wtorek, 16 września 2025

Ewa Lach - Zielona Banda

To jest druga z zapowiadanych niegdyś sensacji z knihobudki. Czytałam o tym, że Ewa Lach wydała pierwszą książkę jako uczennica liceum i oto ona. Autorka miała wówczas 16 lat 😀

Jak to zobaczyłam - oczy mi się zaświeciły. W szkolnych czasach byłam szczęśliwą posiadaczką Klubu Kosmohikanów i co prawda nic z tego nie pamiętam, ale potem nazbierałam małą kolekcyjkę Lachowską i coś mi się wydaje, że zrobię może jakiś projekcik?

Natomiast jeśli chodzi o Zieloną Bandę to oj. Ponieważ miałam w pamięci ostatnio przeczytanych Lipniaków, skojarzenie nasunęło się samo. To jest powtórka z Lipniaków, tylko uwspółcześniona, bo Lach dorzuciła a to Niewidzialną Rękę, a to Timura i jego drużynę, natomiast odjęła nieco patetycznego patriotyzmu. Historia jest taka: Olek wybierał się z kolegą na wakacje na Mazury, a tymczasem mama miała operację, potrzebne były pieniądze, więc chłopiec zostaje wysłany na wieś do rodziny. Jedzie nastawiony bardzo negatywnie (jakie tam będą nudy), ale poznaje miejscową Zieloną Bandę i jej szefową Dankę. Bandzie zagrażają chłopcy z sąsiedniej wsi (oczywiście łobuzy), więc trzeba zbudować twierdzę/barykadę. Olek zostaje naczelnym inżynierem 😁

Ogólnie nudy na pudy, powiedziałabym. Teraz jestem ciekawa, jakie będą te późniejsze książki. 

Muszę dopisać do listy lektur wakacyjnych, nie zapomnieć! 

Początek: 


Koniec:

Wyd. Czytelnik, Warszawa 1961, 110 stron

Z własnej półki (chwilowo zatrzymuję jako ciekawostkę)

Przeczytałam 10 września 2025 roku
 

Najnowsze nabytki

Przez prawie cały tydzień był spokój z nowymi/starymi książkami, nic interesującego się nie pojawiało, ach, mówiłam sobie, byle tak dalej 😂 aż tu w piątek po południu córka mi dała wychodne i najpierw w knihobudce na Orlenie znalazłam Perry Masona w oryginale - oczywiście jest mi do niego bardzo daleko, ale może kiedyś jednak ten mój angielski się wespnie na wyższy poziom? - potem do naszej osiedlowej ktoś podrzucił jakąś ramotkę pod tytułem Intymny pejzaż prowincjonalny, tom wzięła (że do przeczytania tylko), a jeszcze wieczorem spotkałam pod tąże osiedlową budką dziewczynę-imienniczkę. Gadu gadu, a one z siostrą będą opróżniać mieszkanie po mamie i od słowa do słowa zaprosiła mnie na książkowe łowy. Wyszłam z 17 sztukami. Brillat-Savarin jest na podmiankę, bo mój egzemplarz zafajdany jakiś 😂 Ten Paddington to nie wiem, co za jeden, tłumaczenie Rusinka czyli jakieś nowe tomiki?

Mieszkanie jest trochę większe od mojego i ma zupełnie inny rozkład (nigdy nie byłam w tym bloku) i oczywiście po powrocie do domu myślałam jedynie o tym, jak bym je dla siebie urządziła i że szkoda, że nie było na sprzedaż wtedy w 2023 roku przed przyjazdem Ojczastego, gdy brat oferował się kupić nam większe, bo może bym na to poszła - choć generalnie nie miałam ochoty się wyprowadzać, skoro właśnie zrobiłam nową kuchnię 😉 W każdym razie już rozrządziłam, jak się połączy kuchnię z pokojem obok i że mój pokój będzie ten największy i ile ścian jest na regały i że przedpokój fantastyczny z wielką szafą, no po prostu JUŻ TAM PRAWIE ZAMIESZKAŁAM. I loggia jest!

