na wsi, gdzie teściowa patrzy na nią niechętnym okiem (wszak nikt jej nawet nie zawiadomił o ślubie), a wszyscy mieszkańcy lustrują dziewczynę z miasta, mając w pamięci liczne podboje Piotra z kawalerskich czasów. Toteż Dasza szukając swego miejsca na ziemi przyjmuje się do fizycznej pracy na przystani, gdzie dostaje też pokój. Pokój, w którego drzwiach nie ma nawet zamka. To wszystko bardzo nie podoba się mężowi, który podejrzewa Daszę o jakiś romans. To pierwszy poważny kryzys w stosunkach między dwojgiem młodych: Dasza, dziewczyna pryncypialna, bardzo uczciwa i przede wszystkim bardzo zakochana, nie może pojąć, jak mężowi mogły w ogóle przyjść do głowy takie podejrzenia. Ale nad naszą parą zbierają się jeszcze czarniejsze chmury - kapitan dał się wciągnąć w jakieś ciemne machinacje, związane z przewożeniem jego statkiem kradzionych ryb - motorem był kuzyn:
Babulka od kuzyna uprzedziła o wszystkim Daszę i ta stawia mężowi ultimatum - albo zawiadomi milicję albo nigdy więcej się już nie zobaczą...
Film w całości dostępny jest na YT:
Ale to muszą być zabawne książeczki:)
OdpowiedzUsuńOwszem, bo to taka bajka o idealnym świecie, w którym wszystkie problemy może rozwiązać sprytny lokaj :)
UsuńBardzo by mi się przydał sprytny lokaj...:) Do rozwiązywania problemów także.
UsuńKomu by się nie przydał... obawiam się jednak, że u nas za żadne pieniądze takiego by się nie znalazło :)
UsuńO właśnie tę mam.)
OdpowiedzUsuńJest okropna.
OdpowiedzUsuńhttp://mcagnes.blogspot.com/2009/06/dziekuje-jeeves-pg-wodehouse.html
Ale inne świetne. Więc to wina tłumaczenia.
Przypomniałaś mi to pół litra wyborowej :)
UsuńJak myślisz, naprawdę miał taką mocną głowę?
UsuńWpis pokrywa się calkowicie z moimi przemyśleniami. Mam to samo wydanie, tez nie wiem kto wydał, i nie wiadomo dlaczego nikt sie nie zainteresuje nowym przekładem. Może jest jakiś problem z zakupem praw autorskich. Jestem grafikiem, marzę o zilustrowaniu takiej perełki, chyba się zawezmę i sama wydam:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOch, gdyby jeszcze dołożyć do tego ilustracje! To byłoby piękne!
Wodehouse napisał całą masę tych satyrycznych powieści (ja nawet kupiłam sobie jedną w oryginale, żeby kiedyś potrenować czytanie po angielsku) i byłoby fajnie, gdyby jakieś wydawnictwo się pokusiło o ich publikację. Choćby w takich kieszonkowych seryjnych wydaniach, jak widzę w kiosku rozmaite rzeczy. No ale za prawa autorskie do Mniszkówny to dziady nie muszą płacić, więc wydają... a tu by trzeba choćby tłumaczom rzucić jakiś ochłap :(