Co to za seria? Nazywa się Przeczytaj, to ciekawe.
Wydawnictwo pisze na okładce o opowiadaniach ze słonecznikiem. Wychodziły w latach 1974-1979, więc może już byłam za stara na nie i dlatego nie znam. Przynajmniej sądząc z treści tej książeczki (znalezionej w knihobudce), gdzie bohaterami jest dwójka dzieci z klasy IIA.
Całkiem pouczająca lektura, pokazująca, jak nieprawidłowe zachowanie nauczycielki - przeczytała na głos w klasie treść liściku miłosnego od Piotrka do Ani - może wywołać tsunami w postaci decyzji wspólnej ucieczki z domu. I zabawna, bo wyobrażenie dzieci na temat uroków dorosłego życia (po co kotlet na obiad, jak można zjeść lody) i sposobów zarabiania na nie rozbawi każdego. No, może nie drętwych gości inżyniera Skubacza z ostatniej strony...
Jednocześnie opowiadanie przynosi refleksję, że na którym byśmy nie byli etapie życia, traktujemy to, co nam się przydarza, jako wielką katastrofę.
Postanowiłam książeczkę zatrzymać, jako jedyny posiadany egzemplarz z całej serii, a co tam, malutka jest, gdzieś się ją upchnie.
Początek:
Koniec:
Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1979, 75 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 20 sierpnia 2025 roku
A jeśli szukacie informacji o seriach dla dzieci i młodzieży w PRL-u to znalazłam taką pracę - klik.
Pralczany wypadek
Przypomnę pewną historię - a kto nie zna, tego napomnę, żeby koniecznie się zapoznał z dylogią o amerykańskiej rodzince.
Pewnego dnia, gdy mąż był w pracy, a dzieci w szkolnych i przedszkolnych przybytkach, pani domu poczuła w kuchni okropny smród, wywołujący duszność i mdłości. Jednocześnie stara lodówka, która do tej pory wydawała z siebie nieustający stukot - ucichła. Sprawa była jasna: to z niej wydobywa się trujący gaz. Skontaktowany telefonicznie warsztat naprawy lodówek polecił natychmiast opuścić dom. Na obiad trzeba było zabrać dzieci do baru (a w piekarniku była kura!). Felerny sprzęt został wytaszczony na dwór i oczywiście zaraz pojawił się samochód firmy produkującej lodówki. Wybór nowego modelu nie był trudny, bo matka od paru lat nosiła się z myślą o zakupie nowej. Sprzedawca zalecił wymycie wszystkich naczyń w kuchni i przy tej okazji dodał, że da duży rabat, jeśli jednocześnie wezmą zmywarkę do naczyń. Mąż podpisał czek. Przy nowych sprzętach stare linoleum wyglądało fatalnie, a dla uzupełnienia ogólnego wyglądu kuchni bohaterka kupiła również nowy obrus. Mąż tylko wzdychał ciężko.
Kilka dni później najstarszy syn poinformował matkę, że dostał od ojca dwusiarczan sodu do robienia eksperymentów, wsypał go do miseczki, dolał jakiegoś kwasu i postawił na kaloryferze w kuchni, a teraz miseczka jest pusta - ulotniło się. Tak, było to wtedy, gdy kupili nową lodówkę (i całą resztę). Ale ojcu lepiej o tym nie wspominać 🤣
No. Więc tak. Przyjechali wczoraj panowie z pralką, odłączyli i wynieśli starą, wnieśli nową, podłączyli, nastawili próbne pranie i... nie działa.
- A prąd w gniazdku to jest? Niech no pani da jakąś przedłużkę.
Wolnej przedłużki pod ręką nie miałam, ale podałam suszarkę do włosów. Nie działa. Spróbowaliśmy jeszcze w gniazdku koło umywalki. Nie działa. Pan poszedł sprawdzać skrzynki.
Pamiętacie, jak pisałam, że w weekendową noc strzeliły korki? Po "naprawieniu" bezpieczników w skrzynce na klatce schodowej sprawdziłyśmy, czy wszędzie się światło świeci, a zwłaszcza w lodówce i to od materaca przeciwodleżynowego, świeciło się, więc ok.
Tyle że opadł bezpiecznik od gniazdek w łazience, ten w skrzynce wewnątrz mieszkania, więc gdy we wtorek chciałam włączyć pralkę...
No ale cóż, mam teraz nową 🤣 która co prawda nie pokazuje, na jakim jesteśmy etapie prania, tak jak poprzednia, ale wyświetla, ile minut zostało do końca. Nie kijem go, to pałką.
Pan widząc moją minę po tym odkryciu gniazdkowym pocieszył mnie:
- Ta stara i tak już była skorodowana.