Nie wiem, czy nie wproszę się jeszcze raz przed wyjazdem dziewczyny, żeby dokładniej obadać to połączenie kuchni z pokojem 🤣

A poza tym - nostalgia. Bo mieszkanie takie z PRL-u, wiecie, ale takie inteligenckie. Rzeczywiście bardzo dużo książek, w każdym pokoju (i w tym fantastycznym przedpokoju też) półki i regały i ten księgozbiór taki charakterystyczny dla dawnych czasów, tylko zerkałam na te same książki i wydania, które były u nas, a których część zabrałam do siebie niegdyś, na przykład Dickens. 

Na półeczce pod sufitem w przedpokoju był zbiór Steinbecków, Greene'ów, Salingerów, Saroyanów - musiałam się mocno hamować... Na pierwszy rzut przeczytałam Stawkę o żonę, ale najpierw będzie jeszcze Parandowski. 


A w niedzielę odebrałam ze Śmieciarki pakiet kulinarny (plus siatkę z notesami do kompletu 😁). Na razie zajrzałam jedynie do Ryżu (coś tam się zrobi), no i cieszę się z Najlepszych dań z kasz i ryżu, bom na kasze napalona, a jedyne, co mi przychodzi do głowy, to kasza do mięsa z sosem - może będzie tam coś innego 😉 Dokładnego przejrzenia wymaga jeszcze ta Domowa kuchnia, bo coś mi świta, że to jest wydanie pod innym tytułem czegoś, co mam, a co nazywało się Warzywa w kuchni. Jeśli to to samo (autorzy Dębscy), to będzie na podmiankę. Jeśli chodzi o Torty i ciasta z kremem to chyba nie bardzo 🤣 ale córka się zainteresowała w pierwszej kolejności - jej ulubione ciastko to, wyobraźcie sobie, wuzetka. Phi!
 



32 komentarze:

  1. Wygląda na to, że Ewa Lach żyje (i oby jak najdłużej!) i chyba mieszka w Krakowie.
    Co do kaszy, w moim domu mama robi bulgur z pieczarkami i serem fetą i nadziewa papryki, później do piekarnika. Pyszne (bez .pl)

    Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zemsta rodu Sawanów"?

      Usuń
    2. Nie wiem, czy w Krakowie, ale piszą na Wikipedii, że wróciła do Polski, więc może.
      Od nadziewanych papryk wolę nadziewane cukinie, ale papryki też pyszne, zwłaszcza z takim farszem!

      Usuń
    3. To jedna z dwóch książek Ewy Lach jakie czytałem lata temu.
      Jest to poniekąd zbiorowy pamiętnik rodziny Sawanów, pisany z pozycji dzieci.
      Pozdrawiam - Nieryba.

      Usuń
    4. Ja to też mam, o ile dobrze pamiętam - ale nie czytałam.

      Usuń
    5. Pamiętam, że "Zemsta ma swoją kontynuację, której nie pamiętam tytułu.

      Usuń
    6. "Imieniny babci Józefiny" 😉

      Usuń
  2. "Najlepszych dań z kasz i ryżu, bom na kasze napalona"
    Krupnik i długo nic. A zdanie pięknie przypomina moje wspomnienie o (czytanym) prażeniu kaszy na patelni. Jacek Kleyff onegdaj pisał w swojej (auto)biografii, że taka kasza pyszną jest. Nie pamiętam tylko jaka. Lubię rano prażony słonecznik do owsianki wrzucić. Jest sytny i ma piękny zapach, pod warunkiem, że nie przysnę nad patelnią.

    Pozdrawiam - Nieryba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaszy prażonej na patelni nie próbowałam. I może lepiej na razie nie 😁 Im mniej z patelni, tym lepiej. Dlatego boję się obecnie risotta, choć tak bardzo lubię.

      Usuń
  3. "znalazłam Perry Masona w oryginale" Dlaczego miałbym czytać Perry Masona (w oryginale)? Angielscy autorzy intrygują mnie z powodu języka.
    Nieryba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu, że jak już czytać w oryginale, to najłatwiej kryminały 😂

      Usuń
  4. "Buszujący w Zbożu" Salingera to ciekawa, intrygująca książka. Kilkadziesiąt lat temu udało mi się otrzymać wersję angielską i tłumaczenie polskie, obydwie czytałem. Ponad miesiąc temu trafiły do antykwariatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam chyba tylko w szkolnych czasach, więc jestem ciekawa powrotu.

