Hannę Ożogowską każdy zna - każdy z mojego pokolenia, bo nie wiem, czy w przypadku obecnego pokolenia młodzieży można z całą pewnością tak stwierdzić, tak to już jest, że część książek z naszej młodości wychodzi z mody... my do nich wracamy, ale nasze dzieci wolą Harry'ego Pottera, a wnuki? hm, kto wie, co wybiorą wnuki...
Dlaczego UCHO OD ŚLEDZIA? To ulubione powiedzonko jednego z bohaterów powieści. Akcja jej toczy się w Warszawie, gdzieś na początku lat sześćdziesiątych, w zrujnowanej podczas wojny kamienicy na Powiślu. Naokoło trwa odbudowa Warszawy, napomyka się już o Zamku Królewskim, którego ruiny widać przez okno mieszkania państwa Szafrańców.
To starsze małżeństwo, którego jedyny syn zginął podczas powstania, a kamienica została trafiona bombą. W oczekiwaniu na przydział nowego mieszkania, Szafrańcowie żyją w swym dawnym 4-pokojowym mieszkaniu ze służbówką na pierwszym piętrze, nie zważając na katastrofalny stan reszty domu - ale już nie sami: kwaterunek przydzielił trzy pokoje obcym, zostawiając staruszkom jeden, do tego przechodni pokój. A więc mamy tu klasyczną komunałkę :) Najgęściej zaludniony jest pokój państwa Piotrowskich z dwójką synów, a w pozostałych dwóch pokojach i służbówce mieszkają samotni: pan Czernik, lubiący nieco wypić, pielęgniarka pani Aniela ze swoim jamnikiem Pimpusiem i poważna nauczycielka polskiego pani Tołłoczko. Jak to bywa we wspólnych mieszkaniach, nie brak problemów z takiej przymusowej koegzystencji, ale zasadniczo lokatorzy darzą się wzajemną sympatią i pomagają sobie w życiowych kłopotach.
Taki jest punkt wyjścia, gdy w mieszkaniu przy ulicy Boleść pojawia się nastolatek Michał, siostrzeniec pana Czernika - matka przywiozła go z Łodzi, gdzie chłopak nie mógł dojść do ładu ze swoim ojczymem. Michał jest bardzo pewnym siebie zawadiaką, prędzej ucho od śledzia niż chwilę jego słabości ktoś zobaczy.
Wkrótce potem w pokoju nauczycielki pojawia się młoda kuzynka, Agnieszka. Okazuje się, że chodzi do szkoły o rok wyżej i w ogóle jest jakaś taka - w oczach Michała - przemądrzała. Toteż Michał buntuje przeciwko niej Witka, starszego syna państwa Piotrowskich. Zaczynamy naszą przygodę z tą trójką: będziemy jej towarzyszyć w chwilach radości i smutku, przyjrzymy się, jak rodzi się przyjaźń i jak zmieniają się życiowe priorytety pod wpływem mądrej dziewczyny...
Chłopcy chodzą na telewizję do jednego z kolegów. Poszukałam początków telewizji w Polsce na Wikipedii, okazuje się, że codzienny program ruszył w 1961 roku.
Charakterystyczne ilustracje wykonał Gwidon Miklaszewski.
Początek:
i koniec:
W domu znalazłam jeszcze cztery powieści tej autorki:
To oczywiście nie wszystko, bo przecież jeszcze i Złota kula była i Raz, gdy chciałem być szlachetny i Za minutę pierwsza miłość... Znacie je wszystkie?
Wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1988, wyd.IX, 302 strony
Ilustrował Gwidon Miklaszewski
Z własnej półki
Przeczytałam 13 lipca 2013
Mój egzemplarz pochodził z serii "Lista honorowa H. Ch. Andersena" i była to najlepsza, moim zdaniem, książka Ożogowskiej. Zapowiada się długie poszukiwanie w dziecięcej biblioteczce, która pewnie nabiera kurzy w jakich kartonach na strychu u moich rodziców :-).
OdpowiedzUsuńZa tą serią andersenowską akurat nie przepadam, choć miała twarde okładki.
UsuńOczywiscie, ze znam, pamietam, chociaz dawno nie czytalam. Ostatnio przytargalam do domu kilka ksiazek Rolleczek, to takze, oprocz Ozogowskiej, wspomnienie mojego dziecinstwa.
OdpowiedzUsuńRolleczek też lubię bardzo, choć w młodości poznałam ją tylko poprzez Drewniany różaniec, a te jej książki młodzieżowe czytałam będąc już dorosłą :)
Usuńha ha ha ...................,chcę wołać"JA PROTESTUJĘ,ALE MI PANI NAROBIŁA APETYTU!!!"-anna
OdpowiedzUsuńW takich przypadkach rozwiązanie jest jedno - spacer do biblioteki :)
Usuńtyle,że najpierw muszę oddać to,co już z niej przyniosłam a to jeszcze trochę potrwa,"złota kula"była kiedyś lekturą prawda?-anna
OdpowiedzUsuńTak, pamiętam, że to lektura była - ale w domu mi się nie uchowała...
UsuńMiałam, miałam to wydanie!Oczywiście już nie mam, ach świetnie, że przypomniałaś!
OdpowiedzUsuńRozumiem, że będzie w czytaniu :)
UsuńPo szybkim zanabyciu :)
UsuńA moje ucho od śledzia nie miało obrazków,niestety. W ogóle to znacznie bardziej wolałam dziewczynę i chłopaka, choć adaptacja filmowa średnio mi się podobała, nawet jako osobie nieletniej i kinowo niedorobionej ;). . A teraz to faktycznie Pani Hanki raczej nie widać.
OdpowiedzUsuńEch, zanim Dziewczynę i chłopaka nakręcili (w 1980 roku), to ja już wyrosłam z takich lektur i takich filmów. To teraz się na starość wraca :)
OdpowiedzUsuńNie wiem z jakiego Ty jesteś pokolenia, ale zdanie zabrzmiało groźnie.Nie pamiętam nic z tej książki, ale pamiętam deszczowy dzień, i przeziębienie --wróciłabym z sentymentu, ale oj się, że się zawiodę...
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZostają czasem takie właśnie wspomnienia deszczowego dnia albo ciasta podsuniętego przez mamę... towarzyszących lekturze. Do dziś mam na końcu języka słone ciasto drożdżowe, które podjadałam czytając pierwszy tom Prousta, takie postne, bo było to w Wielkim Tygodniu.
Pamiętam książki Ożogowskiej, a "Ucho od śledzia czytałem" w odcinkach, w piśmie "Płomyczek". Szkoda, że dziś internet zjadł czasopisma dla dzieci i młodzieży. To było przeżycie, nowy, pachnący farbą drukarską egzemplarz "Świerszczyka" z Gąską Balbinką, a później "Płomyczka", "Płomyka" i "Świata Młodych". Od razu było raźniej i świat się wydawał bardziej przyjazny.
OdpowiedzUsuńZdzisław