Przynajmniej mieli co opowiadać w pracy 😂
Czy dokupiłam coś jeszcze do nowej pralki? Niechcący tak 😁 Musiałam bowiem pojechać do sklepu oddać coś o nazwie magnetyzer (kupowałam pralkę przez telefon i pan mi to wcisnął, że niby będzie miększa woda; na miejscu okazało się, że mam za blisko ściany kranik i nie mieści się), w centrum handlowym remonty, nachodziłam się i naszukałam sklepu, a po drodze zobaczyłam, że niby sale do 70% w czymś o nazwie Homla, wlazłam i znalazłam ceramiczny pojemnik na sól z bambusową przykrywką, no i tak jakoś stwierdziłam, że dosyć trzymania soli w starym wyszczerbionym kubku 🤣 Po czym w domu córka orzekła, że lepiej będzie dać do niego herbaty ekspresowe i na tym stanęło. Czy mam jechać po drugi na sól?
/nie, nie zamierzam, z powodu pralkowego wydatku do końca miesiąca oszczędzamy; dobrze, że nie musimy kupować wyprawki szkolnej/
Ojczasty potoczył się przed chwilą do naszego pokoju, pomacał kaloryfer i ze smutkiem stwierdził, że nie ogrzewają...
Bardzo pechowo wyszlo z pralka, jakby tylko jeszcze tego Ci brakowalo.
OdpowiedzUsuńZastanowilo mnie jedno - o ile pamietam stara kupowalas gdy remodelowalas kuchnie a to nie bylo dawno temu i juz sie zardzewila?
Nie, ja wtedy do kuchni kupowałam suszarkę, a nie pralkę. Pralka jest z czasu remontu łazienki, a to było tak 9-10 lat temu.
UsuńNiezbyt przyjemna przygoda…
OdpowiedzUsuńNo coś Ty - mnie ubawiła 😂
UsuńPo pierwsze, jak się jest frajerem, to trzeba płacić frycowe.
Po drugie, czuła bym się gorzej, gdybym zamówiła fachowca do starej za 250 zł i dowiedziała się za te pieniądze, że należy podnieść klapkę bezpiecznika 🤣 A tak to przynajmniej mam nową pralkę!
Ach ten amerykański serwis. Na nową lodówkę czekalismy trzy dni, ale rzeczywiście jak bojler zalał dom to wciągu godziny od rozmowy z ubezpieczalnią zadzwoniła firma i wkrótce pojawiła się ekipa do zrywania parkietu i układania nowego za tylko jak stwierdzili 30000. To nie dlatego, że ubezpieczalnia tak szybka do pomocy, ale firmy mają (nie)legalny dostęp do ubezpieczalni zgłoszeń.
OdpowiedzUsuńO matko, tak Wam zalało podłogę, że nadawała się do wymiany?! No nieźle.
UsuńA widzę, że firmy rozmaite działają jak zakłady pogrzebowe, kto pierwszy ten lepszy i dostęp do informacji...
Czekaj, ja przeczytałam 3000... a tu jest 30 tys. Jezu!
Ja właśnie sobie uświadomiłam, że po raz pierwszy nie kupuję WYPRAWKI SZKOLNEJ (co prawda w ostatnim roku były to tylko długopisy BIC i kilka zeszytów dla maturzysty, no ale). Na studiach nawet zeszyty niepotrzebne. Niby oszczędność, ale ehh.
OdpowiedzUsuńZ tej rozpaczy kupiłam zeszyt dla siebie 😅
Dobre z tą pralką, no ale trzeba widzieć szklankę do połowy pełną, będziesz miała nową, sprawną (przez trzy lata 😂).
A opowiadanko sympatyczne, sama bym przygarnęła. Ładne to coś z Homli.
A i dzięki za pdf-a, będę wypisywać, co bym chciała😍
UsuńJak można bez zeszytów, choćby i na studiach 😁
UsuńJa też kupiłam zeszyty dla siebie! Nie napisałam, ale to była kolejna wyprawa (mam już ich dość - co prawda narzekam na uwiązanie w domu, ale te jazdy, żeby coś załatwić i ze strachem, że w tym czasie się podzieje, to żadna radość). Zeszytów różnych (częściowo ze Śmieciarki czy knihobudek) mam sporo, ale potrzebowałam takich na Pragę, a to muszą być 32-kartkowe. Okazało się, że z cienkich w domu były tylko 16-kartkowe, gdzież by mi to wystarczyło! Wyprawa średnio udana, nie było tych, co zawsze kupowałam, ale i tak wzięłam pięć na zapas. Teraz już mogę wpisywać i na maj i na sierpień 2026 pomysły!
Tak, nowa pralka chwilę pochodzi 😉 z rozpędu zaczęłam czytać instrukcję, a tam piszą, żeby co 3 miesiące czyścić filtr jakiś (nie ten, co jest z przodu, ten osobno) - w życiu tego nie robiłam 😂