      Usuń
  5. Pamiętam, że byłam zszokowana, jak na okładce " Kosmohikanów" wyczytałam, że autorka miała 16 lat. Sama byłam kilka lat młodsza i wydalo mi się to wręcz nieprawdopodobne. Nie wiem jakim cudem jej to wydali. W sumie czytable, ale bez przesady, wielkiego talentu nie miała, kariery pisarskiej nie zrobiła i do dziś nie wiem, jak jej się to udało?

    Smutne takie opróżnianie mieszkania, ale dla mola książkowego szczyt marzeń, wybrać i wziąć co dusza zapragnie. Z Twoich łupów chciałabym "Simonę", już dawno się na nią czaję w bibliotece i zapominam zamówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, oto pytanie - jakim cudem jej wydali. Czy był jakiś konkurs literacki dla młodzieży czy co? Ale to by napisali chyba, że zwyciężczyni.

      Simona tam była w trzech odsłonach, już nie pamiętam, jakie były pozostałe. A tak w ogóle to oczy latały i nie wiedziałam, na co się rzucać 🤣 a tu jeszcze konwersacja cały czas, to rozpraszało. Z drugiej strony wiedziałam przecież, że powinnam raczej NIE brać niż brać. Znowu stosik na podłodze przybył...
      Gdyby były stare kryminały, to wiadomo, wszystko 😉

      Usuń
    2. A ja ostatnio przywlokłam 12 (w tym Faulkner w dwu tomach) ze Schroniska Książek. Zadowolona jestem, bo tym razem upolowałam wszystko co chciałam. I też trochę się cieszę, a trochę martwię, gdzie to upychać🙈

      Pod poprzednim postem była dyskusja o pisaniu listów. Czytam właśnie znaleziony w internecie wybór korespondencji Dąbrowskiej ze Stanisławem Stempowskim (jej towarzysz życia po śmierci męża, przez prawie 30 lat). Jakież oni piękne listy pisali. Juz abstrahuję od tego, że nie mam do kogo i ostatni list napisalam ze 20 lat temu, to wprost skręca mnie z zazdrości, bo ja chyba nie spotkałam w życiu osoby, z którą miałabym aż takie porozumienie intelektualne. Pisali o książkach, życiu, filozofii, polityce, coś pięknego. A przecież oni mieszkali ze sobą, te kilka tysięcy listów słali z wyjazdów, co kilka dni. W ogóle odkrywam na nowo Dąbrowską, zaczęlo sie od dziennikow, teraz pochłaniam wszystko co mam i co w sieci znajdę. Kocham "Noce i dnie", ale jej opowiadań nie czytałam od czasów szkolnych. A są naprawdę świetne.

      Usuń
    3. Ho ho, 12 sztuk 😎 A jaki Faulkner występuje w dwóch tomach?

      Znaleziony w internecie? Znaczy czytasz to na komputerze /telefonie? To podziwiam, ja dłuższego tekstu w ten sposób nie przeczytam...
      Na Dąbrowską się szykuję już od dawna.
      Ale czekaj, to oni tak oboje często wyjeżdżali?

      Usuń
    4. Opowiadania Faulknera. Tak, ja dużo czytam na telefonie, miałam nawet czytnik, ale beznadziejny (Inkbook), zwróciłam go, już wygodniej na telefonie, korzystam z apki ReadEra. Jak poziomo trzymam, to nie jest źle.
      A Dabrowska i Stempowski faktycznie często wyjeżdżali osobno, on na Kresy, ona do rodziny, na literackie jakieś wyjazdy np. PEN- clubu, a po wojnie przesiadywała tygodniami u tej swojej kochanki Kowalskiej we Wrocku

      Usuń
    5. Ta relacja Dąbrowska - Stempowski jest dla mnie nowością... Listy wyszły w wersji książkowej, więc może się kiedyś na nie trafi.
      A może nie.
      Dziś trafiłam... a nie, to napiszę w kolejnym poście 😁

      Usuń
  6. Masz fajnie z tymi knihobudkami, u nas mizeria, muszę szukać nowych dla siebie na wyprzedażach w księgarniach internetowych...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bieda. Zawsze wolę stare różne (choć oczywiście jeśli się trafi jakaś interesująca nowość, to też biorę).
      Powoli zbieram się do ponownego kontaktu z Szyszkodarem, bo z poprzedniej dostawy zostało zaledwie kilka do zaniesienia, a w knihobudce zaczynają królować gazety. Wczoraj ktoś przyniósł masę takich o robótkach ręcznych.

      Usuń
  7. Nigdy sama nie wyprobowalam ale jeszcze mieszkajac w Polsce slyszalam ze kasze, ryz mozna podgotowac a pozniej dac jej "dojsc" trzymajac pod pierzyna. Jakim sposobem nie byloby gotowane to lubie jedno i drugie z gulaszem. Slyszalam rowniez o golabkach z kasza zamiast ryzem.
    Faktycznie szkoda ze nie slyszalas o tym dogodnym mieszkaniu.
    Wpisalam sie do czwartej biblioteki ale taka mala jesli chodzi o ksiazki fiction ze po pierwszym razie nie ma tam co wracac. Dali mi mape bibliotek publicznych ( bo sa prywatne/platne tez) w naszym rejonie i jest ich bardzo duzo ale wiekszosc zbyt daleko by do nich regularnie jezdzic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak gotowała ryż i kaszę moja mama, garnek zawijało się w gazetę, a potem w pierzynę 😁

      Szkoda istotnie z tym mieszkaniem, bo 5 metrów nie robiłoby tak wielkiej różnicy w czynszu, a rozkład wygląda o wiele korzystniej. No i ta loggia!
      Tak to już w życiu jest, nie ma co nad tym boleć... nawet gdybym namówiła brata na tę inwestycję teraz, gdy Ojczasty i tak czeka na miejsce w ZOL-u (czyli tylko po to, żeby MNIE poprawił warunki mieszkaniowe na przyszłość), to jednak w remonty by trzeba było włożyć masę kasy. I w nowe meble. Ale pomarzyć sobie mogę 😂

      Masz problem z tymi bibliotekami. A to dlatego, że za dużo już przeczytałaś i nic Ci nie zostaje 🤣

      Usuń
  8. Ale zawrót głowy!
    Ta Lach na zdjęciu niezmiernie podobna do mojej mamy z tamtego okresu, nawet warkocze ma takie same.
    Imponujący zbiór u tej pani, taaakie nazwiska... Nie wiedziałabym, za co łapać. A tu ograniczenie metrażu straszne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, może to Twoja mama pod pseudonimem, nie wiesz, kogo w domu miałaś 😂
      Niestety, gdyby nie to ograniczenie, wyszłabym z pełnym wózkiem na zakupy.

      Usuń
  9. Napisała i wydała książkę w wieku 16 lat - imponujące.
    Myślałem, że najmłodszą pisarką była Masłowska.
    Inna rzecz, że napisać w tym wieku Wojnę polsko-ruską to niesamowity wyczyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masłowska to jednak inny kaliber...
      Mimo to owszem, imponujące. I niezwykle ciekawe, jak na nią trafiło wydawnictwo i jak do tego wydania doszło.

      Usuń
  10. Pamiętam Zemstę Rodu Sawanów - tzn. pamiętam, że czytałam ją wiele razy, ale kompletnie nie pamiętam o czym była :) Ciekawe to porównanie do Lipniaków- zerknęłam nawet do biblioteki ( z myślą, że może pożyczę i przeczytam), ale akurat akurat Zielonej Bandy nie ma, może chociaż Zemstę... sobie przypomnę ? mMa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Zielona Banda to taki rarytas, pewnie jako staroć usuwano z biblioteki, no bo taka jest praxis, niestety...

      Usuń
    2. Niektóre rzeczy usuwane z bibliotek po 1989 roku są dziwacznie usuwane. Jakby z klucza politycznego. Mam w domu książki Manueli Gretkowskiej z pieczęciami bibliotecznymi. Wiem, że Manuela w słowa parlamentarnych umie dosolić prawej stronie w swoich felietonach. Nawet jej nagrodzoną pozycję usunięto z księgozbioru. Możliwe, że to jakaś biblioteka była likwidowana. Nie wiem, sprawa godna zainteresowania.

      Usuń
    3. Nawet jeśli biblioteka była w całości likwidowana, to w teorii jej zbiory powinny zostać rozparcelowane do innych filii. Na logikę. Ale co ja wiem. Być może rzeczywiście z klucza politycznego?

      Usuń